do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Którędy?Kobieta wskazała drogę, którą poszli żołnierze.Po czym zupełnie zaskoczyła księdza pytając: - Czy chodzi o samolot?- Tak.- O samolot czy o lotników?- I o samolot, i o pilotów.- Richard poczuł przy spieszenie tętna.- Lotników? Angielskich lotników?- Właśnie.Na Wyspach Świętego Tomasza wszyscy byli przyzwyczajeni do napiwków, kobieta najwyraźniej też tego oczekiwała, więc dał jej pospiesznie stueskudowy banknot.- Gdzie oni są?- Jeden ma gorączkę.- Tak, ale gdzie są?- Tutaj.Mają pokój w moim domu.Richard odczuł zbyt wielką ulgę, by pomyśleć, że może go oszukiwać.- Tutaj?- Oczywiście.- Chciałbym z nimi porozmawiać.- Nie pan pierwszy.Ta wiadomość poruszyła go, ale zdecydował, że nie będzie żądał szczegółów choćby ze względu na trudności z rozumieniem portugalskiego.- Mogę z nimi pomówić? Tak?- Pewnie.Oczywiście.Zaprowadziła go do domu za barem, ale nie miała zamiaru wspinać się po schodach.- Na górze - tyle powiedziała.- Dziękuję.Z głuchym tupaniem przeskakiwał po trzy stopnie krętych i stromych schodów.Był w połowie drugiego zakrętu, gdy otworzyły się drzwi na piętrze i wypadł z nich młody człowiek o gniewnym spojrzeniu.- Czy musisz tak cholernie hałasować?- Przepraszam, bardzo przepraszam - Richard za trzymał się w miejscu.- Mam tu chorego, hałas mu nie pomaga.- Wiem i jest mi przykro.Nie pomyślałem o tym.Młody człowiek z bosymi stopami, w spodniach i bawełnianej koszulce przyjrzał mu się uważnie.- Przynajmniej mówi pan po angielsku.Doskonale, więc kim pan jest i o co panu chodzi?- Czy mogę wejść? Muszę coś wyjaśnić i.- Dlaczego nie może pan zrobić tego tutaj?- To zabierze trochę czasu.Richard spostrzegł, że gniew młodego człowieka ustępuje, ale nagle jego wzrok znów stał się niespokojny.- Nie mieliśmy z nikim żadnych zatargów.- Kto mówi o zatargach?- Wczoraj wieczorem był tu pewien facet.- Skąd?- Nie mam pojęcia.W sprawie DC 3.A więc nie anson.- odetchnął i z trudem zachowując obojętność spytał:- Czy ta dakota jest wasza?Młody człowiek przytaknął.Był niespokojny i zajął stanowisko defensywne.Z każdą chwilą Richard czuł się bardziej pewnie.- Czy mogę porozmawiać z pana przyjacielem?- On nie czuje się dobrze.- Może będę mógł pomóc.Wejdziemy do środka?Młody człowiek przestępował z nogi na nogę.- W porządku.Sądzę, że może pan wejść.- Jeszcze się wahał, ale wreszcie odsunął się i przepuścił Richarda przodem.Pokój był prawie zupełnie pozbawiony umeblowania.Na jednym z dwóch przykrytych kocami łóżek leżał nieogolony, spocony mężczyzna, bez wątpienia w gorączce.Jeśli nawet zauważył wejście Richarda, nie dał tego poznać po sobie.- Czy wezwaliście lekarza?- Tutaj nie ma lekarza.Richard podszedł do łóżka i dotknął rozpalonego czoła chorego.- Cały czas jest w takim stanie?- Różnie bywa.Gorączka to rośnie, to spada.- Kiedy się zaczęło?- Przedwczoraj wieczorem, zupełnie nagle.Byliśmy w górze, a on poczuł się tak źle, że nie miał siły dolecieć do Sao Tome.Potrzebował jeszcze pół godziny, ale nie dał rady.- Dlaczego nie przejął pan sterów?- Nie znam się na tym, to znaczy nie potrafię lądować.Izzard zrobiłby to bez mrugnięcia okiem.Chorym wstrząsnął dreszcz.- Wszystko we właściwym czasie - wydusił z siebie przez zaciśnięte zęby.- Wszystko we właściwym czasie, Tony.- Na pana miejscu odtransportowałbym go promem do Sao Tome.Wymaga lepszej opieki, niż pan może zapewnić.- Myśli pan?- Czy to nie oczywiste?Coś zaszeleściło pod dachem.Richard rozejrzał się wokoło.Na łuszczących się ścianach rozlały się wielkie płaty wilgoci.Był gotów użyć wszelkich argumentów, by osiągnąć swój cel, ale nie kosztem chorego.- Kim pan jest? - spytał ponownie młodszy pilot zdezorientowany.- Księdzem, katolickim księdzem.- Z Sao Tome?- Jestem funkcjonariuszem organizacji pomocy humanitarnej, jeśli to pana interesuje.Wyjaśnię później.Sądzę, że powinien pan jak najszybciej zdecydować, co zrobić z przyjacielem.Prom odpływa mniej więcej za godzinę.- Nie wiem, co powinienem zrobić.Widzi ksiądz, Sam jest dowódcą.Sam Dunlop.Ja nazywam się Goddard, Tony Goddard.To długa historia, ale jesteśmy z Exeteru, w hrabstwie Devon.I widzi ksiądz, jak Sam jest w takim stanie, nic nie mogę zdziałać.- Kto was sponsoruje?- „Pomocna Dłoń”.- Kto?- „Pomocna Dłoń”.To grupa miejscowych biznes menów, którzy wystąpili z pomysłem.Wielu jednak zwykłych ludzi dało gotówkę na ten cel.Sam lata tylko w czasie weekendów, jest cholernie dobry.Ja miałem tylko parę lekcji, ale zgodziłem się wziąć udział w akcji, gdy wycofał się jeden nawigator.Startowaliśmy w Bristolu, a potem lecieliśmy głównie wzdłuż wybrzeża: Nantes, Porto, Gibraltar, Agadir, Port-Etienne, Bissau.Po dotarciu do Sao Tome mieliśmy oddać się do dyspozycji jednej z organizacji.- Której?- Najbardziej potrzebującej.- Wzruszył ramionami.Samotność i komplikacje zdrowotne przyjaciela osłabiły jego zapał do szlachetnego przedsięwzięcia i młodzieńczą prostoduszność.Richard odczytywał jego nastroje jak otwartą księgę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl