[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rysy jej twarzy ostre, jak rzeźby gotyckie, wyraz ponury, wiecznie zasępiony.Mimo starości włosy równie gęste, pomierzwione; brwi miała czarne, co zamiast odmładzać ją czyniło tylko więcej odrażającą; ten kontrast zmarszczek i włosów nietkniętych starością budziły w patrzącym uczucie niemiłe, trwożliwe; podobne uczucie zdołałby w nas wzniecić trup z oczami otwartemi, statua poruszająca się.Coś nie naturalnego, demonicznego było w tej czarnej brwi na zgrzybiałej twarzy — żaden uśmiech dobrotliwy, pogodny nie rozjaśniał na niej cieniów — wszystkie rysy były sztywne, zimne; na hieroglifach zmarszczek nie można było odczytać, że w atłasowych sukniach tej mumii kryje się serce.Jeżeli to jest pewną rzeczą, że piękna dusza przebić się musi przez najpotworniejsze rysy i uszlachetnić je, a znowu szkarada wewnętrzna oszpeci i napiętnuje najpiękniejszą twarz, to z powierzchowności księżnej złe byśmy nabyli wyobrażenie o jej duszy.Nie posądzamy księżnę o żadną zbrodnię, broń Boże; ale są dusze, w których drzemią zarody najobrzydliwszych zbrodni, a przecież ci ludzie umierają cnotliwymi w opinii ludzi, bo brakło im sposobności, by zarody złych skłonności rozwinęły się.Czarniejsze są występki myśli niż czynów — każdy to wie najlepiej z siebie.Twarz więc księżnej może nie odpowiadała jej życiu, ale kto nam zaręczy, że nie była zwierciadłem jej duszy? Jak wiemy dom jej był ogniskiem bigotów, sama uchodziła za wielce pobożną niewiastę; pobożność jej jednak była straszną jak umartwienia ascetów, jak obrzędy średniowieczne — posępną jak te mnichy, co prowadziły na stos ofiary inkwizycyi.Katolicyzm księżnej wyglądał jak straszydło nocne, nic w nim pogody, nic jasności słonecznej; patrząc na pobożność jej można było znienawidzić pobożność.Nieraz w kościele, gdy oczy podniosła od książki i spojrzała się na około, wzrok jej wyrażał pogardliwą dumę i mówił obecnym: patrzcie, żaden z was tak żarliwie modlić się nie umie jak ja, księżna Ireneuszowa, choć księżna.— Rzeczywiście księżna obok dumy magnackiej miała dumę dewotki, ową dumę, która nie tylko mówi: „Panie Boże dziękuję Ci, że nie jestem jako ci" — ale jeszcze dodaje: „Panie dziękuję Ci, że ci nie są tacy jako ja" to znaczy, że ta reszta tłumu ośmielającego się współzawodniczyć z nią w umizgach do Pana Boga, nie ma takich prerogatyw, jak ona.A miała: najprzód błogosławieństwo Ojca świętego z własnoręcznym podpisem Jego świątobliwości, tudzież odpust zupełny dla siebie i swego potomstwa aż do siódmego pokolenia; wolno jej było słuchać mszy św.we własnem mieszkaniu, przyjmować codziennie komunię bez spowiedzi, czego wszystkiego nie miała reszta bliźnich.To wyróżnienie od reszty czyniło ją dumną i szczęśliwą: w hierarchii kościoła czuła się dygnitarką.Za te przywileje odpłaciła się Ojcu świętemu pantoflami, kościołowi haftami, kwiatami robionemi, hojnemi datkami na msze, postami, kwestą i otwarciem domu swego dla religijnych zagorzalców.Nie wiem, czy temi kilkoma rysami dałem czytelnikom dokładne wyobrażenie typu dewotek— magnatek, ale niedostatki opisu każdy sobie będzie mógł łatwo wypełnić rysami znajomych żyjących figur.Typ to bowiem u nas zwyczajny; trudniej w Krakowie o czystą ulicę niż o dewotkę.Znajdziesz je po kościołach w godzinach przedobiadowych trawiące czas na pobożnem wzdychaniu, wywracaniu oczów i wychodzące potem z kościoła nielżejsze ani o jeden grzech, nie bogatsze o żadną cnotę, nie pokorniejsze ani o jeden stopień, choć schylały czoło ku ziemi i całowały nogi wielkiego Męczennika, Mistrza pokory i ubóstwa.Któż z nas nie znał takie maszynki do klepania pacierzy, aspirantki do szczęśliwości wiekuistej po najszczęśliwszem życiu na ziemi? — Księżna Ireneuszowa na włos się od innych nie różniła.Obok księżnej siedział mężczyzna już nie młody z miną lisa na pokucie, z oczami w ziemię spuszczonemi, słodkim uśmiechem i uniżonością, układny jak piesek pokojowy.W całej postaci jego przebijała się uniżoność, służbistość, każdy ruch jego, każde słowo łasiło się, a choć najwyraźniej widać było, że siedzi na stołku, zdawało się z jego miny, że on leży u nóg zgrzybiałej magnatki jak dywanik.Są tacy ludzie, takie fizyonomią z których wnioskować można, że nie umieją, nie mogą być w życiu czem innem jak podnóżkiem.Zewnętrzność pana Hilarego miała to piętno.Któż był ten pan Hilary?Rzeczywiście jestem w kłopocie, co na to odpowiedzieć.Było to coś pośredniego między przyjacielem domu a lokajem, między faktorem a dziadem.Nie było żadnego zatrudnienia, któregoby się nie podjął; wyjąwszy uczciwej pracy, nie wymawiał się od żadnych usług.Księżnie nosił modlitewne książki do kościoła, księciu ułatwiał lokowanie kapitałów na lichwę, a synowi jego wyszukiwał ładne buziaki do brzydkich roskoszy.Ta giętkość charakteru i dwoistość natury objawiała się nie tylko w jego życiu, ale nawet w powierzchowności.Włosy i zarost miał podwójnej barwy: wierzchem siwe, spodem jeszcze czarne — głos z piszczącego dyszkantu przechodził często w basowy, twarz miał bladą, bez życia, jak maska świeżo zdjęta z trupa, a w małych ruchliwych przebiegłych oczach było pełno ruchu i życia; był otyły a przecież mizerny.Jedni znali go zapalonym demagogiem, drudzy przysięgali, że jest na wskroś reakcyjny, ateiści powtarzali sobie z uśmiechem i upodobaniem jego cyniczne, obrzydliwe żarty z najświętszych rzeczy, bigoci widywali go na nabożeństwach majowych, śpiewającego dyskantem litanię do Matki Boskiej.Mienił się jak kameleon wśród różnych ludzi i w różnych czasach, a zmiana ta, ma się rozumieć, była tylko zewnętrzną, bo wewnątrz był zawsze sobą, był tylko spekulantem i wedle zyskowności przybierał barwę.Za czasów Kmitów byłby lutrem, za Stanisławowskich lat niedowiarkiem i rozpustnikiem, dziś, gdy to wyszło z mody, stosując się do dobrego tonu i do atmosfery, w której i z której żył, został bigotem.Oprócz tych dwóch osób widzimy jeszcze w salonie księcia Ireneusza, rozrzuconego niedbale na kanapie z gazetą w ręku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]