[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyœwieca³a mu ideaumieszczenia dziedziców tronu w odludnym miejscu, z dalaod kogokolwiek, kto móg³by skojarzyæ ich z rosyjsk¹ rodzin¹królewsk¹.Appalachy tworzy³y idealne warunki, zapewnia-j¹ce obojgu jednoczeœnie zdrowy klimat i sceneriê niewieleodbiegaj¹c¹ od ojczystej.Teraz, gdy siedzia³ ju¿ w œrodku chaty, Lord niemal wy-czuwa³ ich fizyczn¹ obecnoœæ.S³oñce ju¿ zasz³o, a powie-trze zrobi³o siê rzeœkie.Thorn rozpali³ w kominku, u¿ywaj¹c431do tego kilku por¹banych pniaków opartych o jedn¹ z ze-wnêtrznych œcian.Wnêtrze chaty o powierzchni oko³o stuczterdziestu metrów kwadratowych udekorowane by³o gru-bymi narzutami, lakierowanymi meblami, w œrodku unosi³siê tu zapach orzesznika i sosny.W kuchni znajdowa³y siêzapasy jedzenia w puszkach.Na kolacjê zjedli chili z fasol¹i popili je col¹ z lodówki.To Thorn wpad³ na pomys³, ¿eby schroniæ siê w chacie.Jeœli policja by³a zdania, ¿e przetrzymywano go wbrew jegowoli, nigdy nie bêd¹ szukaæ go na terenie w³asnej posesji.Najprawdopodobniej pod obserwacj¹ by³y wszystkie dro-gi prowadz¹ce do stanu Tennessee, wydano te¿ list goñczyz opisem d¿ipa cherokee, co stanowi³o dodatkowy powód,¿eby trzymaæ siê z dala od autostrady.- W promieniu wielu kilometrów nie mieszka tu nikt- wyjaœni³ Thorn.- W latach dwudziestych ubieg³ego wie-ku by³o to doskona³e miejsce na kryjówkê.Lord zauwa¿y³, ¿e nic z wystroju chaty nie nawi¹zuje dojej wyj¹tkowych pierwszych mieszkañców.Z pewnoœci¹ jed-nak by³o to domostwo ludzi kochaj¹cych przyrodê - œwiad-czy³y o tym ryciny przedstawiaj¹ce ptaki lec¹ce po niebieoraz pas¹c¹ siê zwierzynê p³ow¹.Nie by³o tu jednak my-œliwskich trofeów.- Nie polujê - doda³ Thorn.- Chyba ¿e z aparatem fotograficznym.Lord wskaza³ na dominuj¹cy na jednej ze œcian obrazolejny, przedstawiaj¹cy baribala.- Obraz namalowa³a moja babcia - kontynuowa³ wyjaœ-nienia Thorn.- Pozosta³e zreszt¹ te¿ wysz³y spod jej pêdzla.Uwielbia³a malowaæ.Mieszka³a tu do koñca ¿ycia.Aleksiejumar³ w sypialni po drugiej stronie.Ojciec równie¿ urodzi³siê w tym samym ³Ã³¿ku.Skupili siê przy ogniu; ogromny pokój oœwietla³y dwielampy.Akilina siedzia³a na pod³odze z desek, owiniêta we³-nian¹ narzut¹.Lord i Thorn zasiedli na skórzanych fote-432lach.Pies zwin¹³ siê w k³êbek w k¹cie, z dala od ¿aru otwar-tego ognia.- Mam dobrego znajomego w biurze Prokuratora Gene-ralnego Stanu Karolina Pó³nocna - podj¹³ rozmowê Thorn.- Zadzwonimy do niego jutro.On nam pomo¿e.Darzê gozaufaniem.Na chwilê zamilk³.Moja ¿ona jest ju¿ pewnie k³êbkiem nerwów.¯a³ujê,¿e nie mogê do niej zadzwoniæ.Raczej bym odradza³ - wtr¹ci³ Lord.Nie mogê, nawet gdybym chcia³.Nie doci¹gn¹³em tulinii telefonicznej.Mam telefon komórkowy, który przyniosê, kiedy minie noc.W zesz³ej dekadzie doprowadzi³em tujedynie energiê elektryczn¹.Firma instalacyjna sporo sobieza¿yczy³a za po³o¿enie kabli do tego miejsca.Zdecydowa-³em, ¿e telefon mo¿e poczekaæ.Czy pan i pañska ¿ona przyje¿d¿acie tu czêsto? - chcia-³a wiedzieæ Akilina.Tak.Odczuwam tu prawdziw¹ wiêŸ z przodkami.Mar-garet nigdy nie rozumia³a tego w pe³ni; s¹dzi jedynie, ¿e tomiejsce dzia³a na mnie uspokajaj¹co.Nazywa je moj¹ samot-ni¹.Gdyby tylko zna³a prawdê.Wkrótce pozna - doda³ Lord.Borzoj zerwa³ siê nagle, a z jego gard³a dobieg³o st³u-miony warczenie.Wzrok Lorda spocz¹³ na psie.Rozleg³o siê pukanie do drzwi.Skoczy³ na równe nogi.Nikt z nich nie odezwa³ siê ani s³owem.- Miles.To ja, Taylor.Otwórz drzwi.Przebieg³ przez pokój i wyjrza³ przez okno.W ciemnoœ-ci widzia³ tylko sylwetkê cz³owieka stoj¹cego na werandzie.Podszed³ do zaryglowanych drzwi.Taylor?Nie jestem przecie¿ dobr¹ wró¿k¹.Otwórz te choler-ne drzwi.433Jesteœ sam?A któ¿ mia³by mi towarzyszyæ?Siêgn¹³ do zasuwy i odryglowa³ zamek.W progu sta³ Tay-lor Hayes, ubrany w spodnie khaki i ciep³¹ kurtkê.Cz³owieku, tak siê cieszê, ¿e ciê widzê - powita³ goz ulg¹ Lord.Nawet w po³owie nie tak jak ja - odpar³ Hayes, wcho-dz¹c do œrodka i wymieniaj¹c z nim uœcisk d³oni.Jak mnie znalaz³eœ? - zapyta³ Lord, zamkn¹wszy drzwii zaryglowawszy zasuwê.Kiedy dojecha³em do miasta, dowiedzia³em siê o strze-laninie.Wygl¹da na to, ¿e s¹ tutaj dwaj Rosjanie.Ci sami, którzy mnie œcigaj¹ od samego pocz¹tku.Tyle to sam poj¹³em.Lord zauwa¿y³ nieco zdziwion¹ minê na twarzy Akiliny.- Jej angielski nie jest najlepszy, Taylor.PrzejdŸmy narosyjski.Hayes spojrza³ na Akilinê.- A kim pani jest? - zapyta³ po rosyjsku.Akilina siê przedstawi³a.- Mi³o mi pani¹ poznaæ.Jak rozumiem, mój asystent wle-cze pani¹ po ca³ym globie.Rzeczywiœcie, zjechaliœmy kawa³ œwiata - odpar³a.Hayes skierowa³ wzrok na Thorna.A pan zapewne stanowi cel ich eskapady.NajwyraŸniej tak.Lord przedstawi³ ich sobie.Byæ mo¿e teraz uda nam siê coœ zrobiæ.Taylor, miejsco-wa policja jest przekonana, ¿e zastrzeli³em ^astêpcê szeryfa.Wygl¹da na to, ¿e bardzo ich to poruszy³o.Rozmawia³eœ z szeryfem?Postanowi³em najpierw was odnaleŸæ.Przez kolejne czterdzieœci piêæ minut rozmawiali.Lordopowiedzia³ ze szczegó³ami o wszystkim, co siê wydarzy³o,Przyniós³ nawet z d¿ipa i pokaza³ Hayesowi rozbite wielka-nocne jajo oraz przes³anie wyryte na z³otym listku.Opowie-dzia³ te¿ o z³otych sztabkach i gdzie je umieœci³ na przecho-wanie.Wtajemniczy³ te¿ szefa w sprawê Siemiona Paszenkioraz Œwiêtego Przymierza, które zapewni³o utrzymanie w ta-jemnicy sekretu Feliksa Jusupowa.W takim razie jest pan Romanowem? - zwróci³ siêHayes do Thorna.Nie wyjaœni³ nam pan dot¹d, jak nas tu odnalaz³ - Thornodpowiedzia³ pytaniem.Lord dos³ysza³ nutê podejrzenia w g³osie prawnika z Ge-nesis.Hayes sprawia³ wra¿enie nieporuszonego nag³¹ szorst-koœci¹.Na trop naprowadzi³a mnie pañska sekretarka.Ona i pañ-ska ma³¿onka by³y w biurze szeryfa.Wiedzia³em, ¿e Milespana nic uprowadzi³, pomyœla³em zatem, ¿e musicie znaleŸæjak¹œ kryjówkê.Któ¿ by siê fatygowa³, ¿eby tu zajrzeæ? ¯a-den porywacz nie ukrywa ofiary w jej w³asnym domu.Zary-zykowa³em wiêc i przyjecha³em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]