do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Urzêdnicy Korila znaleŸli j¹ bardzo szybko.Przyby³a tu jeszcze przede mn¹ izo­sta³a przydzielona do s³u¿b obs³ugi.Biedna Zala.na­wet w twierdzy,bêd¹cej kwater¹ g³Ã³wn¹ buntowni­ków, skazana by³a na mycie pod³Ã³g.- Nie mo¿e byæ przecie¿ najmniejszego zwi¹zku pomiêdzy t¹ kobiet¹ a Morahem -protestowa³a Dar­va, kiedy szliœmy oboje d³ugim korytarzem.- To znaczy - onama nie wiêcej ni¿ dwadzieœcia kilka lat.a Morah przyby³ tu co najmniejpiêtnaœcie lat przed jej urodzeniem.To, ¿e pochodz¹ z tej samej planety musibyæ czystym przypadkiem.- Koril s¹dzi podobnie - powiedzia³em.- Ale mnie to nie przekonuje: Za du¿otajemnic wi¹¿e siê z jej osob¹, nawet jeœli nie weŸmiemy pod uwagê tych nowychdanych.Doda j do tego jeszcze jej zwi¹­zki z kimœ postawionym bardzo wysoko wew³adzach charonejskich, a trudno ci bêdzie przyj¹æ wersjê przy­padku.Za du¿ojest œwiatów, a - za ma³o zes³añców; by siê na tak¹ wersjê zgodziæ.- Nic do niej nie czujesz, prawda?- Tym nie musisz siê zupe³nie przejmowaæ - nie mog³em powstrzymaæ œmiechu.-Nigdy tak naprawdê nic do niej nie czu³em.Och, na pocz¹tku by³em nie­cozafascynowany.no wiesz, te dwa umys³y, ca³a ta tajemnica.Kiedy jednak by³aci¹gle t¹ sam¹ prost¹, myszowat¹, ma³¹ Zal¹, bardzo szybko sta³a siê nudna.Apoza tym, nie nale¿ymy teraz nawet do tej samej rasy.- Mimo wszystko, wola³abym iœæ tam z tob¹.- Nie! To musi byæ spotkanie sam na sam.Nie zapominaj, ¿e ja nie wygl¹damteraz tak jak przed­tem i jeœli ona nie dysponuje wyj¹tkowo œwietnymiszpiegami, to w ¿aden sposób nie skojarzy sobie mnie z Pankiem Lacochem.A todaje mi ogromn¹ prze­wagê.I poniewa¿ ci¹gle nie wiemy, co siê mo¿e wy­darzyæ,nie chcê dodatkowo martwiæ siê o ciebie.Doszliœmy do naszego celu.Poca³owa³em Darvê i uœmiechn¹³em siê.- ¯ycz mi powodzenia.- To zale¿y - powiedzia³a bez przekonania, ale pozwoli³a mi wejœæ do pokoju bezdalszych protestów.Pokój zosta³ przygotowany zgodnie z moimi instruk­cjami, cooznacza³o, ¿e by³o w nim jedno krzes³o, ma­³y stolik, i nic poza tym.Wdrzwiach schyli³em nisko g³owê, co sta³o siê ju¿ niejakim przyzwyczajeniem, iwszed³em do œrodka.Zala podnios³a na mnie wzrok.Jej twarz wyra¿a³a po³¹czenie zdumienia istrachu, które nie mog³o byæ udawane.tak mi siê przynajmniej zdawa³o.Jakbynie by³o, naprawdê robi³em imponuj¹ce wra¿enie.Sta­³em przez chwilê wmilczeniu i przygl¹da³em siê jej.Drzwi zamknê³y siê bezszelestnie za moimiplecami.Muszê przyznaæ, ¿e nie wygl¹da³a Ÿle.Gdyby nie luŸne, niebieskie spodnie ikoszula, œwiadcz¹ce o jej statusie pracownicy obs³ugi, nie ró¿ni³aby siê niczymod tamtej dziewczyny, któr¹ ujrza³em na ulicy tyle miesiêcy temu.Ci¹gle te¿mia³a na sobie znak Mo­raha, ale te dwa ró¿ki tak do niej pasowa³y, ¿ewy­dawa³y siê elementem ca³kiem naturalnym.- Zala Embuay? - spyta³em, najbardziej oficjal­nym tonem, na jaki mnie by³ostaæ.Skinê³a g³ow¹ i prze³knê³a nerwowo œlinê, ale siê nie odezwa³a.- Zalo, na samym pocz¹tku zapoznam ciê z naj­bardziej podstawowymi regu³ami -kontynuowa³em.- Po pierwsze, zauwa¿y³aœ byæ mo¿e te dwa ma³e urz¹dzenia wk¹tach pokoju.Jedno to kamera; to, co siê tutaj dzieje jest rejestrowane.Todrugie, to auto­matyczna broñ laserowa, która bêdzie zawsze wymie­rzana wciebie, niezale¿nie od sytuacji.Drzwi pozo­stan¹ zamkniête, chyba ¿e jaudzielê pozwolenia na ich otwarcie, a mo¿e je otworzyæ wy³¹cznie osobaobs³uguj¹ca kamerê.Rozumiesz?Skinê³a ponownie g³ow¹, ale.- 0.o co tu chodzi? Co ja takiego zrobi³am? - ze­bra³a siê na odwagê izapyta³a dr¿¹cym g³osem.- S¹dzê, ¿e wiesz.Na pocz¹tku myœleliœmy, ¿e nie wiesz, ale uœwiadomiliœmysobie, ¿e musisz wiedzieæ, a przynajmniej powinnaœ podejrzewaæ.- Nie.nie wiem, o czym mówisz.- Myœlê, ¿e wiesz.Powiedz mi, czy by³aœ cz³on­kiem kultu Niszczyciela wBourget?Skinê³a z wahaniem ;g³ow¹.- Kto by³ przywódc¹ tego kultu?- Nie.nie mogê tego powiedzieæ.To zabronione.- Zalo, jak dobrze wiesz, tomy jesteœmy prze³o­¿onymi tej organizacji.Doskonale znamy to imiê.- Todlaczego mnie o nie pytasz?Uœmiechn¹³em siê.Nie by³a a¿ tak przestraszona, jak udawa³a.- Poniewa¿ chcê sprawdziæ, czy ty wiesz.- Oczywiœcie, ¿e wiem.Powiedzia³am ju¿ przecie¿, ¿e jestem cz³onkiem.- Wobec tego, podaj to imiê.Widzia³em, jak za tymi przestraszonymi oczami za­chodzi szybki proces myœlenia.- Nie., nie mogê.Rzucano na nas czar, który nam nie pozwala tego odkryæ,nawet gdybyœmy bardzo chcieli.To taka forma ochrony.- Oboje wiemy, ¿e to nieprawda - nieŸle, pomy­œla³em sobie.- Podaj to imiê.Nie wyjdziesz st¹d, jeœli tego nie uczynisz.- Na.naprawdê nie mogê - potrz¹snê³a g³ow¹.­Naprawdê rzucano ten czar.By³am przera¿ona.- Nie mo¿esz mi powiedzieæ - uœmiechn¹³em siê.- To prawda, ale nie z powodujakiegoœ czaru.Nie mo¿esz mi powiedzieæ bo po prostu nic nie wiesz.Niepamiêtasz nawet tych zebrañ, prawda?- Ja., oczywiœcie, ¿e pamiêtam! To niedorzeczne!- Gdybyœ rzeczywiœcie pamiêta³a, wiedzia³abyœ, ¿e przywódca kultu wystêpowa³pod zmienion¹ czarem postaci¹, tak jak i wiêkszoœæ wyznawców.Nie mog³aœ wiêcznaæ przywódcy.niepotrzebny by³ ¿aden czar, by ciê powstrzymaæ od wyjawieniajego imienia.K³a­miesz, Zalo Embuay.Nigdy nie by³aœ cz³onkiem tamtej grupy.- Ja [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl