[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potemnadesz³a ta okropna sobota grudnia.Krótko przed œwiêtami.Kap³an oznajmi³ mi,¿e przyszed³ czas na drugi egzamin:- Szatan z zadowoleniem obserwowa³ twoje postêpy. Nie mog³em powstrzymaæ dumnego uœmiechu.- Teraz powinieneœ udowodniæ, ¿e jesteœ pos³uszny tylko i wy³¹cznie Szatanowi,twojemu Panu.Demony Pana bêd¹ ci towarzyszyæ i wska¿¹ ci drogê do twojejofiary. A wiec w drogê! Po pobiciu w imieniu Szatana wszystkich przyjació³, by³empewien swego.A niech tam! Za³atwiê jeszcze jednego, myœla³em butnie.Znowumog³em zaj¹æ miejsce w czarnej limuzynie.Tym razem cieszy³em siê jazd¹, nieoczekuj¹c dzisiaj wieczorem ¿adnej kary.W porz¹dku, jeszcze jeden przyjacielstraci wiarê we mnie.Myœla³em jednak o przyp³ywie si³y, której dostanê odSzatana w nagrodê za zdany egzamin.Wzmocni mnie w mojej drodze wzwy¿.Dokap³añstwa. O, jak bardzo pragn¹³em dost¹piæ zaszczytu bycia kap³anem Szatana.By³bymwtedy wtajemniczony w arkana czarnej magii.£ukasz, kap³an Szatana, z ca³¹wiedz¹ i moc¹ diab³a.Wydawa³bym wtedy tylko rozkazy i w mojej obecnoœci zgrajazastyga³aby w bezruchu ze strachu i upokorzenia.W drodze na mój egzamin zbicia dopisywa³ mi cholernie dobry humor.Do silnego nale¿y œwiat.Œwiat nale¿ydo £ukasza. Zatrzymaliœmy siê na rynku.S³uga Szatana niedba³ym skinieniem g³owynakaza³ mi wysi¹œæ.By³a jedenasta wieczorem, dosyæ zimno.Jak siêgn¹æ okiem¿adnego cz³owieka.Czterej olbrzymi wysiedli z samochodu.Jeden wskaza³ g³ow¹ wkierunku studni.Sta³a tam dziewczyna z d³ugimi, ciemnymi w³osami.By³a do nasodwrócona plecami i przygl¹da³a siê pluskaj¹cej fontannie.- Ale¿ to jest dziewczyna! - wykrzykn¹³em oburzony. Mój stra¿nik odpowiedzia³ mi tonem nie znosz¹cym sprzeciwu:- Tak chce Szatan! No ju¿! Pow³Ã³cz¹c nogami zbli¿a³em siê do szczup³ej postaci.By³em wytr¹cony zrównowagi.Dlaczego mam udowodniæ, ¿e potrafiê zadaæ kobiecie ból? Nie mia³o to¿adnego sensu! A¿ do chwili, gdy ta kobieta odwróci³a siê do mnie przodem.Toby³a Natalia.Z okrzykiem radoœci rzuci³a mi siê na szyjê.Tuli³a i ca³owa³amnie, paplaj¹c bez przerwy- No wreszcie, £ukasz.Bo¿e jak to cudownie ciê widzieæ.Co prawda dziwie siê,¿e sam do mnie nie zadzwoni³eœ, ale co tam! Najwa¿niejsze, ¿e znowu masz czasdla starej przyjació³ki. Podczas gdy ona gada³a dalej, myœla³em gor¹czkowo.Taki by³ wiêc senstego egzaminu - mia³em poœwiêciæ diab³u Nataliê.W satanizmie nie ma przyjaŸni.Nie mia³em czasu do namys³u, sytuacja by³a bez wyjœcia.Z oczu p³ynê³y mi ³zy.- Ty g³upia idiotko - nakrzycza³em na ni¹.Po coœ tu przysz³a!? Natalia cofnê³a siê zaskoczona.Widzia³a moje ³zy, podnios³a rêkê, ¿ebyje otrzeæ.Odepchn¹³em j¹. Rozejrza³em siê ukradkiem.Oczywiœcie stali tam.Obserwowali têmakabryczn¹ scenê, stoj¹c z szeroko rozstawionymi nogami i za³o¿onymi rêkami.S³udzy Pana, oprawcy, którzy znaleŸliby mnie wszêdzie, jeœli uda³oby mi siêzwiaæ.Kipia³em ze z³oœci.Na siebie. Zap³akany oprzytomnia³em.Wytar³em rêkawem twarz i z nieprzeniknion¹ min¹pobieg³em do samochodu.Oprawca, który otworzy³ mi drzwi, uœmiechn¹³ siêzadowolony.Najchêtniej przy³o¿y³bym mu w tê jego zadowolon¹ mordê, ale na coby siê to zda³o? W ka¿dym razie upar³em siê, ¿e natychmiast muszê zadzwoniæ.Pozwolili mi i w ten sposób zadzwoni³em po karetkê pogotowia, ¿eby przyjecha³ana rynek, obok studni.Oczywiœcie anonimowo. Pochwa³a kap³ana nie zrobi³a na mnie wra¿enia.Czy mia³em siê cieszyæ, ¿eokaza³em siê wystarczaj¹c¹ œwini¹, ¿eby dotkliwie pobiæ kobietê? Nie by³em wstanie wmówiæ sobie nawet, ¿e udowodni³em swoj¹ przewagê.Wiem, ¿e w tym ca³ymegzaminie chodzi³o o to, ¿eby pokazaæ, ¿e przyjaŸñ z chrzeœcijanami nic dlamnie nie znaczy.I ¿e jestem bezwzglêdnie pos³uszny Szatanowi.Dobrze.Udowodni³em to.Ale przecie¿ pod przymusem.Tylko ze œwiadomoœci¹, ¿e za mn¹stoj¹ oprawcy i obserwuj¹ mnie uwa¿nie, ¿eby w razie czego dokoñczyæ moj¹robotê.Dlaczego taki przejaw pokory wystarcza³ Szatanowi? Przesta³em rozumieæcokolwiek.Czu³em siê jak ostatnia szmata. W niedzielê rano dzwoni³em do ró¿nych szpitali.Musia³em dowiedzieæ siê,jak czuje siê Natalia.Pi¹ty szpital potwierdzi³ przyjêcie, ale nie chcianoudzieliæ mi przez telefon ¿adnych informacji o jej stanie.Walczy³em ze sob¹dwie godziny, biegaj¹c po pokoju jak tygrys w klatce.Muszê z ni¹ porozmawiaæ,muszê spróbowaæ wszystko jej wyt³umaczyæ.Wys³ucha mnie.Da mi jeszcze jedn¹szansê. Oko³o po³udnia wybra³em siê do szpitala.W rejestracji chêtnie podano minumer jej pokoju.Pojecha³em wind¹ na pi¹te piêtro.¯o³¹dek podchodzi³ mi dogard³a.Wci¹¿ zaklina³em j¹ w duchu:- Natalia, proszê, pozwól mi wyt³umaczyæ, proszê, pos³uchaj mnie! Przed drzwiami jej pokoju opuœci³a mnie odwaga.Co mia³em jej powiedzieæ?Co mog³em jej powiedzieæ? Nie by³o ¿adnego wyt³umaczenia poza prawd¹.A tamusia³a pozostaæ moj¹ tajemnic¹.Z westchnieniem otworzy³em drzwi.Po prostumusia³em spróbowaæ.Mo¿e mi jednak wybaczy. £Ã³¿ko sta³o obok drzwi.Ktoœ ju¿ u niej by³.Opiekowa³y siê ni¹ czterykobiety.Jedna z nich by³a jej matk¹, pozosta³e to pewnie przyjació³ki.Nataliawygl¹da³a Ÿle, zupe³nie blada, smutna i za³amana.Na jej twarzy odbi³ siê wyrazprzera¿enia, kiedy mnie zobaczy³a.Wbi³a paznokcie w ko³drê, usi³uj¹c bezradniez³apaæ powietrze i cofnê³a siê.Kawa³ek po kawa³ku przysuwa³a siê do œciany zaplecami.Trzês³a g³ow¹, jakby dosta³a jakiegoœ ataku i wydawa³a z siebienieartyku³owane dŸwiêki.A potem zaczê³a krzyczeæ.Nigdy jeszcze nie s³ysza³emtakiego krzyku.Jej szczup³e cia³o dr¿a³o i w geœcie obrony rzuca³a g³owa wprawo i w lewo.Sta³em jak s³up soli i przygl¹da³em siê napadowi.Niespodziewa³em siê tego.Dwie jej przyjació³ki rzuci³y siê i wypchnê³y mnie nakorytarz.Dziko gestykuluj¹c, dar³y siê na mnie:- Jak œmiesz tutaj przychodziæ? Ona by³a w szóstym miesi¹cu ci¹¿y.Straci³adziecko! I nigdy wiêcej nie bêdzie mog³a mieæ dzieci.O to ty siê postara³eœ,ty bydlaku, ty morderco dzieci! Wyrwa³em siê, zbieg³em po schodach i wypad³em na ulicê.Gna³em, jakby siêpali³o, potr¹ca³em przechodniów, wali³em w s³upy latarñ, mury i skrzynkilistowe.Powoli dociera³ do mnie bezmiar mojej winy. Natalia marzy³a zawsze, ¿eby mieæ du¿o dzieci.By³a przedszkolank¹.A jazniszczy³em najœwiêtsze marzenie jej ¿ycia.Odebra³em jej prawdopodobnie sens¿ycia. Ale i ja straci³em coœ bardzo cennego - zaufanie Natalii i jej sympatiê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]