do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czemu się pan na mnie gapi? - spytała z irytacją, zastanawiając się dlaczego zarówno on, jak i tamta kobieta stracili panowanie nad sobą, widząc jej twarz.Mężczyzna nie odpowiedział.Odstawił kosz na biurko i podszedł do niej.Palcem uniósł jej podbródek i przyjrzał się jej w pełnym świetle.- Luther Hayes cię tu przysłał? - spytał ochryple.- Pracujesz dla niego?- Ja.ja nie znam nikogo o takim nazwisku.Przyszłam tu, bo tak polecili mi prawnicy.Naj.najwyraźniej załatwili mi posadę u kogoś z tego teatru.Wyrwała się, gdy w jego oczach zapłonął gniew, który jednak znikł chwilę później, ustępując miejsca zmęczeniu i rezygnacji.- Zamierzasz występować.Na samą myśl oblała się szkarłatnym rumieńcem.Może istotnie z chwilą opuszczenia domu miała nieco więcej tupetu, nie tyle jednak, żeby myśleć o aktorstwie.- Nie! Miałam tu objąć posadę krawcowej i pracować nad kostiumami.Widząc, że nadal patrzy na nią z niedowierzaniem, drżącą ręką wydobyła z kieszeni schowany w niej skrawek papieru.- Tu jest kontakt, który dostałam, zanim wsiadłam do pociągu.Skrzywił się, czytając nagryzmolone instrukcje.Zerknął na nią raz, potem na zapisany świstek, następnie schował go do kieszeni na piersi.Rozsiadł się w fotelu za biurkiem, nogi położył na blacie i przyjrzał badawczo znad zestawionych w kształt namiotu palców.Jego zwężone oczy nadal wyrażały podejrzliwość.- Nie potrzeba mi krawcowej - odezwał się.- Och.- Dźwięk ten mimowolnie przedostał się przez jej zmartwiałe wargi.Nogi się pod nią ugięły.Pomimo wczesnej godziny, biuro wydało się jej nagle rozgrzane jak piec i duszne, i pożałowała próżności, która kazała jej tak mocno zasznurować gorset przed wyruszeniem na podbój Nowego Jorku.Musiała usiąść.Teraz.Zanim zemdleje.Poruszając się jak ślepiec, dotarła jakoś do skórzanej kanapy, kuląc się przy każdym chrupnięciu porcelany pod butami.- Widzisz, Constance - nie można było nie dostrzec szyderczej nutki w jego głosie - wedle tego świstka miałaś zgłosić się do teatru na 1-11 Kensington.Przytaknęła bezgłośnie.- A tutaj jest Kensington 1-17.Źle trafiłaś.Serce zaczęło rozpaczliwie kołatać jej w piersi, ręce miała zimne.- Och, nie.- Nie zdołała zapanować nad jękiem, tak jak nie panowała nad własnym głosem, brzmiącym cicho i pokornie.Wszystko, co przytrafiło się jej w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, było wynikiem pomyłki.Potwornej pomyłki.- Adres, którego szukasz, jest przecznicę dalej - wyjaśnił Gideon i poczuła się jeszcze bardziej upokorzona.Lustro, pocałunek, uwięzienie w tych czterech ścianach - wszystko to dlatego, że nie potrafiła odczytać prawniczego charakteru pisma.- To był piękny teatr, nie przeczę.Kusiło mnie nawet, żeby go kupić i zlecić zrobienie nowego wystroju, zanim zdecydowałem się na tę nieruchomość.Wtedy dopiero uderzyło ją to, że Gideon mówił o teatrze w czasie przeszłym.Najchętniej zerwałaby się na równe nogi, zapytała jednak swobodnie:- Był?- Spłonął dwa tygodnie temu.Niedługo po odczytaniu testamentu.Niedługo po tym, jak wszystko zaplanowano, a siostry ruszyły w drogę.Constance musiała jeszcze poczekać na dostarczenie biletów.Oczy same jej się zamknęły, opuściła głowę, uciskając skronie koniuszkami palców.„Myśl.Myśl” - komenderował jej mózg, ale nie mogła się skupić.Zamiast tego problemy zaczęły się mnożyć.Co ma ze sobą począć? Bez pracy, bez kogoś, do kogo mogłaby się zwrócić o pomoc.Na domiar złego, zostało jej niewiele pieniędzy - z pewnością nie dość, by zapłacić za wyrządzone przez Pana Bentleya szkody.Skontaktowanie się z prawnikami, by zapytać, jak w zaistniałej sytuacji może objąć spadek, potrwałoby co najmniej dzień.Do tego czasu miała wielkie szanse wylądować na ulicy.Nie, nie, nie.- Obawiam się, że straciła pani pracę, panno Pedi - grue - przypomniał Gideon bezlitośnie.- Po pożarze wszyscy aktorzy z teatru Royale i reszta pracowników rozpierzchli się w poszukiwaniu zatrudnienia.Co oznaczało, że jeśli ona sama uprze się przy podjęciu pracy gdziekolwiek indziej, będzie musiała konkurować z byłymi pracownikami z Royale’u.Wyrwało się jej ciche westchnienie żalu.„Czy to pasmo nieszczęść nigdy się nie skończy?” - pomyślała, uzmysławiając sobie, w jakich znalazła się tarapatach.Nie dość, że nie miała środków na utrzymanie, to jeszcze, zgodnie z zapisami testamentu, nie mogła objąć spuścizny po ojcu, dopóki nie przepracuje w wybranym przez niego teatrze pełnego roku.A bez tych pieniędzy, w przyszłości nie będzie miała żadnego źródła dochodu, chyba że ojciec przygotował jakiś plan awaryjny.Kiedy w końcu otworzyła oczy, przekonała się, że Gi-deon nadal otwarcie się jej przygląda.Wzdrygnęła się, gdy dostrzegła w wyrazie jego twarzy mieszaninę sceptycyzmu, ciekawości i niezrozumiałego dla niej znużenia.Opuścił nogi na ziemię, wsparł się dłońmi o biurko i rzucił niskim, oschłym głosem:- Niezła z pani aktorka, panno Pedigrue.- Aktorka?- Myślę, że już dość długo robi pani z siebie pierwszą naiwną.- Naiwną? - powtórzyła jak papuga, zastanawiając się, dlaczego ten człowiek lubował się w sypaniu zagadkami.- Proszę mi powiedzieć, po co tu pani naprawdę przyszła.To, że wygląda pani tak jak wygląda, nie może być dziełem przypadku.- Nie rozumiem.- Potrząsnęła głową, zakłopotana.- Mówiłam już, skąd się wzięłam w pańskim teatrze.Zapewniam pana, że to przez najzwyklejszą pomyłkę.- To już pani powiedziała.Ale jeśli jest w tym coś więcej, to chcę poznać prawdę.Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście coś przed nim taiła, i zaniepokoiło ją to.Co takiego spodziewał się usłyszeć?- Panie Payne.- Odpowiedź uwięzia jej w gardle, kiedy uprzytomniła sobie, że mężczyzna nadal przypatruje się jej uważnie.Aż nazbyt uważnie.Nagle zdała sobie sprawę, że ten oto człowiek dotykał jej, całował ją - i nawet po tak intymnych czułościach miał ją za osobę nie do końca uczciwą.A to bolało.Na jego twarzy pojawił się cyniczny grymas, zupełnie jakby mężczyzna czytał w jej myślach, i w pokoju zapadła pełna napięcia cisza.- Czy to możliwe, żebyśmy się wcześniej spotkali? - spytał z podejrzaną słodyczą.Słodyczą, której nie do końca ufała.- Nie, nigdy.- Jest pani pewna?Pewna? Całkowicie.Pamiętałaby go i te jego oczybarwy obsydianu.Pamiętałaby, że jego bliskość sprawia, że krew szybciej krąży w żyłach, a poczucie przyzwoitości zaczyna zawodzić.- Tak, panie Payne - odparła przez zaciśnięte zęby.- Jestem tego absolutnie pewna.- Proszę mówić mi po imieniu.Gideon.Zasznurowała usta.Jeżeli wyobrażał sobie, że będzie zwracać się do niego po imieniu - do całkowicie obcego człowieka - to grubo się mylił.Ani myśli tak się spoufalać.Spoufalać? Całowała się z nim.Czuła na policzku jego ciepły oddech.Czy będzie to miało jakieś znaczenie, jeśli zwróci się do niego po imieniu?Otóż tak.Kolosalne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl