do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak przynajmniej myślał Greenberg.Pomógł Mike'owi wypełnić kamieniami łódź, aż w końcu jedynie górne części burt wystawały ponad wodę.Wtedy Mike wsiadł do łodzi i odepchnął ją od brzegu.– No, dalej – krzyknął.– Niech pan spróbuje iść po wodzie.Greenberg zawahał się.– A jeśli się nie uda?– Nic się panu nie stanie.Ponieważ nie może się pan zamoczyć, więc pan nie uto-nie.Logika tego rozumowania dodała Greenbergowi pewności.Dziarsko ruszyłprzed siebie.Odczuł nawet dziwną satys-90fakcję, kiedy woda pośpiesznie cofała się przed jego nogami, tworząc wklęsłe niecki, zaś jakaś niewidzialna siła unosiła go ponad taflą jeziora.Aczkolwiek oparcie, jakie czuł pod stopami, nie wydawało się zbyt pewne, ostrożnie przesuwał się do przodu w nader szybkim tempie.– I co teraz? – zapytał niemal uradowa-ny.Mike płynął łodzią tuż obok niego.Schował wiosła i podał Greenbergowi jeden z kamieni.– Będziemy je rozrzucać po całym jeziorze.Narobimy w dole sporo hałasu.To powinno przywołać go na powierzchnię.Ów nowy sposób dodał im nadziei, a wymieniane przez nich uwagi: „O, ten to na pewno wyrwie go ze snu" albo: „A tym trafię go prosto w łepetynę" sprawiły, że poszukiwania gnoma stały się całkiem zabawne.Nie wyrzucili jeszcze nawet poło-91wy kamieni, kiedy Greenberg stanął jak wryty z potężnym głazem w dłoniach.Czuł, jak wnętrzności skręcają mu się w supeł wokół serca, a szczęka nisko opada.Mike podążył wzrokiem za jego oszoło-mionym, a zarazem radosnym spojrzeniem.Ze swej strony musiał przyznać, że widok gnoma wiosłującego przez wodę za pomocą uszu, z ramionami splecionymi na piersi, co dodawało jego postaci niezwykłej godności, był niesłychanie zabawny.– Czy musicie rzucać kamieniami i przeszkadzać nam w pracy? – spytał gnom.Greenberg gwałtownie przełknął ślinę.– Bardzo przepraszam, panie gnomie –wybąkał nerwowo.– Nie potrafiłem wy-ciągnąć pana na powierzchnię samym wo-łaniem.Gnom przyjrzał mu się uważnie.– Ach, to pan jest tym śmiertelnikiem, wobec którego zostały zastosowane środki 92dyscyplinarne.Po co pan tu wraca?– Żeby pana przeprosić i powiedzieć, że to się więcej nie powtórzy.– Czy ma pan dowód na szczerość swych intencji? – zapytał gnom cicho.Greenberg nerwowo pogrzebał w kieszeni, wyciągając stamtąd garść kostek cukru owiniętych w celofan i drżącą ręką po-dał je gnomowi.– Bardzo sprytne – powiedział mały człowieczek; odwinął jedną kostkę i wepchnął ją szybko do ust.– Dawno nie ja-dłem tych smakołyków.W chwilę później Greenberg z pluskiem wleciał do wody i zniknął w toni jeziora.Nawet gdyby Mike nie zdążył schwycić go za marynarkę i wciągnąć do łodzi, i tak omal nie oszalałby z wielkiej radości, że znów mógłby się bez trudu utopić.93L.SPRAGUE DECAMPTEGO NIE MA WREGULAMINIENothing in the rulesPrzełożył Rafał WilkońskiL.Sprague de Camp zajmuje się pisarstwem od lat trzy-dziestych, a dorobek jego wieloletniej twórczości obejmuje ponad trzydzieści powieści, dziesiątki opowiadań i sporo prac publicystycznych.Początkowo znany głównie ze swych space oper, po raz pierwszy zdobył uznanie krytyki za powieść „Lest Darkness Fall", o człowieku, który pragnął zmienić bieg historii w czasach Cesarstwa Rzymskiego.Spod jego pióra wyszły bardzo różnorodne utwory, od pastiszów serii o Conanie, po podręczniki dla autorów science fiction.Stowarzyszenie Amerykańskich Pisarzy Science Fiction przyznało mu tytuł Wielkiego Mistrza Science Fiction.9495Zawody pływackie pomiędzy dwoma mało znaczącymi klubami żeńskimi rzadko kiedy gromadziły dużą widownię.Rozgrywki, które miały odbyć się tamtego wieczoru, nie były pod tym względem wy-jątkiem.Spoglądając w górę na balkon, Louis Connaught zauważył, że pojedynczy rząd foteli był zapełniony zaledwie do po-łowy.Większość widzów stanowili patrzą-cy w dół ze znudzonymi minami mężowie i narzeczeni zawodniczek.Prócz nich było jeszcze kilku gości z hotelu Creston, któ-rzy przybyli na basen, najwyraźniej nie mając nic lepszego do roboty.Jeden z boy-ów hotelowych zwracał się właśnie z proś-bą do jakiejś kobiety, aby zgasiła papierosa.Na jej twarzy widać było poirytowanie.Jak zwykle przybył pan Santalucia z gromadką dzieciaków, które chciały zobaczyć 96biorącą udział w zawodach mamę.Cała ro-dzinka radośnie pomachała do Connaugh-ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl