do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie powstrzyma³a siê przed najwiêkszym k³amstwem, w przyjêtejprzez siebie roli by³a ca³kowicie wierna sobie.Nie musia³a wymyœlaæprzesz³oœci: pamiêta³a tê przesz³oœæ, która do niej nale¿a³a.Nie zbija³o jej ztropu pytanie postawione wprost, bo i tak zawsze udziela³a wymijaj¹cychodpowiedzi.Ods³ania³a jedynie naro¿niki wiecznie obracaj¹cych siê faset,oœlepiaj¹ce wi¹zki œwiat³a, utrzymywane przez ni¹ w ci¹g³ym ruchu.Nigdy nieby³a istot¹, któr¹ mo¿na w koñcu przy³apaæ na odpoczynku, lecz samymmechanizmem, poruszaj¹cym niestrudzenie miriady luster odbijaj¹cych stworzonyprzez ni¹ mit.Nie ³apa³a nigdy równowagi; wiecznie zawieszona nad swoimilicznymi to¿samoœciami w pustce w³asnej jaŸni.Nie pragnê³a bynajmniej staæ siêlegendarn¹ postaci¹, zwyczajnie chcia³a, ¿eby doceniono jej urodê.Ale w tejpogoni za piêknem szybko zapomnia³a o celu tych poszukiwañ, pad³a ofiar¹w³asnego dzie³a.Sta³a siê tak osza³amiaj¹co piêkna, ¿e czasami a¿ napawa³atrwog¹, czasami zaœ bywa³a po prostu brzydsza od najbrzydszej kobiety pods³oñcem.Wyzwala³a strach i przera¿enie, zw³aszcza kiedy jej wdziêk osi¹gn¹³szczyty.Zupe³nie jak gdyby wola, œlepa i nie kontrolowana, przeœwieca³a przezdzie³o stworzenia obna¿aj¹c monstrum, którym jest niew¹tpliwie.W ciemnoœciach, gdzie siê zaszy³a uwiêziona w czarnej dziurze, odciêta odœwiata, wrogów, rywali, oœlepiaj¹cy dynamizm woli zwalnia³ nieco tempo,przydawa³ jej blasku topionej miedzi, s³owa p³ynê³y z ust niczym lawa, cia³oszuka³o gwa³townie punktu oparcia, grzêdy na czymœ stabilnym i substancjalnym,czegoœ, w czym mog³oby zaznaæ odnowy i znaleŸæ chwilê wytchnienia.By³o w tymcoœ z nerwowoœci telegramu zamiejscowego, SOS ton¹cego statku.Z pocz¹tkubra³em to za namiêtnoœæ, ekstazê cia³a ocieraj¹cego siê o drugie cia³o.Zdawa³omi siê, ¿e trafi³em na ¿ywy wulkan, na Wezuwiusz w postaci kobiety.Niepodejrzewa³em, ¿e to ludzki statek id¹cy na dno oceanu rozpaczy, w MorzuSargassowym impotencji.Teraz myœlê o tamtej czarnej gwieŸdzie, przeœwiecaj¹cejprzez dziurê w suficie, o tamtej niezmiennej gwieŸdzie, wisz¹cej nad nasz¹ma³¿eñsk¹ cel¹, bardziej niezmiennej, bardziej odleg³ej ni¿ sam Absolut, iwiem, ¿e to ona, wyzuta ze wszystkiego, co w istocie siê na ni¹ sk³ada³o:martwe czarne s³oñce bez aspektu.Wiem, ¿e odmienialiœmy czasownik „kochaæ" jakdwoje wariatów, próbuj¹cych siê pieprzyæ przez ¿elazn¹ kratê.Twierdzi³em, ¿e wtej gor¹czkowej szamotaninie po ciemku zapominam czasem, jak siê nazywa, jakwygl¹da, kim jest.To prawda.W ciemnoœciach przechodzi³em sam siebie.Zeœlizgiwa³em siê z torów cia³a w bezkresny kosmos seksu, w kana³owe orbityustanowione przez tê czy tamt¹: na przyk³ad przez Georgianê jednego krótkiegopopo³udnia, Thelmê, egipsk¹ kurwê, Carlottê, Alannah, Ung, Monê, Magdê,szeœcio- czy siedmioletnie dziewczynki; zb³¹kane panienki, b³êdne ogniki,twarze, cia³a, uda, muœniêcie w metrze, sen, pamiêæ, po¿¹danie, têsknotê.Móg³bym zacz¹æ od Georgiany, dziewczyny jednego niedzielnego popo³udnia, opodaltorów kolejowych, w sukni w kropki, o rozko³ysanych biodrach, akcencie zPo³udnia, namiêtnych ustach, wylewaj¹cych siê piersiach; móg³bym zacz¹æ odGeorgiany, tego miriadowo rozga³êzionego ¿yrandola seksu, i posuwaæ siê corazdalej, poprzez rozwidlenia cipy do n-tego wymiaru seksu, do œwiata bez koñca.Georgiana przypomina³a membranê delikatnego uszka nie dopracowanego monstrumzwanego seksem.By³a na wskroœ ¿ywa, wdycha³a œwiat³o wspomnienia krótkiegopopo³udnia w alei, pierwszy uchwytny zapach i materiê œwiata pierdolenia,który, jak œwiat œwiatem, jest sam w sobie bytem bez granic, umykaj¹cymdefinicji.Ca³y œwiat pierdolenia podobny do rozrastaj¹cej siê membranyzwierzêcia, które nazywamy seksem, które jest niczym kolejna istota wrastaj¹caw nasz¹ istotê i stopniowo j¹ wypieraj¹ca, tote¿ z czasem ludzki œwiat bêdziejedynie niejasnym wspomnieniem tej nowej, poch³aniaj¹cej wszystko, p³odz¹cejwszystko, samorodnej istoty.W³aœnie owa wê¿owa kopulacja w ciemnoœciach, to dwusuwowe, dwururkowe zwarciespêta³o mnie kaftanem bezpieczeñstwa pe³nym w¹tpliwoœci, zazdroœci, strachu,osamotnienia.Je¿eli zacz¹³em swoj¹ mere¿kê od Georgiany i miriadoramiennego¿yrandola seksu, mia³em pewnoœæ, ¿e ona te¿ siê zajmowa³a budowaniem membrany,tworzeniem uszu, oczu, palców u nóg, czaszki, i pozosta³ych sk³adników seksu.Rozpoczyna³a od potwora, który j¹ zgwa³ci³, o ile w tej opowieœci tkwi jakaœprawda; tak czy owak, te¿ startowa³a na równoleg³ym torze, po czym posuwa³a siêcoraz dalej poprzez tê wielokszta³tn¹, samoistn¹ istotê, w której ciele obojeusilnie pragnêliœmy siê spotkaæ.Znaj¹c jedynie wycinek jej ¿ycia, dysponuj¹cjedynie stekiem k³amstw, wymys³Ã³w, wyobra¿eñ, iluzji i obsesji, sk³adaj¹c dokupy skrawki, kokainowe sny, rozmarzenia, nie dokoñczone zdania, sieczkê rojeñ,histeryczne brednie, Ÿle ukryte fantazje, niezdrowe pragnienia, trafiaj¹c odczasu do czasu na s³owo, które sta³o siê cia³em, ³owi¹c oderwane strzêpyrozmów, ³api¹c przemycone spojrzenia, na wpó³ wstrzymane gesty, mog³em œmia³oodtworzyæ panteon jej w³asnych prywatnych bogów pierdolenia, istot a¿ nadto zkrwi i koœci, mê¿czyzn chocia¿by z tego samego popo³udnia, mo¿e nawet sprzedgodziny, gdy jej cipa byæ mo¿e jeszcze siê d³awi³a sperm¹ ostatniego stosunku.Im bardziej by³a uleg³a, namiêtna, rozpustna, tym bardziej ja stawa³em siêniepewny.Nie by³o pocz¹tku, ¿adnego osobistego, indywidualnego punktu wyjœcia;spotykaliœmy siê niczym doœwiadczeni szermierze na polu honoru, zat³oczonymteraz duchami zwyciêstwa i pora¿ki.Byliœmy czujni, wra¿liwi a¿ do ostatniegopchniêcia jak zaprawieni w bojach przeciwnicy.Przybyliœmy oboje pod os³on¹ ciemnoœci z naszymi armiami i z dwóch przeciwnychstron sforsowaliœmy bramy cytadeli.Nasz krwawy czyn nie zna³ oporu; nieprosiliœmy o litoœæ, ale te¿ sami nie mieliœmy litoœci.Dochodziliœmy razem wekrwi, w morderczym, szklistym zjednoczeniu, noc¹ pod wygas³ymi gwiazdami,wyj¹wszy tê jedn¹ sta³¹ czarn¹ gwiazdê wisz¹c¹ niczym skalp nad dziur¹ wsuficie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl