do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak ty wyglądasz? Co ci się stało? - Podał Bartkowi papierową chusteczkę.- Widzę, że miałeś jakiś konflikt z kotem.Bartek chciał coś powiedzieć, otwierał już usta, gdy nagle usłyszał za sobą bolesny okrzyk kobiety- O, Boże! Mój sok malinowy!Wołający o pomstę do nieba okrzyk poruszył nawet Fajczarza.Zbladł, powieki mu zadrgały i pełnym przygany głosem zwrócił się do Bartka:- Nie mogłeś bardziej uważać?- To nie ja.- wybełkotał.- A kto? Duch jaki albo co?! - natarła nań kobieta.Ujrzał przed oczyma jej zaciśnięte, uniesione do ciosu pięści.- To kot - zawołał płaczliwie.Zaciśnięte pięści gospodyni spadłyby niechybnie na jego plecy, gdyby Fajczarz nie uniósł znacząco ręki.- Pani Sobolowa, niech pani mi go zostawi, ja już z nim załatwię.Kobieta z trudem opanowała gniew.- Kot! - wołała.- Widział go kto! Mój Maciuś, taki delikatny.- Delikatny - wtrącił nieśmiało Bartek, unosząc dłoń do policzka.- Dobrze ci tak! - Wygrażała mu pięścią.- Szkoda, że ci oczu nie wydrapał za moje maliny.- Schyliła się po słój, a gdy go podniosła, zapłakała: - Mój Boże, ile ja się nazbierałam.a ten.- Chciała się rzucić na chłopca, lecz Fajczarz ją powstrzymał.- Będzie pani miała maliny.Ja już.- A w ogóle - przerwała mu - skąd ten chuligan znalazł się w moim domu?- Podobno szukał mnie - wyjaśnił Fajczarz, robiąc do chłopca oko.- To musiał wchodzić przez okno?Fajczarz uśmiechnął się znacząco.- Widocznie ta droga bardziej mu odpowiadała.Kobieta z obrzydzeniem spojrzała na chłopca, a uniósłszy wysoko ręce, zawołała:- Diabeł wcielony nie narobiłby mi większego bałaganu.Ech, ty - pogroziła mu - masz szczęście, że pan Henryk ujął się za tobą.- Niech się pani nie martwi, on już dostanie za to dobre wciry.- Ja bym mu uszy oberwała - jęknęła i schyliwszy się, podniosła z podłogi słój.- Niech pan patrzy - zwróciła się do Fajczarza - ile będę miała roboty.- O, nie, pani Sobolowa, pani nie ruszy palcem.Proszę dać mi wiadro, szczotkę i szmatę.To już jego robota.Gospodyni skinęła na chłopca.- Tylko pamiętaj, musi być wysprzątane na cacy.NIE DOKOŃCZONY LIST- Proszę pana - powiedział Bartek, zbliżając się do wyciągniętego wygodnie w leżaku Fajczarza - ja już posprzątałem.Mężczyzna odłożył książkę, którą czytał, przeciągnął się, ziewnął i wstał z leżaka.- Zaraz zobaczymy.Wszystko wymyłeś?- Tak.Tylko.- zająknął się.- Tylko nie wiem, co robić z kapą i z pana książkami.- Nie wiesz? - ironizował wielbiciel ptaków.- Może ci podpowiedzieć, kawalerze?- Mogę zanieść do pralni.- Jesteś bardzo domyślny.- A książki i papiery? Tego nie da się zmyć.Fajczarz udał, że nie słyszy jego wyjaśnienia.- No, chodźmy.- Ruszył pierwszy w stronę domu.- Przekonamy się, jak potrafisz pracować.Zanim jednak Bartek zameldował o skończeniu sprzątania, upłynęły dwie godziny.Dwie godziny męczył się, by doprowadzić pokój do porządku.A praca to była niemal syzyfowa, bo gdy starł podłogę, ścierka była tak lepka, że kleiła się do rąk, a gdy umył w wiadrze ręce, znowu woda stawała się lepka i trzeba ją było zmienić.I tak w kółko.Jedyny pożytek z tej niewdzięcznej roboty to możliwość dokładnego przerzucenia mieszkania.Kiedy nieco ochłonął, zaczął rozglądać się po pokoju.Na biurku, przy którym pracował Fajczarz, leżały porozrzucane książki.Wszystkie dotyczyły nauk przyrodniczych - ornitologii, botaniki, zoologii.Najwięcej jednak było książek o ptakach.A może to naprawdę ornitolog? - zapytywał się w myśli.Wszystko na to wskazywało, gdyż notatki leżące na stole pełne były krótkich informacji o ptasim świecie.Na wierzchu leżała zupełnie świeża kartka, dotycząca ptaka, któremu tak dociekliwie przyglądał się w drodze do domu.Notatka brzmiała: „21.07.83 - zobaczyłem kraskę.W tej okolicy ptak ten jest b.rzadki.Egzemplarz zupełnie młody.Pewnie z wiosennego wylęgu.”No, no - pokręcił głową nasz przyrodnik skrzętnie notuje każde spotkanie.A może to tylko szyfr.Może „kraska” oznacza młodą osobę?Porządkując książki i notatki, wyciągnął spod atlasu ptaków kartkę, która go najbardziej zaintrygowała.Był to początek nie dokończonego listu.Przeczytał go jednym tchem.„Szanowny panie - zaczynał się list.- Nasz plan rozwija się zupełnie dobrze.Nie spodziewałem się, że sam początek będzie tak łatwy.Musiałem jednak w ten plan wtajemniczyć jedną znajomą panią, którą spotkałem przypadkowo nad jeziorem.Jest to osoba b.dyskretna, a przy tym spodobał się jej nasz plan.Sądzę, że będę musiał do naszej roboty wprzęgnąć jeszcze kogoś.Mam nawet kandydata - pewnego bardzo rozsądnego jegomościa, z którym jadam obiady.Zastanawiam się, czy nie pozyskać kogoś z młodzieży, lecz to byłoby ryzykowne, gdyż - jak pan zapewne wie - młodzi ludzie często nie dochowują tajemnicy, a.”No, teraz to już wszystko jasne - skonstatował sierżant.- Niech mnie szpaki zadziobią - to szpieg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl