[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opamiêta³ siê i pohamowa³, milcz¹c przez chwilê i usi³uj¹c odzyskaæ twarz zawszelk¹ cenê, a¿ wreszcie wybuchn¹³ œmiechem, który Bloodowi zakrawa³ na czyst¹komediê.- Tam do licha! Rozgniewa³em ciê, Isabelito? Skaranie boskie ze mn¹! Taki ju¿jestem.W gor¹cej wodzie k¹pany.Taki mam charakter.Strata trzydziestu tysiêcydukatów mo¿e jednak na trochê wyprowadziæ cz³owieka z równowagi.A klejnoty?Phi! Furda klejnoty! Przepad³y, to przepad³y.- Wyci¹gn¹³ przymilnie d³oñ.-ChodŸ, Isabelito.Poca³uj na przebaczenie, kochaneczko.Wkrótce kupiê ci tyleklejnotów, ile tylko zechcesz.- Ja nie chcê ¿adnych klejnotów, George.Ledwie da³a siê na wpó³ udobruchaæ.Raz obudzone okropne podejrzenie wci¹¿le¿a³o jej na sercu.Jednak podesz³a do niego i pozwoli³a siê opasaæramieniem.- Nigdy wiêcej nie gniewaj siê na mnie, Jorgito.Gdybym mniej by³a w tobiezakochana, bardziej bym pamiêta³a o szkatu³ce.- Ale¿ oczywiœcie, go³¹beczko.Oczywiœcie Tim niepewnie przest¹pi³ z nogi nanogê.- Lepiej wrócê na pok³ad, kapitanie.Ruszy³ do wyjœcia.Przystaj¹c w progu, zwróci³ siê do Blooda.- Murzyniak rozwiesi³ panu hamak.- Mo¿e wiêc wska¿e mi pan drogê.Dziœ ju¿ nie mam tu nic wiêcej do roboty.Szyper zaczeka³, przytrzymuj¹c otwarte drzwi.- Jeœli ten wiatr siê utrzyma - oznajmi³ - to wejdziemy do Port Royal wniedzielê wieczorem albo w poniedzia³ek rano.Blood skamienia³- Port Royal? - powiedzia³ powoli.- Nie uœmiecha mi siê tam wyl¹dowaæ.Fairfax podniós³ wzrok.- Dlaczego nie? To angielska kolonia.Nie ma siê czego obawiaæ na Jamajce.- Mimo to nie uœmiecha mi siê wyl¹dowaæ na Jamajce.Dok¹d p³yniecie potem?- O jejku, to bêdzie zale¿eæ od mnóstwa rzeczy.Coraz wiêksza niechêæ do tego cz³owieka zaostrzy³a wypowiedŸ Blooda.''- By³bym wdziêczny, gdyby pan uzale¿ni³ to nieco od mojego dobra, skoroznalaz³em siê tutaj dla pañskiego.- Mojego? - Fairfax uniós³ jasne brwi.- ¯ebym tak skona³ tu na miejscu! O iledobrze pamiêtam, to pan te¿ dawa³ drapaka.Zobaczymy jednak, co siê da zrobiæ.Gdzie pan chcia³ wysi¹œæ na l¹d?Blood powœci¹gn¹³ gniew, aby nie odbiegaæ od tematu.- Z Port Royal móg³by pan bez wielkiego k³opotu zabraæ mnie przez CieœninêZawietrzn¹ i wysadziæ na pó³nocno-zachodnim wybrze¿u Hispanioli, lub nawet naTortudze.- Na Tortudze!W chytrych, bladoniebieskich oczach pojawi³ siê b³ysk o¿ywienia i Bloodnatychmiast po¿a³owa³ tej Tortugi.Fairfax mierzy³ go œwidruj¹cym spojrzeniem,wyraŸnie wa¿¹c coœ w myœlach.- Tortuga, hê? Wiêc ma siê przyjació³ wœród bukanierów? - Parskn¹³ œmiechem.-No, no! Oczywiœcie, to pañska sprawa.Niech „Czapla" najpierw dop³ynie do PortRoyal, a potem jesteœmy na pañskie us³ugi.- Bêdê wielce zobowi¹zany.- Blood prawie nie kry³ ironii.- ¯yczê dobrej nocy.I wam, pani.Po zamkniêciu siê drzwi za Timem i kapitanem, Fairfax z przymru¿onymi oczyma izagadkowym uœmiechem na wargach przez d³ugi czas le¿a³ zatopiony w g³êbokimmilczeniu i jeszcze g³êbszej zadumie.Wreszcie doña Isabela szepnê³anieœmia³o:- Powinieneœ spaæ, Jorgito.O czym tak myœlisz?Jego odpowiedŸ sprawi³a wra¿enie pozbawionej jakiegokolwiek sensu.- O tym, jak brak peruki zmienia cz³owieka, który jest Irlandczykiem ichirurgiem, i ka¿e siê wysadziæ na Tortudze.Uzna³a to za majaczenie w gor¹czce, na któr¹ najlepszym lekarstwem bêdzie sen.Chcia³a odejœæ, ale jej nie pozwoli³.Zacz¹³ odczuwaæ pal¹ce pragnienie ipoprosi³ o coœ do picia.Pragnienie nie ustêpowa³o, drêcz¹c go i nie daj¹c muzmru¿yæ oka, wiêc czuwa³a u jego boku, na ka¿de skinienie podaj¹c rannemu kubekwody z limonowym sokiem, a raz na uparte ¿¹danie, z domieszk¹ gorza³ki.Noc siêdziewczynie d³u¿y³a, bo Fairfax prawie milcza³, wiêc gdy po jakichœ trzechgodzinach ucich³ na dobre, jakby wreszcie zmorzony snem, spróbowa³a wymkn¹æ siêna paluszkacti, lecz wówczas ranny niespodziewanie zakl¹³ i wybuchn¹³ œmiechemna znak, ¿e czuwa w najlepsze i kaza³ jej pójœæ po Tima.Us³ucha³a dla œwiêtegospokoju, ¿eby nie denerwowaæ chorego odmow¹.Kiedy wróci³a z Timem do kabiny,Fairfax zapyta³ szypra, która te¿ mo¿e byæ godzina i ile przebytej drogizliczy³ nawigator.Tim zameldowa³, ¿e przed chwil¹ wybi³o osiem szklanek, a„Czapla" zrobi³a ju¿ piêædziesi¹t mil z hakiem od La Hacha.Wówczas pad³ozupe³nie nieoczekiwane pytanie:- Jak daleko mamy do Cartageny?- Jakieœ sto mil.Mo¿e ciut wiêcej.- W jakim czasie tam dojdziemy?Oczy szypra zrobi³y siê okr¹g³e ze zdziwienia.- Przy tym wietrze, mo¿e w dwadzieœcia cztery godziny.- No to p³yñ do Cartageny - zabrzmia³ zdumiewaj¹cy rozkaz.- Migiem zawracaj.Zdziwienie na ogorza³ej twarzy Tima ust¹pi³o miejsca trosce.- Masz gor¹czkê, kapitanie, ani chybi.Czego byœmy mieli szukaæ z powrotem nakontynencie?- Nie mam ¿adnej gor¹czki.S³ysza³eœ rozkaz.Zawracaj i k³adŸ siê na kurs doCartageny.- Przecie Cartagena.Tim i dona Isabella wymienili porozumiewawcze spojrzenia.Przy³apawszy ich natym i domyœlaj¹c siê co im chodzi po g³owach, Fairfax wykrzywi³ siê, jak gdybyzabola³ go z¹b.- Skaranie boskie z tob¹.Zaczekaj! - warkn¹³, zbieraj¹c myœli.W pe³ni si³,nie potrzebowa³by wspólnika, ¿eby przeprowadziæswój diabelski plan.Sam by za³atwi³ ca³¹ sprawê, trzymaj¹c gêbê na k³Ã³dkê.By³jednak os³abiony i zdany na ³askê szypra, tote¿ doszed³ do wniosku, ¿e nie mainnego wyjœcia, jak tylko wy³o¿yæ karty na stó³.- Riconete stoi w Cartagenie, a Riccnete zap³aci piêædziesi¹t tysiêcy pesos zakapitana Blooda, ¿ywego lub martwego.Piêædziesi¹t tysiêcy pesos.- Umilk³ nachwilê.- To kupa forsy - dorzuci³.- Z czego piêæ tysiêcy bêdzie dla ciebie, Tim.Podejrzenia Tima zmieni³y siê w pewnoœæ.- Jasne.Jasne.- Szlag by ciê trafi³, Tim - rozeŸli³ siê Fairfax.- Czy ty potakujesz mi naodczepne? Uwa¿asz, ¿e mam gor¹czkê.Tobie by siê przyda³o trochê tej mojejgor¹czki.Mo¿e przyby³oby ci oleju w g³owie i bystroœci w oku.- Tak jest - zgodzi³ siê Tim.- Tylko sk¹d wzi¹æ kapitana Blooda?- Z pentry, gdzieœ go zapakowa³.- Majaczysz kapitanie.- Przestaniesz wreszcie? Do diab³a z twoj¹ g³upot¹! To kapitan Blood, powiadamci.Domyœli³em siê, gdy tylko poprosi³ o zawiniêcie na Tortugê.Rozpozna³bym gowczeœniej, gdybym nie by³ na wpó³ nieprzytomny.Nie uœmiecha mu siê l¹dowanie wPort Royal, jak mówi³.Jasne, ¿e mu siê nie uœmiecha.Dopóki pu³kownik Bishopjest gubernatorem Jamajki.Mo¿e to ci otworzy oczy?Tim z g³upi¹ min¹ zamruga³ powiekami i parê razy zakl¹³ z pe³nym os³upieniaprzekonaniem.- Mam rozumieæ, ¿e pan go rozpoznajesz?- To w³aœnie masz rozumieæ i mo¿esz mi wierzyæ, ¿e siê nie mylê.A teraz spadaji rób ten zwrot.To najpierw.Potem radzi³bym ci siê zaj¹æ zwi¹zaniemjegomoœcia.Bierz go we œnie, to zaoszczêdzisz nam k³opotów.Zmiataj.- Tak jest.- Tim ruszy³ do drzwi z zapa³em nie ostudzonym przez ¿adneskrupu³y.Coraz bardziej przera¿ona, w miarê jak dociera³o do niej to, co s³ysza³a doñaIsabella zerwa³a siê z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]