do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jagnięta skazane na nieuchronną rzeź.Wszyscy jesteśmy ofiarami.Zorza polarna zapala się nagle, zaczyna oplatać ich nieziemskimi płomieniami.Jakby piekło przypomniało sobie o swej drugiej, ognistej naturze.Wtem człowiek uśmiecha się, dziwnym, na pół przerażonym, na pół zwycięskim skrzywieniem warg.Już wiem, co mogę zrobić, by cię powstrzymać, diable, mówi ten uśmiech.I to ty nie będziesz miał żadnych szans.– Weź mnie! – mówi Daniel drżącym, lecz zdeterminowanym głosem.– Oni nie są dla ciebie żadnym przeciwnikiem, ile można uganiać się za mrówkami? Weź mnie.Demon zatrzymuje się nagle, wyłania z huraganowego wiru.Patrzy na człowieka z uwagą, nieskończona, monumentalna pycha przelewa mu się w przepastnych otchłaniach oczu.– Przyszedłeś tu cały – oznajmia przeciągle.– Odważyłeś się spojrzeć mi prosto w twarz.Takich rzeczy nie robi się bezkarnie.Wiesz, kim wrócisz bez mojej pomocy? Śliniącym się kaleką, moczącym się nocami w łóżko! Będziesz cierpieć do końca życia, nie podniesiesz się.– Wiem! – przerywa mu Air Marshall.– I to jest właśnie ich jedyna szansa: moja ofiara.Nie przełkniesz tego samolotu, póki jestem na pokładzie.Udławiłbyś się moim poświęceniem, czymś, czego nie jesteś w stanie zrozumieć ani znieść! – Otwiera oczy, spogląda tamtemu prosto w płonącą zmrożonym szaleństwem twarz.– Odejdź.Tracisz tylko czas.– Za kogo ty chcesz umierać? – rzuca diabeł zajadle.– Za drugiego pilota, który sypia z wszystkimi stewardesami, jak leci? Za pannę, co złapała misiaczka, nie bacząc, że jej chłopak podciął sobie żyły? Za stewardesę, co tylko patrzy, żeby się bogato wydać za mąż? Za nich chcesz umierać? Przecież ich nawet nie znasz.Oddaj mi ich, wróć na pokład! Nie zrobię ci krzywdy, przeżyjesz katastrofę.Szansa jedna na milion, skorzystaj z niej i nie odwracaj się za siebie.Nie bądź głupcem, jak twój ojciec.I zostaw ich.Mnie.Człowiek kręci głową.Zgrzyt, zgrzyt, trzeszczą zamarznięte stawy.– Kupię im czas – wyjaśnia, wciąż z tym szalonym, triumfalnie przerażonym uśmiechem przyklejonym do twarzy.– Będą mieli szansę, przemyślą coś, zmienią się.Kupię im czas!Demon uśmiecha się przeciągle.– Może wolałbyś kupić coś innego? – Jego głos ścisza się do syku milionów żmij.–Odejdź z własnej woli, a ja cię wypuszczę.Ciebie i twojego ojca też.Przecież nie zasłużył na taki los: poszedł do mnie wraz z tymi, których nie udało mu się obronić.Chcesz go zobaczyć? – We mgle pomiędzy nimi przemyka wykrzywiona nieopisanym cierpieniem twarz i zaraz znika, rozwiewa się w gwiezdny pył.– Co ty na to, człowieczku?Daniel słyszy, jak z gardła wydziera mu się suchy, rozpaczliwy szloch.Tato, myśli z porażającym bólem.Tato.Proszę cię, milcz.– Gdybym się na to zgodził.– Słowa wypełzają z krtani raniąc, niczym kłęby drutu kolczastego.– Dopiero wtedy miałbyś prawo mnie wziąć.– Prostuje się powoli.– Jestem Szeryfem Powietrznym Drugiego Rodzaju, tak, jak mój ojciec.I zrobię to, co powinienem.Odejdź, nie wskórasz tu nic.Diabeł spogląda na człowieka z odrazą.– Dobro – cedzi powoli zza skrwawionych kłów.– Potrafi zniesmaczyć mnie do bólu.Fuj.Przerzuca wzrok na samolot, nerwowo oblizując śnieżne wargi.Czas ruszyć z miejsca tę skrzydlatą trumnę, czas powziąć decyzję.– To idź – rzuca z tłumioną wściekłością.– No, idź.Człowiek stoi przez chwilę nieruchomo.Wreszcie bierze głęboki oddech.Odwraca się, idzie w stronę zawisłego w przestworzach boeinga.Kuśtyka lekko, jakby powłóczył lewą nogą.Mróz zastyga w powietrzu, mgliste wiry wokół niego uspokajają się, jak stado skarconych psiaków.– Chyba straciłem apetyt na dziś – szepcze diabeł powoli.* * *W kokpicie niedostrzegalnie pojaśniało, wycofał się niewidoczny, psychiczny mrok.Czerwona kontrolka pożaru lewego silnika zgasła nareszcie.W tej samej chwili elektroniczne wskaźniki obrotów wentylatora i turbiny prawego silnika ruszyły dziarsko do góry Prawy silnik wyszedł na obroty.Piloci przełknęli ślinę, przesunęli językami po zeschniętych ze strachu wargach, obaj na raz, jak na komendę.Udało się.Climbing out – climbing climbing Wzbijając się – w górę w góręFive miles out – climbing climbing Pięć mil nad ziemią – w górę w górę Zaśpiewała Maggie Reilly w oddali, słodkim, spokojnym głosem.Kapitan wyrównał lot niemalże tuż nad oceanem, z trudem poderwał maszynę do góry.Na szczęście do lotniska już niedaleko.Tylko jeszcze tam wylądować, w trudnych warunkach, z jednym sprawnym silnikiem.Piloci spojrzeli po sobie, uśmiechnęli się pokrzepiająco.Jakby cudem nabrali nowych sił.Nie wiadomo czemu, obaj byli przekonani, że dadzą sobie radę.Po prostu: bo tak.* * *Daniel siedział w fotelu, dysząc ciężko.Obrazy z kokpitu nakładały się, mieszały z widokiem ściany i przejścia.Nie rozumiał z nich nic, jakby były skryte za wszechobecną, lodowatą mgłą.Ślina skapnęła mu z kącika warg, spróbował ją obetrzeć, nie trafił dłonią do ust.Spróbował jeszcze raz, ale uniesiona ręka opadła bezwładnie.Spiął się, oczekując złośliwego czy ponurego komentarza, który powinien dobiec, jak zwykle, z głębi głowy.Jego najlepszy wróg, jego okrutny przyjaciel, jego strach, jego Anioł Stróż zawsze tam był, zawsze przemawiał.Przez chwilę nie słyszał nic.A potem zabrzmiał cichutki, rozpłakany jęk: Czy leci Air Marshall na pokładzie?Stewardesa, przypięta pasami w korytarzu naprzeciwko, spojrzała na Daniela przelotnie.I od razu podniosła rękę do interkomu.Zaczęła coś meldować kapitanowi, pośpiesznym, strwożonym głosem.Odłożyła słuchawkę, wbiła w pasażera roztrzęsiony wzrok.Zamknął oczy, rozumiejąc wszystko bez słów.„MAYDAY-MAYDAY-MAYDAY”.„PAN-PAN-PAN, MEDICAL”.„PAN-PAN-PAN”.Z podziękowaniami dla Pana PilotaTomasz Bochińskiurodzony w 1959 roku w Warszawie.Debiutował w 1985roku opowiadaniem AIDS („Politechnik”).Wydał powieści: Seno Złotym Cesarstwie i Kurierzy Galaktycznych Szlaków, zbiory opowiadań: Królowa Alimor (wraz z Wojciechem Bąkiem) iWyjątkowo wredna ceremonia oraz komiks Rycerze ZiemJałowych(rys.Grzegorz Komorowski) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl