do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze pamiêta³ te wszystkiepopo³udnia z remingtonem 700 wspartym na dwóch workach z piaskiem, z luf¹spoczywaj¹c¹ na poduszce z powietrza, z lunetk¹ celownika, w której mia³pojawiæ siê cel.I g³os Demaresta, pouczaj¹cy, perswaduj¹cy i dodaj¹cy otuchy.„Wyczujesz go, zanim wyjdzie.Wyczuj go.Odprê¿ siê i spróbuj go wyczuæ".Jakiby³ zdziwiony, gdy trafi³ za pierwszym razem.Nie mia³ tej klasy co ci, którzygo œcigali, alej nieŸle sobie radzi³, bo po prostu musia³.A to, ¿e by³ kiedyœpo drugiej stronie celownika, sprawia³o, ¿e czu³ siê teraz jeszcze paskudniej.Wiedzia³, co tamci widz¹.Wiedzia³, co myœl¹.Œwiat snajpera ogranicza³ siê w tej chwili do ma³ego, okr¹g³ego obrazu, dozale¿noœci miêdzy pozycj¹ jego cia³a i nitkami celownika.Strzela³ pewnie zremingtona 700, z galila 7.62 albo z M40A1.Najpierw przytuli do policzka kolbêi wtedy karabin stanie siê przed³u¿eniem jego cia³a.Potem nabierze powietrza ipowoli je wypuœci.Po chwili nabierze powietrza jeszcze raz i wypuœci je tylkow po³owie.Laserowy odleg³oœciom mierz poda mu dok³adn¹ odleg³oœæ, a celownikautomatycznie weŸmie poprawkê na k¹t rzutu.Gdy nitki celownika przetn¹ siê nakorpusie ofiary, snajper ponownie wypuœci trochê powietrza, wstrzyma oddech ijego palec delikatnie muœnie spust.Janson ukucn¹³ przy zap³akanej dziewczynce.Nie p³acz - powiedzia³.- Wszystko bêdzie dobrze.Nie lubimy ciê - wychlipa³a.Dlaczego? Bo by³ Amerykaninem? Któ¿ zg³êbi tajnikiumys³u siedmiolatki.£agodnym ruchem zdj¹³ jej z szyi lornetkê i szybko odszed³.Mamusiu! - Ni to krzyk, ni piskliwe zawodzenie.Co pan, do diab³a, sobie myœli? - ryknê³a matka, jeszcze bardziej czerwieniej¹cna twarzy.Œciskaj¹c w rêku lornetkê, Janson pêdzi³ w kierunku drewnianego stanowiska dlaorkiestry, dwieœcie metrów dalej.Ilekroæ gwa³townie zmienia³ pozycjê,snajperzy musieli od nowa regulowaæ celowniki.Kobieta pêdzi³a za nim zasapana,lecz zdeterminowana.Zostawi³a córkê i œciga³a go, trzymaj¹c w rêku sprej,który wyjê³a z torebki.Pieprz.Mia³a pieprz w aerozolu.I szar¿owa³a na niego niczym jakaœ zwariowanaMary Poppins.- Z³odziej! - wrzeszcza³a z furi¹ i nagan¹ w g³osie.- £otr! Kanalia! - TakichAngielek i Anglików by³o mnóstwo: potê¿ne ³ydy, na ³ydach kalosze, bezdennatorba, a w torbie podrêcznik obserwatora ptaków.Wszyscy zbierali sznurek,jedli ekstrakt z dro¿d¿y z witamin¹ B i pachnieli ciep³ymi grzankami.Odwróci³ g³owê w chwili, gdy z wykrzywion¹ gniewnie twarz¹ wyci¹gnê³a przedsiebie rêkê, ¿eby spryskaæ go pieprzem.Ale nim zd¹¿y³a to zrobiæ - dos³ownie na u³amek sekundy przedtem - rozleg³ siêdziwny, metaliczny dŸwiêk i buteleczka pêk³a w chmurze czarnego py³u.Kobieta nie wierzy³a w³asnym oczom: nigdy nie widzia³a, co siê dzieje, gdypocisk przebija pojemnik pod ciœnieniem.Chmura pieprzu osiad³a na jej g³owie.- Pewnie wadliwy - rzuci³ Janson.Zalana ³zami, kobieta odwróci³a siê na piêcie i kaszl¹c, rz꿹c i ze œwistem³api¹c oddech, wskoczy³a do jeziorka z nadziej¹, ¿e ch³odna woda przyniesie jejulgê.Suchy trzask.Kula trafi³a w drewnian¹ bandê stanowiska dla orkiestry.Snajperu¿ywaj¹cy precyzyjnego karabinu musi go rêcznie prze³adowaæ, co zmniejszaczêstotliwoœæ strza³Ã³w.Janson run¹³ na ziemie i wtoczy³ siê pod drewnian¹platformê, przed któr¹ sta³y rzêdy plastikowych krzese³ przygotowanych nawieczorny koncert.Wiedzia³, ¿e kratowana platforma nie uchroni go od kul, ale wiedzia³ te¿, ¿etrudniej go tu bêdzie wypatrzyæ.Zyskaæ trochê czasu, a czasu potrzebowa³ teraznajbardziej.Przytkn¹³ lornetkê do oczu, wyregulowa³ ostroœæ i przesun¹³ j¹ po brzegujeziorka, unikaj¹c oœlepiaj¹cego s³oñca.Koszmar.Wysiêgnik ¿urawia p³on¹³ w nim jak zapa³ka, a wszystkie drzewa mia³yœwietlist¹ otoczkê.Drzewa, drzewa.Dêby, brzozy, kasztanowce, jesiony.Nieregularne ga³êzie,nieregularny korony.I by³o ich tak du¿o: sto, mo¿e nawet dwieœcie.Które jestnajwy¿sze, najbardziej roz³o¿yste? Po szybkich oglêdzinach nieuzbrojonym okiemwybra³ dwa.Potem skierowa³ na nie lornetkê.Liœcie.Ga³êzie.Konary.I.Wia³ wiatr, wiêc siê porusza³y, to normalne.Trzepota³y liœcie, cieñsze ga³¹zkilekko siê chwia³y.Ale musia³ zaufaæ podszeptom instynktu.Jeden z konarów by³gruby, stanowczo za gruby, ¿eby poruszy³ nim lekki wiatr.Mimo to siê poruszy³.Dlaczego? Siedzia³o na nim jakieœ zwierzê? Mo¿e wiewiórka? Albo.cz³owiek [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl