do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mike gapił się na to przez dłuższą chwilę.— Jezu, Whip, co za skurwysyn mógł to zrobić? — odezwał się.— Na pewno nie człowiek — odpowiedział Darling — ale też i nie zwierzę.A przynajmniej żadne z tych, które już widziałem.6Nie rozmawiali, gdy rozmontowywali sprzęt, zwijali kable i zabezpieczali je węzłami, wyrzucali sodowe światła i upychali ostatnie sążnie liny w plastikowym pojemniku.Darling przeglądał w myśli listę zwierząt, próbując zgadnąć, co mogło mieć tyle siły i woli zniszczenia ich sprzętu.Brał już nawet pod uwagę sugestię Mike'a, że mógł to być człowiek, jakiś urażony, zazdrosny rybak.Nie potrafił jednak wymyślić, która z posiadanych rzeczy mogłaby stanowić obiekt zazdrości.Może ktoś chciał coś zniszczyć dla samej przyjemności niszczenia? Nie.Uważał, że nikt nie zdołałby tego dokonać, a już na pewno nikomu nie chciałoby się.Nie miało to żadnego sensu.Wiedział, że natura posiada drugą, ciemną stronę.Pewnego dnia, ponad dwadzieścia lat temu, znalazł się wśród załogi tankowca wracającego z Afryki Południowej, nagle przy spokojnym morzu i stałym ciśnieniu nadeszła zdradliwa fala, która spiętrzyła przed dziobem statku ścianę wody o wysokości stu stóp.Kapitan, podobnie jak reszta załogi, nigdy czegoś takiego nie widział.Nie wiedzieli, co robić, więc płynęli prosto w tę ścianę, która zamknęła się nad statkiem, zatapiając go i spychając na dno.Gdyby Darlinga nie posłano na bocianie gniazdo parę minut wcześniej, poszedłby na dno razem ze statkiem.Zamiast tego zmyło go z pokładu i dryfował na zasuwie do zejściówki, po dwóch dniach wyłowił go przybrzeżny frachtowiec.Innym razem, w Australii, wraz z towarzyszami uciekł ze statku, gdy odkrył, że kapitan namiętnie tankuje ouzo i na dodatek wykazuje zainteresowanie chłopcami.Stworzyli wtedy grupę poszukiwaczy skarbów.Spotkali pewną rodzinę spędzającą wakacje w przyczepie campingowej.Gdy któregoś dnia wrócili, zastali całą tę rodzinę martwą.Zabił ją taipan, wąż, który atakuje dla samej walki, zabija dla zabijania.Darling stopniowo dochodził do wniosku, że naturze nie należy ufać.Zbyt często odsłania złowrogie oblicze.Mike nie był tak doświadczony i spotykając nieznane nie był niezadowolony.Nie przejmował się, gdy sam nie znał odpowiedzi, ale nie był zachwycony, gdy Whip jej nie znał.Nie znosił, kiedy Whip odpowiadał mu „nie wiem”.Lubił poczucie bezpieczeństwa wynikające ze świadomości, że istnieje ktoś odpowiedzialny, dobrze poinformowany.Dlatego teraz był zmartwiony.Darling zauważył oznaki tego niepokoju.Mike nie patrzył mu w oczy.Zbyt dokładnie zwijał kabel.Darling wiedział, że musi ulżyć temu cierpieniu.— Cofam to, co powiedziałem — odezwał się.— Myślę, że to rekin.— Dlaczego tak sądzisz? — spytał Mike.Chciał w to uwierzyć, ale potrzebował argumentów.— Na pewno.Pamiętam z „National Geographic”, że niektóre rekiny mogą zaciskając szczęki uzyskać siłę nacisku dwudziestu ton na cal kwadratowy.To więcej niż trzeba, by przeciąć ten kabel.— Dlaczego nie uciekł z kablem?— Nie musiał.Nie było haczyków.Po prostu krążył i przecinał jeden po drugim.— Darling czuł, że sam zaczyna w to wierzyć.Mike przez chwilę analizował to w myślach.Darling spojrzał w niebo.Czuł ochotę, by zostawić to wszystko i pójść do domu.Ale słońce ciągle jeszcze wspinało się w górę, nie było jeszcze południa, a on zdążył zużyć paliwa za dwadzieścia pięć lub trzydzieści dolarów.Gdyby teraz popłynęli do domu, straciłby pięćdziesiąt dolców i wrócił z niczym, nie licząc niezręcznego wytłumaczenia dla oceanarium.— A może byśmy zarobili jeszcze dniówkę? — przemógł się, by zapytać.— Dobry pomysł — odpowiedział Mike.Razem zaczęli przyczepiać do liny duże haki z przynętami.Może złapią coś na sprzedaż albo do jedzenia? Cokolwiek złapią, zawsze to lepsze niż powrót i przyznanie się do klęski.Myśl o tym przygnębiła go.W dzisiejszych czasach samo łowienie ryb, kiedyś przyjemne, stało się zawodem smutnym.Wydawało się, że to tak jakby wrócić do miejsca, gdzie się dorastało, spędzało się miłe chwile i skąd zachowało się piękne wspomnienia, aby ujrzeć to miejsce zalane betonem i przerobione na parking samochodowy.Obecnie rybołówstwo przypominało jedynie Darlingowi, jak piękne były dawne czasy.Przeczytał wszystkie stare relacje o Bermudach w czasie przybycia tu pierwszych osadników.Wyspa pełna była ptaków i świń.Ptaki pochodziły stąd, niektóre z nich były tak głupie, że lądowały na głowach ludzi i czekały, by je złapać i wsadzić do garnka.Świnie natomiast nie pochodziły z wyspy.Część z nich została tu umieszczone przez kapitanów, którzy przewidywali, że rozbitkowie będą potrzebowali żywności.Inne przepłynęły na brzeg z rozbitych statków i szybko się rozmnożyły, jedząc jajka i ptactwo.To morskie życie opiewane było przez ludzi z przeszłości, usprawiedliwiało ich niemal religijne uniesienie wyrażone w sprawozdaniach.Wokół Bermudów żyło wszystko, od żółwi do wielorybów, a ilość ich przekraczała najśmielsze wyobrażenia ludzi ze „Starego Świata”.Tam już przed końcem siedemnastego wieku wiele gatunków zostało wymordowanych w stopniu bliskim zagładzie.Darling nie należał do tych, którzy łzawo wspominali dobre czasy.Uważał, że zmian nie można uniknąć, a destrukcja jest ich częścią, zwłaszcza gdy ludzie się przemieszczają, taka jest kolej rzeczy.To zmiany na Bermudach, które zauważył w ciągu zaledwie dwudziestu lat, doprowadzały go do furii i przynosiły wstyd.Obliczył, że życie Bermudów zostało zniszczone w czasie nie dłuższym niż życie jednego kota domowego.W późnych latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych mógł jeszcze wypłynąć na rafę i złapać coś na obiad.Pod każdym głazem siedziały homary, były letry, ryby — wędkarze, rogatnice, cyruliki, garbiki, odyńczyki, ryby prażmowate, a nawet czasami graniki.Kiedy pracował na rozbitym statku, obok kąpały się barweny, przemykały płaszczki, zawsze istniało ryzyko, że jakiś krótkowzroczny wargacz odgryzie mu kawałek ucha.Nieraz rekiny odganiały go od wraku skubiąc czubki jego płetw.Na skraju głębi mieszkały całe kolonie graników z gatunku nassau, cętkowane lub czarne.Od czasu do czasu trafiała się pięćset- lub sześćsetfuntowa garupa czarna.Były tam węgorze murenowe, żarłacze tygrysie, rekinki psie, graniki tofie oraz lutjany.Żółwie wytykały głowy w górę jak małe dzieci pływające po powierzchni wody.Na głębinie wszystko było zaproszeniem do przeżycia podniecających chwil [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl