do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to właśnie tu, u nas.Och, pan to doskonale rozumie.Klnę się, że nie posiedzi pan długo w akwizycji.— W ogóle nie posiedzę.Już powiedziałem: nie.Uprzejmie dziękuję za propozycję, nie skorzystam, chyba wyrażam się jasno.Ale nie taję, że przyjmuję tę waszą.akcję z dużą sympatią.Podoba mi się jej aspekt pedagogiczny.Uśmiechnął się.Chyba nie rozumiał.— Cóż, niektórzy zaliczają to do naszych ubocznych zadań — ucichł na chwilę, a potem zapytał.— A co pan konkretnie ma na myśli?— Jeśli dobrze rozumiem, wykupiona u was klątwa działa tak, że na każdego, kto okradnie waszego klienta, sprowadza jakieś nieszczęście.— To jedna z usług.Można także zapewnić sobie bezpieczeństwo osobiste.— Klątwa — podjąłem — spada także na pasera i na każdego, kto korzysta z dokonanej kradzieży.Oczywiście w stopniu odpowiednim do udziału w niej.Temu, kto gwizdnął mi komórkę, uschła ręka.Ten, kto ją od niego kupił, pewnie swoją złamał.A jeśli i on oddał fant komuś następnemu, tamten wykpił się już tylko atakiem bólu nadgarstka?— Wiele zależy od intencji tych kolejnych osób.Jeśli ktoś kupuje komórkę za kilkanaście złotych, to przecież wie doskonale, że jest kradziona.— Oczywiście.A czy zauważył pan — przeszedłem do sprawy — że wystarczyło kilka dni waszej działalności, aby nastąpił prawdziwy pomór w niektórych dziedzinach życia publicznego? Część urzędów państwowych w ogóle przestała działać, a ich personel gremialnie stawił się w rządowej klinice w Aninie, pochorowali się przywódcy związków zawodowych, no i cała rzesza rozmaitych drobnych beneficjentów państwowej sprawiedliwości społecznej.— Zauważył pan? No, rzeczywiście, mamy drobne kłopoty z wyregulowaniem mocy klątw, ale.— Panie szanowny — nie lubię, gdy mi się przerywa.— Nie przypadkiem mówiłem tu o Gorbaczowie, Ludziom można wciskać różne kity i prać im mózgi, ale w magii, cokolwiek nią tam zawiaduje, pojęcia pozostają proste.Dla czaru nie ma żadnej „redystrybucji”, „sprawiedliwości społecznej” czy innego bełkotu.Jeżeli odebrano komuś pod przymusem część jego dochodu, żeby ją przeznaczyć na potrzeby kogoś innego, to wasza klątwa reaguje na to jak na każdy inny rodzaj kradzieży.— Ależ nie.— zaprotestował.— Podatek to rodzaj składki na wspólne cele.— Tak, i tam, gdzie ta pierwotna zasada została zachowana, tam nie będzie problemu.Nie sądzę, żeby jakaś epidemia powaliła nagle policję czy sądy.Ale za zdrowie rolników, którzy korzystają z interwencyjnego skupu, górników czy pracowników innych dotowanych przedsiębiorstw nie dałbym teraz złamanego grosza.Czerpiąc inspirację z mojego artykułu, zapomniał pan, że to już nie szczęśliwe Średniowiecze, gdzie dużym podatkiem wydawała się dziesięcina, tylko kraj, w którym dwadzieścia milionów obywateli żyje z rozmaitych zasiłków, a tylko niecałe czternaście na nie pracuje.Wie pan co? — podniosłem się energicznie i podszedłszy do barku, otworzyłem szeroko.— Musimy to oblać.Chyba z wolna zaczynało do niego docierać to, co mówiłem, bo zamilkł z niemądrze opuszczoną szczęką.— Niech pan pomyśli — ciągnąłem, nalewając do szklaneczek.— Wystarczyło parę dni, żeby pod aptekami zrobiły się kolejki, a pogotowie miało pełne ręce roboty.Wszystkich zaczęło nagle strzykać, mdlić, nudzić, pobolewać i oczywiście nikt nie rozumie, dlaczego.Na razie nie rozumie.To miara, do jakiego stopnia w tym ustroju zostaliśmy wplątani w taki, rozumie pan, złodziejski łańcuch pokarmowy.Prawie każdy jest okradany i prawie każdy korzysta z jakichś ochłapów, które pozostają państwu po wykarmieniu polityków i rzesz urzędasów od wyrównywania szans.Traciłem nadzieję, że ktoś kiedyś zdoła to Polakom wyjaśnić, a tu proszę, sposób pewny, poglądowy, stuprocentowo skuteczny.I kto z nim wystąpił? Aż się nie chce wierzyć.Proszę bardzo, chyba pan nie odmówi?— Jeśli można, to i ja poproszę kropelkę — odezwał się z boku dystyngowany głos, przypominający trochę barwą i intonacją Gustawa Holoubka.— A, służę panu — sięgnąłem po trzecią szklaneczkę.— Gość w dom.Eee, hm.— omal od razu na dzień dobry nie strzeliłem gafy.Właściwie należało się go tutaj spodziewać.Siedział w głębokim, staroświeckim fotelu, który pojawił się razem z nim, niczego podobnego wcześniej w domu nie miałem.Starszy jegomość, w eleganckim, letnim garniturze z szarej flaneli.Skinął uprzejmie głową, kiedy podałem mu napitek.— No, durniu — odezwał się do skulonego pod jego spojrzeniem Akwizytora.— Może umiesz jakoś odpowiedzieć panu redaktorowi?— Ale, panie prezesie.— wił się tamten.— No, może rzeczywiście.niedopatrzenie.ale to dopiero program pilotażowy.— Milcz, kretynie — nazwany prezesem zerwał się nagle, w jego dłoni pojawił się pejcz, którym, zupełnie zapominając o dystynkcji, zaczął prać po gębie swojego pracownika.— Pod stół, idioto! W tej chwili pod stół!Okładany Akwizytor zanurkował z bolesnym kwikiem pod blat i w jednej chwili rozpłynął się tam bez śladu.Pejcz w ręku prezesa zamienił się ponownie w szklaneczkę whisky.— Proszę wybaczyć — usiadł, wracając do pełnego godności tonu.— Niestety.Ludzie nie zdają sobie sprawy, co to znaczy kierować równie rozległym przedsięwzięciem.Wydaje im się, że ja mogę wszystko.I oczywiście to prawda.Ale przecież nie dopatrzę wszystkiego osobiście.Muszę, niestety, polegać na idiotach.A oni ciągle wszystko psują.Gdybym miał odpowiednie kadry już wiele pokoleń temu byłoby po meczu.— Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc.— Ależ właśnie może pan, może, panie Aleksandrowicz! Ten cymbał przecież powiedział prawdę.Jest pan człowiekiem jakich angażujemy natychmiast.Ci durnie przygotowali i rozpoczęli całą akcję nie pomyślawszy nawet, jak to uderzy w nasz największy w dotychczasowej historii sukces, jakie fatalne może mieć skutki propagandowe.A pan przejrzał uboczne skutki w jednej chwili.— Zapewne dlatego, że ten pański historyczny sukces zupełnie mi nie odpowiada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl