do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet Wawrzusina przygoda zakończyła się całkiem pomyślnie, bo tylko guzem na czole.Wieczór spędzili podróżni na gawędzie z wójtem, który słuchał ciekawie opowiadań o Krakowie, o wspaniałościach dworu królewskiego i o wiezionym do Wilna ołtarzu na ofiarę za zdrowie królewicza.Nocleg pokrzepił wszystkich i nazajutrz rano, podziękowawszy gorąco za ratunek i gościnność, ruszono wprost już do Białegostoku na obiad.Aż tu w drodze pokazało się, że jeden z koni przy załamaniu otarł sobie nogę do krwi, spuchła mu i kulał porządnie.A Wawrzuś, rano jeszcze zdrów i wesół, ku południowi zaczął narzekać na głowę, chwyciły go dreszcze, wczorajsza kąpiel dziś dopiero dawała się we znaki.Z kulawym koniem i chorym chłopcem nie docierali już do samego miasta; radzi wjechali do pierwszej lepszej gospody, jaka im się tuż przy rogatkach nawinęła.Karczmarka usłała Wawrzusiowi wygodne spanie na przypiecku; ciągle narzekał na głowę, gorączka go rozbierała[481].To drzemał, to się budził, to jakby rozmawiał, śmiał się, to stękał i znowu zasypiał, by za chwilę zerwać się z krzykiem.Poleciwszy go opiece gospodyni, Błażej poszedł opatrzyć konia, a Stanko z Jurkiem wybiegli po obiedzie na miasto.Chory chłopak uspokajał się z wolna, gorączka ustępowała, usnął twardo i smacznie.Obudził się przytomny i trochę rzeźwiejszy; powiódł zdziwionym wzrokiem po izbie, jakoś nie mógł sobie przypomnieć, skąd się tu wziął i dlaczego leży za piecem.Spostrzegł siedzącego przy stole człowieka w grubym kubraku, przepasanego skórzanym pasem; zajadał smacznie jajecznicę z kiełbasą.Karczmarka przyniosła mu dzbanek piwa, popił, otarł olbrzymie wąsy i odsapnął z zadowoleniem.Gospodyni wyszła do piekarni, a gość wstał z ławy, przeciągnął się, ziewnął i wyjrzał do sieni.Zaklął w sto diabłów, splunął i usiadł na powrót.Coś go musiało niecierpliwić, bo przytupywał nogą i bębnił palcami po stole.To wstawał, to siadał, to na ulicę wychodził, a spluwał przez zęby raz za razem.Drzwi skrzypnęły, wszedł młody człowiek o gęstej kędzierzawej czuprynie; usiadł przy drugim stole, nie patrząc w lewo ani w prawo i oparł głowę na rękach.— Ij.cóż znowu za figlasy.— półgłosem rzekł starszy — widzisz przecie, że ani psa nie ma w izbie, możesz mówić śmiało.— Zostanę tu — odparł młody — wejdzie kto, lepiej, że się nie znamy.— I to racja.Gadaj, coś sprawił?— Dużo i mało; a Majster niech z tego kleci, co zdoli.— No, Bystry, nie marudź.Otwórz kłódkę.— Otwieram, a i tak nic nie będziesz wiedział.Słuchaj.Jedzie ich dwóch ze Lwowa; Ormiany[482] są.Jeden kobierce z Persji wiezie, makaty złotem przerabiane, balsamy i wonności wschodnie.Jest tego bryka wyładowana, cztery konie ją ciągną, piąty przodem doprzężony, hajduczek[483] na nim.Drugi kupiec zasię ino dwie skrzynki ma na tymże wozie, ale w nich perły i wszelakie najdroższe kamienie; jedna ich garść starczy za tamto wszystko.— Jakoż trza rozumieć te kręte słowa „dużo i mało”? Dwie skrzynie klejnotów jeszcze ci nie dosyć?— Mądry odgadnie snadnie, głupiemu na myśl nie wpadnie.— Miejże se uciechę, żem głupi, a gadaj wyraźnie, bez przypowiastek.— Oj, Kudraś, Kudraś, wstydno mi za cię! Gdybyś był kupcem, a jechał na kraj świata z bryką pełną drogości, nie przysposobiłbyś wszystkiego, co ino można, ku obronie swych towarów, hę?— Teraz mi świta.— Po dwóch stronach bryki z kuszami łuczniki[484]; tedy se porachuj: dwóch kupców, hajduk i woźnica, czterech pachołków, to razem ludzi osiem; i mieczyki zacne mają u boku, dobrzem się przypatrzył.— Prawda twoja.Ciekawość, co Majster na to?— Gdyby nas zarówno było, aniby mrugnął; ale ich ośmiu, nas pięciu, trochę kuso.— Czy tak, czy owak, z opowieścią biegaj.A wspomnij i o tym, że jakiś wóz od Krakowa z dwiema pakami jedzie, trzech ludzi i malec, półdziecko.Nie zabacz, że tych ja zwietrzyłem.— Nie omieszkam, nie omieszkam — odparł Bystry, szyderczo się uśmiechając.— A co w tych pakach?— Czort wie, nie ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl