do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Essexa wezwano wczoraj, by się stawił przed królewską radą – mówił Ben ściszonym głosem do ucha towarzyszowi.– Stronnicy hrabiego byli pewni, że miano go aresztować.Więc Essex udał chorego.Sam widzisz, jaki jest chory.Teraz Essex wznosił inne okrzyki.Wciąż powtarzał, że spisek zagraża jego życiu, ale zaraz dodawał:– Chwytajcie za broń, przyjaciele, inaczej na nic mi się nie przydacie!Jonson komentował:– Królowa za dużo mu dała swobody.A teraz Essex przypuszcza albo chce, by inni przypuszczali, że jej ministrowie nastają na jego życie.Może to i prawda, ale Essex lepiej by zrobił, gdyby się schronił pod opiekę królowej, niż bawił się w takie szaleństwa!– Co się stanie z Southamptonem? – powtarzał Will.– Taki zdolny, świetny, wspaniały człowiek! Taką miał przyszłość przed sobą! A teraz?Essex cieszył się popularnością, gdy prowadził wojny za granicami kraju.Ale inaczej to wyglądało, gdy wzywał do rebelii.Wraz z Southamptonem zatrzymał się przed domem szeryfa.– Szeryf ma do dyspozycji zbrojne i wyćwiczone oddziały;Essex liczy na jego pomoc! – domyślał się Jonson.U wylotu ulicy, przy której mieścił się dom szeryfa, przystanęli i obaj aktorzy.Gapie podeszli trochę bliżej, ale też zatrzymali się na bezpieczną odległość od możliwych zamieszek.Prędko rozeszła się wieść, że szeryf wymknął się z domu tylnym wejściem, przez ogród, i udał się do Lorda Mayora.Nagle od strony ulicy Cheapside ukazał się galopujący oddział konnicy z królewskim heroldem na czele, który wołał:– Hrabia Essex i hrabia Southampton są zdrajcami stanu!Każdego, kto się do nich przyłączy, spotka kara wymierzana zdrajcom!Zakotłowało się przed domem szeryfa.Ludzie dosiadali koni.Essex, Southampton i ich poplecznicy zawrócili.Wołali teraz co innego:– Infantka hiszpańska została mianowana dziedzicem tronu Anglii! Do broni, obywatele, inaczej Inkwizycja do nas zawita!Ale nadal nikt z tłumu nie przyłączał się do nich.Gdy dwaj przywódcy mijali Bena i Willa, ci dostrzegli ich zmarszczone czoła i zaciśnięte wargi.Tymczasem Essex wciąż wygłaszał wiadomości o infantce, w co nawet łatwowierny tłum londyński nie chciał wierzyć.– Wie już, że przegrał – rzekł Jonson.– Żeby pleść takie głupstwa, trzeba być zupełnie pozbawionym humoru! A poczucia humoru ludziom w City nie brakuje – zauważył Will.– I poczucie humoru niewiele by mu pomogło – burknął Jonson.– Mylisz się, to najpewniejsza łódź, którą można przepłynąć przez życiowe burze – odrzekł Will; pamiętał, że jego umiejętność widzenia humorystycznej strony własnych nieszczęść ustrzegła go może od obłąkania.– W chwili próby człowiek klnie, a nie śmieje się – upierał się Ben, który rozumiał sytuacje komediowe, ale osobiście nie miał poczucia humoru.Z siebie samego śmiać się na pewno nie potrafił.– TO zależy od człowieka – odrzekł Will.– Wielkim i możnym tego świata rzadko dano poczucie humoru.Inaczej ich własne pozy za bardzo by ich śmieszyły.W całej naszej historii jedna tylko Elżbieta posiada może ten cenny dar, a i ona często go tłumi, bo śmiać się z samego siebie uchodzi za lekkomyślność.Tłumy, a wraz z nimi Ben i Will, szły w bezpiecznej odległości za buntownikami z powrotem do City.Tuż przed katedrą Św.Pawła przeciągnięto łańcuch wszerz ulicy, a za łańcuchem stanął oddział muszkieterów Sir Johna Levesona.Essex dobył szabli, wołając:– Na nich! Banda najmitów nie wzbroni mi wejścia do własnego domu!Starli się.Sir Christopher Blount, młody ojczym Essexa, zabił muszkietera pchnięciem szpady, ale natychmiast inni otoczyli go, zranili i wzięli do niewoli.Rozległy się strzały, zabito kilka osób w tłumie, kula przeszyła kapelusz Essexa.Niektórzy z jego własnej drużyny zaczęli się wymykać.– Ma dość! – zauważył Jonson.– Patrz, ucieka w stronę rzeki!Istotnie, Essex, Southampton i bardzo już nieliczna grupa jeźdźców wspięli konie i odjechali galopem.Will z ciężkim sercem, świadom, że jego Złotemu Lordowi grozi kara śmierci, pozwolił się Benowi zaprowadzić z powrotem „Pod Syrenę”.Szli ulicami pełnymi podnieconych, niespokojnych tłumów.Z największym trudem przecisnęli się do tawerny.Przez resztę dnia napływały tam coraz to nowe wiadomości.Essex po powrocie do swego pałacu przekonał się, że więźniów oswobodzono.Essex zdążył spalić kompromitujące papiery.Jego pałac otoczono, oblegają go regularne oddziały pod wodzą Lorda Admirała i Sir Waltera Raleigha.Ale Essex nie chce słyszeć o poddaniu.– Czy nikt nie wie, co o tym wszystkim myśli jej królewska mość? – spytał Will.– Jest bardzo spokojna – odpowiedział jeden z dworzan.– Przyniesiono jej wiadomość o rebelii, gdy siedziała przy posiłku.Powiedziała, że Bóg, który ją na tron wprowadził, na tronie ją zachowa, i dalej jadła z bardzo dobrym apetytem.Biorąc przykład z królowej, Will poszedł do domu i zabrał się do pracy nad sztuką, którą podówczas pisał – „Troilus i Kresyda”.Około północy Krzysztof Mountjoy zastukał cicho do drzwi jego pokoju.Nie otrzymał odpowiedzi.Zastukał jeszcze raz.Cisza.Ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał.Will siedział za stołem i pisał, a wokoło, na stole i na podłodze, piętrzyły się stosy kart manuskryptu.Nawet głowy nie podniósł.– Sądziłem, że pan zechce usłyszeć najświeższe nowiny – powiedział szeptem Mountjoy.Will drgnął, jak gdyby budził się z transu.– Oczywiście, oczywiście, proszę wejść, panie Mountjoy!– Około dziesiątej wieczorem Essex i Southampton wyszli z pałacu i na klęczkach oddali swe szpady Lordowi Admirałowi.Will nic nie odrzekł.Widział w wyobraźni, jak Złotego Lorda wraz z Essexem wprowadzono do Tower Bramą Zdrajców.Po głowie snuły mu się wiersze, które w „Henryku VI” włożył w usta „twórcy królów”, Warwicka, umierającego od rany odniesionej w domowych zamieszkach:„Teraz ma chwała w krwi leży i prochu!Parki, chłodniki moje mnie rzucają,z wszystkich mych włości tylko mi zostało,ile na ciała mego trzeba długość.Czym chwała, berło? Garstką tylko błota.”Lata te, w oczekiwaniu śmierci Elżbiety, były bogate w zdarzenia zwiastujące wielkie zmiany.Ale Will – coraz pewniejszy swego pióra w służbie kompanii aktorskiej, coraz mniej zaprzątnięty burzami miłości i przyjaźni, coraz bardziej zamknięty w sobie i zamyślony – zapamiętał się w pracy twórczej.„Wesołe kumoszki z Windsoru” powstały w dwa tygodnie.Królowa wyraziła życzenie obejrzenia zakochanego Falstaffa, Will napisał zatem komedię, której tłem są okolice zamku Windsor.Wesoła i dowcipna sztuka spodobała się nie tylko na dworze, ale i publiczności – teatru „Globe”.Jeszcze jedną sztukę – „Wieczór Trzech Króli” – wystawiono najpierw w pałacu Whitehall, przed królową i jej znamienitm gościem, włoskim księciem Bracciano.Wzniesiono piętrowe balkony dla widzów wokół ścian wielkiej sali bankietowej, zostawiając pośrodku wolną przestrzeń kształtu prostokąta dla aktorów – po obu stronach tej umownej sceny mieściły się symboliczne domy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl