do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kasandra witała go typową pułapką.Zdecydował się, że podejmie tę grę natychmiast.Wrócił do wozu, odstawił daleko nadajnik, po czym za konturem gazika włożył trzeci kombinezon z folii odblaskowej.Jeżeli w dole pracowały detektory podczerwieni, to teraz stał się dla nich niewidoczny.Wygiął w specjalny sposób kluczyk do stacyjki i włożył go delikatnie do gniazda, patrząc jak z obudowy na klucz przeskakują zimnobłękitne elektryczne ogniki.Przewlókł przez ucho kluczyka koniec długiej, cienkiej linki.Spomiędzy rupieci wyjął puszkę z resztą białej farby i pędzel.Na płycie, z dala od samochodu przed hangarem napisał:„Jefferson! To jest szyb Kasandry.Jestem w środku.Nie podchodź.Grozi śmiercią! Daj znać do enklawy, 131 km + 200, 132° 16’ 09” NNE.Pomóż im, będą ciebie potrzebować.Jeżeli mnie nie będzie, weź wóz bojowy.Teodor Hornic”.Obok wymalował duży krzyż, z jednym niedokończonym ramieniem, bo skończyła się farba.Odrzucił pustą puszkę i pędzel daleko od siebie.Wrócił do samochodu, odkręcił korek wlewu paliwa, położył go na siedzeniu i delikatnie rozwinął sznurek aż do krawędzi budynku.Schował się za nią.Wolno naprężył linkę, czekając aż pokona opór stacyjki.Głośna eksplozja targnęła powietrzem.Samochód podskoczył w fontannie ognia, i opadł, tonąc w płomieniach rozlanej gwałtownie zawartości baku.Patrzył chwilę jak pierwsza fala ognia opada i pożar kurczy się do palnych części wraku.Samochód przestał byś niebezpieczny.Teraz nie zdejmując pokrowca z kombinezonu antystatycznego założył pasy operacyjne i zawiesił na nich sprzęt.Na plecy zarzucił płaską butlę tlenową o ciśnieniu 500 atmosfer, a na piersi mikrokomputer z wiązką czujników.Na pasie zawiesił narzędzia.Uda opasał i mocno ściągnął sprzączkami.Zatknął za nie broń, amunicję i materiały detonujące.Pod kolana założył ochraniacze z tytanowych łusek.Przedmuchał reduktory, założył maskę i sprawdził pedantycznie szczelność.To było wszystko.Nie! Dotknął kieszeni i wyczuł mały, okrągły kształt.Teraz dopiero uznał, że sprawdził wyposażenie do końca.Krętymi schodami przybudówki wyszedł na dach hali.Dotarł do świetlika znajdującego się pod krawędzią okapu i założył materiał wybuchowy.Stukł ampułki inicjujące i wetknął do kostki zapalnika.Położył się za wypukłością dachu i odczekał spokojnie, aż wybuch zdmuchnie konstrukcję świetlika.Przez wyrwę opuścił się po instalacji elektrycznej na szynę suwnicy.Dotarł do jej ramy i po grzbiecie, balansując nad czterdziestometrową przepaścią, dotarł do mechanizmu wyciągarki.Otworzył skrzynkę styczników i po krótkiej analizie pozamieniał łącza.Podciągnął linę i zaczepił się na jej końcu.Opuścił się na głębokość jej swobodnego zwisu.Spojrzał w górę, potem w stronę otwartych wrót hangaru.Ujął wiszący też luźno sterownik suwnicy.Rozebrał go i przezbroił tak, by zaczepioną w jego obudowie linką mógł go z dołu uruchomić przy ewentualnym powrocie.Dobrze nasmarowana, zwinięta na bębnie lina wyciągarki nie pozwoliłaby na wspięcie się siłą mięśni.Koniec linki puścił z ręki i popatrzył jak spada rozwijając się po drodze.Sięgnęła dna, trzepiąc spazmatycznym uderzeniem po betonie, aż zamarła w bezruchu.Nacisnął przycisk opuszczenia i ruszył.Po drodze przyglądał się, uważnie ścianom i szeregom reflektorów za grubymi szybami.Bez sprawdzania długości fali liliowego światła wiedział, ze emitowane jest idealnie monochromatycznie.To światło mogło być jeszcze widoczne z pokładu nisko lecącego samolotu, ale było już nieobecne dla bojowych satelitów rozpoznawczych.Wywnioskował z tego, że twórcy Kasandry nie bali się nalotów.Czyżby zatem istniała jakaś ochrona? Może ta rakieta, która wróciła go do życia przed trzynastu laty była wymierzona przeciw nadlatującemu wrogowi?Stanął na dnie.Odpiął się i poszedł w stronę płyty i klawiaturą.Nie omylił się w oczekiwaniach.To był etap pośredni.Za szklaną płytą szczelnie wpasowaną w tablicę, znajdowała się głowica odczytująca i dwie osie z bębnami.Stłukł ją uderzeniem rękojeści klucza.Wyjął z kieszeni aluminiowe pudełko i otworzył.Zwój magnetycznej taśmy otrzymanej od Watzingera tkwił na swoim miejscu.Nie założył jej od razu.Obszedł całą posadzkę hali przyglądając się uważnie jej gładkim jak marmur ścianom.Pokryte były subtelnym jasnym pyłem.Chwilę zastanawiał się co to może być.Wahając się wziął trochę na koniec języka i natychmiast wypluł.To był pył piaskowy! A więc dlatego przestrzeń pod hangarem była pełna! Setki tysięcy metrów sześciennych suchego, o jednolitym granulometrycznie składzie piasku.Teraz ten piasek przesypywał się do jakichś prawdopodobnie naturalnych porowatych szczelin – zbiorników powodując jednolite opadanie betonu hangaru.Lanego, nie zbrojonego betonu.Bez jednego pęknięcia.To była fantastyczna budowlano-inżynierska robota.„Tyle lat deszczów i trzęsień ziemi – myślał.– Jeden przeciek na uszczelnieniu spowodować by musiał powstanie zlepów, nierównomierne opadanie, złamanie posadzki nie obliczonej na przenoszenie obciążeń, a w konsekwencji zaklinowanie jej w szybie!”.Założył na szpulę taśmę i uruchomił odczyt.Przeleciała w ułamku sekundy.Trzepotanie rozpędzonego luźnego końca taśmy na drugim bębnie nie ustało jeszcze, kiedy poczuł jak nogi stają się lekkie.Ruszył w dół, a tablica została w górze.Przez moment łudził się jeszcze, że zaraz będzie koniec, ale kiedy sznur i lina, na której się spuścił, rozwinęły się do końca zrozumiał, że musi pożegnać się z myślą o powrocie.Nie było jednak czasu na odreagowanie, bo spod posadzki zaczęła wyłaniać się wielka litera.Kiedy wychyliła się do jednej trzeciej wysokości, wiedział co będzie dalej: K-A-S-A-N-D-R-A – czytał ruchami ust.Litery ułożone były w pionie.C-Z-E-K-A.Zaparło mu dech! Do sklepienia hali było około 80 metrów, kiedy podróż w głąb ziemi dobiegała końca.Po tej stronie, gdzie stał helikopter i wozy, dojrzał owalny otwór zamknięty płytą z polerowanego metalu.Płyta była owalna spłaszczona ale tak duża, że mógł wjechać bez trudu transporterem.Podszedł.Nie było żadnego sterowania.Zdjął rękawicę z ekranowej folii i położył na płycie.Poddała się samoczynnie.„Podczerwień!” – pomyślał z triumfem.Korytarz nie miał więcej niż 30 metrów długości.Opadał lekko pod kątem kilku stopni i kończył się komorą wielkiej windy.Nad jej wejściem znajdowała się zwykła stalowa lampa z normalną żarówką.Czerwony napis oznajmiał w kilku językach: „Zjednoczone siły zbrojne – Wschodząca Gwiazda – Dźwig F”.Założył maskę i włączył butlę z tlenem.Drzwi były na fotokomórkę.Starał się wyczuć, z jaką prędkością opada, ale subtelna wibracja kabiny nie dawała wyobrażenia prędkości.Po blisko trzech minutach poczuł się ciężki.Hamowanie.Kilkanaście sekund hamowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl