do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem dał się słyszeć strzał tak nagły, tak niespodziewany, że większa liczba kobiet krzyknęła mimo woli z przestrachu, a wiele zemdlało i musiano je wynosić z teatru i trzeźwić, co sprawiło zamęt i niepokój między publicznością.Przez jakiś czas słychać było tylko otwieranie drzwi, ruch mężczyzn ratujących zemdlone, szorowanie nóg, szmery i lamenty, a Dyzio słuchał tego wszystkiego z podniesioną głową, jak tryumfator panujący nad wzburzonym tłumem i zwracając się do mnie, odezwał się zadowolony:- A co? Prawda, jaki szalony efekt? Jakie piorunujące wrażenie?Byłem tego pewny.- Ale co miał znaczyć ten strzał? Któż to strzelił? Może to ten biedak się zastrzelił z rozpaczy, że niewiasta nie dała się przebłagać?- Może, a może nie.Zostawiam to zupełnie domyślności widza, niech sobie to tłumaczą jak chcą, mnie szło tylko o efekt, a efekt, przyznasz sam, był kolosalny.Czekaj, jeszcze nie koniec - zawołał, zatrzymując mnie, gdy wraz z innymi zacząłem zabierać się do wyjścia.- Czemu to bydło wychodzi? - dodał, patrząc z wysokości loży na tłum ruszający się - przecież jeszcze marsz pogrzebowy.I rzeczywiście za kulisami odezwały się ponure rytmiczne tony marsza pogrzebowego, wśród którego czarna kurtyna powoli zasuwać się zaczęła z jednej i z drugiej strony, potem spadła na dół główna kurtyna i błysnęły w lampach światła elektryczne, które uradowana publiczność przyjęła głośnymi oklaskami, radując się, że wreszcie po tak długich ciemnościach zobaczyła światło.Dyzio wziął te oklaski do siebie i kłaniał się za nie z loży, a potem wyszedł jeszcze na proscenium, gdzie wręczono mu cztery wieńce z wstęgami i z napisami.Jeden był od cioci, jeden od pani Hortensji, jeden od pani Loci, a jeden od Towarzystwa pracy i oszczędności kobiet.Dyzio przyjmował te oznaki „publicznego” hołdu i uznania z poważną obojętnością, dziękując za nie po angielsku krótkim skinieniem głowy, a ja tymczasem, korzystając ze światła, poszedłem odszukać ciocię, której z powodu panujących ciemności dotąd nie spostrzegłem.Ale pani Hortensja, którą spotkałem na korytarzu jak biegła uściskać autora za jego arcydzieło, którym była zachwycona, oczarowana, powiedziała mi, że cioci z powodu zbyt silnych wrażeń zrobiło się niedobrze i musiano ją odwieźć do domu.Zaniepokojony pobiegłem do jej mieszkania, gdzie zastałem męża chodzącego po salonie w wielkim wzburzeniu dużymi krokami.- Coście wy tam, u sto diabłów, zrobili mojej żonie w tym teatrze - zawołał, ujrzawszy mnie wchodzącego - od czasu jak wróciła ciągłe spazmy, płacze, że musiałem wołać doktora.- Zdenerwowała się zapewne sztuką.- A to kłaniam uniżenie za taką przyjemność, żebym ja miał po to do teatru chodzić, żeby się choroby nabawić.Ci panowie, co teraz piszą sztuki, to chyba są w zmowie z doktorami, żeby im pacjentów napędzać.Pokazało się na drugi dzień, że nie tylko ciocia jedna odchorowała tę sztukę, że było więcej takich pań, które wróciwszy do domu, musiały zażywać to brom, to krople laurowe, to inne środki uspokajające.Mężowie byli wściekli i oburzeni, a Dyzio nie posiadał się ze szczęścia, że tyle hałasu i zamieszania narobił swoją sztuką.Był to dla niego triumf niemały, że bez słów, bez akcji, bez żadnych praktykowanych dotąd środków wywołał taką sensację, że tyle mówiono i pisano o jego sztuce.Ale drugie przedstawienie rozwiało te złudzenia, bo w teatrze były przerażające pustki, co Dyzia, który przyszedł powtórnie do teatru napawać się tryumfem, tak zdekoncertowało i oburzyło, że poprzysiągł sobie nie pisać już nic więcej dla takiej idiotycznej publiczności, która jego arcydzieł zrozumieć i ocenić nie jest w stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl