do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ukształtował.Jeśli będzie trzeba – zaryzykują dla mnie życiem, robiły to już niejednokrotnie.Ale muszą się kochać i muszą zabijać – inaczej chorują.To drugie nie jest specjalnym problemem.Świat, w którym żyję, roi się od istot (bo czasem trudno nazwać je ludźmi), które powinny zostać zabite.Bez emocji, bez gniewu, po prostu trzeba je eksterminować jak wściekłe psy.Dziewczętom jest obojętne, kogo zabijają, mnie nie.Dlatego od dwóch lat wędruję po okolicy, wprowadzając odrobinę ładu w otaczający mnie ocean chaosu.Nieco bardziej kłopotliwa jest pierwsza kwestia.Dla Słodkich istnieje tylko jeden obiekt pożądania – ja.I, wierzcie mi – trudno nazwać to bezpiecznym seksem.Pięcioosobowy patrol wślizgnął się do osady.Ludzie, ubrani w wypłowiałe mundury maskujące, zajęli pozycje po obu stronach głównej ulicy, tuż pod ścianami domów.Nikt nie zatrzymał się przy zwłokach psów – wyglądało na to, że przybysze są zawodowcami.W chwilę później usłyszałem za plecami chrzęst rozgniatanego pod butami żwiru.– Nadchodzi jeszcze czterech – szepnęła Farah.Nie podniosła nawet głowy, jej słuch był dużo czulszy od mojego.Machnąłem zachęcająco ręką w stronę nadchodzących mężczyzn.To był powolny, ostrożny gest.Nie chciałem, żeby dziewczyny ich zabiły.No, a przynajmniej nie od razu, przeważnie najpierw sprawdzam, z kim mam do czynienia, potem podejmuję decyzję.Miejscowi nadali mi ksywkę „Sędzia”.Jest w tym pewien sens.Mój wyrok nie podlega apelacji i wykonywany jest zwykle na miejscu.Kiedyś moja żona i córka zapłaciły za to, że nie było komu wyegzekwować przestrzegania prawa.Teraz staram się, aby płacili ci, którzy je łamią.Żołnierze podeszli bliżej, otoczyli mnie.Zauważyłem wśród nich dwie kobiety.U wylotu ulicy ukazało się jeszcze trzech mężczyzn, jeden z nich prowadził za rękę czteroletnią na oko dziewczynkę.Bandyci raczej nie troszczyli się o dzieci, może nie będę musiał ich zabijać? Masywnie zbudowany Latynos stanął naprzeciwko mnie, przekazał dziecko innemu mężczyźnie.– Witam pułkowniku.Estevez – odczytałem nazwisko i stopień wypisane nad kieszenią munduru.Prawa dłoń oficera spoczywała na kolbie pistoletu, zapewne odruchowo.Mając kilkunastu ludzi, nie musiał obawiać się chudego faceta w okularach i towarzyszącej mu kobiety.– Kim pan jest? – zapytał szorstko.– Czy mógłby pan odwołać tych tam? – odpowiedziałem pytaniem, patrząc, jak trójka żołnierzy podchodzi do kościoła.Nie chciałbym, żeby coś im się stało.Otaczający mnie mężczyźni zarechotali.Nie dziwiłem się im, na niektórych mundurach spostrzegłem znaczki SEAL.Nawet gdybym miał tu jakichś kumpli, nie stanowiłbym dla nich specjalnego zagrożenia.Zresztą, oni przecież wcześniej sprawdzili budynki.Przynajmniej tak im się wydawało.Jednak dziewczyny na wieży kościelnej nie mogły chować się po kątach, musiały przez cały czas kontrolować teren.Gdyby ktoś wszedł im w drogę, nie byłyby zadowolone.A w starciu ze Słodkimi komandosi Marynarki Stanów Zjednoczonych mieli mniej więcej takie szanse, jak aktywiści fanklubu Myszki Miki.Farah wstała, jednym płynnym ruchem.Śmiech ucichł jak ucięty nożem.Wszystkie Słodkie były piękne, ale to nie uroda wyróżniała je spośród innych kobiet.Procedura, która sprawiała, że stawały się tym, kim były, powodowała, że ich cera przybierała charakterystyczny, złocisty odcień.Nie do pomylenia ze zwykłą opalenizną.– Sędzia.– wymamrotał Latynos, cofając się odruchowo o krok.Gestem nakazał wszystkim opuścić broń, gwizdnięciem odwołał patrol spod kościoła.– To ja – przyznałem skromnie.– Na kolana! – rozkazała Farah.Wszyscy klęknęli, odłożyli karabiny.Estevez rzucił na ziemię pas z pistoletem.Dziewczyny nie tolerują najmniejszego sprzeciwu, to fakt dość powszechnie znany.Wyciągnąłem dłoń do dziecka, posadziłem sobie małą na kolanach.Pułkownik zacisnął usta, ale nie wykonał żadnego ruchu, nie zaprotestował.Wyczuwałem jednak, że obserwuje mnie spod opuszczonych powiek.Jeśli będę chciał ją skrzywdzić, zaatakuje mnie bez względu na konsekwencje.Mruknąłem z uznaniem – zarobił u mnie punkt.Znałem go ze słyszenia, czterolatka była jego córką, zapewne w pościgu uczestniczyli jego najlepsi ludzie i wolał jej nie zostawiać w obozie.– Jak masz na imię? – spytałem dziewczynkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl