[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego?- Lehder odkrył, że Meesh go okłamuje, że zamówił u Wenezuelczyków mniej prochów, a kupił więcej.Nadwyżkę chciał zgarnąć dla siebie.Lehder udał, że nic nie wie i wysłał go do Wenezueli po towar, jego i trzech czy czterech chłopaków z obstawy.Tyle tylko że ci z obstawy zastrzelili Meesha w dżungli.To duża dżungla.Jego szczątków nie znaleziono i pewnie nikt ich nigdy nie znajdzie.- W takim razie skąd pewność, że Meesh nie żyje? Może uciekł albo udało mu się przeżyć.Może przekupił ludziLehdera.- Nasz agent i agent Kolumbijczyków byli tam, kiedy wrócili ci z obstawy.Przynieśli Lehderowi jego głowę.Ciało zostawili, ale głowę zabrali.Agenci stali tuż obok Lehdera, kiedy tamci wyjęli ją z worka.Lehder powiedział, dobra robota, chłopcy, i na tym się skończyło.Cole znowu nie wiedział, co powiedzieć.Ale Willis mówił dalej.- Myśleliśmy wtedy, że Lehder naprawdę wysłał go po prochy.Że Meesh przywiezie paręset kilo czystej kokainy i wtedy Kolumbijczycy go aresztują.Meesh ich nie obcho dził, zależało im tylko na Lehderze.Z kolei mnie zależało na Meeshu, bo był poszukiwany w Stanach za morderstwo, więc pozwolili mi przyjechać.Byłem z nimi w tym pokoju, detektywie Farnham, widziałem tę głowę.Prochów nie by ło, więc Kolumbijczycy odwołali akcję.Nie chcieli nawet aresztować tego kutasa za zabójstwo Meesha, więc mu siałem tam siedzieć i przez godzinę pić herbatę, udając, że wszystko jest cacy.Do dziś nie wiem, co ludzie Lehdera zrobili z tą głową, ale widziałem ją na własne oczy.Rozpoznałem go.To był Alexander Meesh.Nie wiem, kogo tam u siebie macie, ale na pewno nie jego.Cole’a ssało w żołądku.Buczało mu w głowie, jakby za długo nic nie jadł.- Panie Willis, czy mogę spytać o coś jeszcze?- Dech w piersi zapiera, co?- Fakt.- Słucham.- Czy Meesh miał jakąś wadę wymowy albo mówił z obcym akcentem?Willis parsknął śmiechem.- Z akcentem? Dlaczego miałby mówić z akcentem?- Dziękuję, że poświęcił mi pan tyle czasu.Cole położył nogi na biurku, odchylił się do tyłu i zapatrzył na Pinokia.W pokoju słychać było tylko ciche klikanie jego oczu.Rozmowa z Willisem powinna była być krótka i prosta.Zadzwonił do niego z nadzieją, że dowie się czegoś o związkach Meesha z Barone’em, o powiązaniach Baronem z Los Angeles i o jego akcencie.Że dowie się wszyst kiego - tylko nie tego.„Panno Barkley, czy to tego człowieka pani widziała?”.„Tak.Kto to?”.„Nazywa się Alexander Meesh”.Cole popatrzył na Pinokia, potem na małą ceramiczną figurkę Gadającego Świerszcza, którą dał mu jakiś klient.Niechaj twoim przewodnikiem będzie sumienie.Każdy potrzebuje swego świerszcza.Jeszcze raz przejrzał raport Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej, w którym nie było ani odcisków pal - ców, ani wyników badań DNA.Po co komu jakieś wyniki, skoro wierzyło się ludziom na słowo?31Pike jechał powoli.Otworzył okna, żeby omywało ich powietrze i wybrał dłuższą, ponadgodzinną trasę przez Chinatown.Nie jedli śniadania, ale Larkin nie była głodna.Mimo to kupił po drodze trochę chińszczyzny na później.Miał nadzieję, że przejażdżka i świeże powietrze pomogą jej zapomnieć o trupach, ale kiedy wrócili do domu, natychmiast podeszła do stołu, gdzie leżały przybory do czyszczenia broni.Polała szmatkę preparatem i przytknęła ją do nosa, jakby od lat wąchała klej.- Ciągle ich czuję - powiedziała.- Są w moich włosach.Na całym ciele.Kingowie.Zabrał jej szmatkę.- Weź prysznic i wymyj zęby.Przebierz się.Najpierw ty, potem ja.Kiedy poszła do łazienki, zadzwonił do Buda, ale Bud nie odebrał.Chciał zostawić mu wiadomość, ale ktoś mógłby ją odsłuchać, więc postanowił zadzwonić później.Kiedy Larkin przebrała się i umyła głowę, zajął się sobą.Namydlił się, mocno wyszorował i stał pod prysznicem, aż zabrakło gorącej wody.Potem mocno namydlił swoje ubranie i namoczył je w wannie.Ubranie Larkin też by wyprał, ale było drogie, luksusowe.Nie chciał go zniszczyć.Włożył ostatni komplet czystych ciuchów, wrócił do saloniku i zobaczył tam Cole’a.Cole trzymał w ręku dużą, żółtą kopertę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]