do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I przysyła ciebie z tym pytaniem.Jest bardzo sprytny czy bardzo głupi?– Ani jedno, ani drugie – zapewniłam go, usiłując zapanować nad opryskliwym tonem.– Ma złamaną nogę.Właściwie złamał ją ubiegłej nocy.A dokładniej, został postrzelony.– Jak to się stało? – Eric nadstawił uszu.Wyjaśniłam.Zadrżałam, opowiadając, jak Sam i ja zostaliśmy we dwoje.I jak cicha była noc.– Arlene właśnie opuściła parking.Pojechała do domu o niczym nie wiedząc.Nowa kucharka, Sweetie.również akurat się ulotniła.Ktoś strzelił do Sama z drzew na północnej ścianie parkingu.Ponownie zadygotałam, tym razem ze strachu.– Jak blisko byliście?– Ach – szepnęłam i głos mi zadrżał.– Ja byłam naprawdę blisko.Ledwie odwróciłam się do.A potem on.Wszędzie była krew.Twarz Erica stwardniała niczym marmur.– Co zrobiłaś?– Dzięki Bogu, Sam miał telefon komórkowy w kieszeni.Trzymałam jedną rękę na dziurze w jego nodze, a drugą wystukałam numer pogotowia.– Jak się czuje?– No cóż.– Wzięłam głęboki wdech i starałam się nad sobą panować.– Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę okoliczności – powiedziałam całkiem spokojnie.Byłam z siebie dumna.– Ale oczywiście nie będzie mógł pracować przez jakiś czas, podczas gdy.Tak wiele dziwnych rzeczy dzieje się w barze ostatnio.Nasz rezerwowy barman nie da rady pracować więcej niż kilka nocy w tygodniu.Terry jest trochę.chory.– Więc o co prosi mnie Sam?– Pyta, czy mógłby pożyczyć od ciebie jakiegoś barmana do momentu, aż noga pozwoli mu na powrót do pracy.– Dlaczego prosi o to mnie, a nie przywódcę stada ze Shreveport?Zmiennokształtni rzadko się organizują, wyjątek stanowią miejskie wilkołaki.Eric miał rację: byłoby znacznie logiczniej, gdyby Sam zwrócił się do pułkownika Flooda.Spuściłam wzrok i zapatrzyłam się na swoje dłonie, którymi obejmowałam szklankę z piwem imbirowym.– W Bon Temps ktoś strzela do zmiennokształtnych i do wilkołaków – tłumaczyłam.Mówiłam bardzo cicho.Wiedziałam, że Eric mnie usłyszy mimo głośnej muzyki i rozmów w barze.Dokładnie w tym momencie jakiś mężczyzna podszedł do naszej ławy.Był to młody żołnierz z bazy lotnictwa wojskowego Barksdale, która jest częścią rejonu Shreveport.(Zaszufladkowałam go natychmiast dzięki wymowie, sprawności fizycznej i przebiegającym obok kumplom, którzy wyglądali niemal jak klony).Żołnierz chwiał się na nogach przez długą chwilę, patrząc to na mnie, to na Erica.– Hej, ty – powiedział do mnie i dźgnął moje ramię.Uniosłam wzrok, godząc się z nieuniknionym stanem rzeczy.Niektóre osoby same proszą się o nieszczęście, zwłaszcza kiedy sobie wypiją.Ten dobrze zbudowany młody mężczyzna ostrzyżony na jeżyka był daleko od domu i postanowił się sprawdzić.Mało czego nie lubię bardziej niż zwrotów typu „Hej, ty” i wbijania mi palca w ramię.Ale próbowałam spojrzeć na niego uprzejmie.Miał okrągłą twarz i wielkie ciemne oczy, małe usta i gęste ciemne brwi.Nosił czystą bluzę od munduru i wyprasowane spodnie khaki.Był dobrze przygotowany na konfrontację.– Nie sądzę, żebym cię znała – zauważyłam łagodnie, starając się rozładować sytuację.– Nie powinnaś siedzieć z wampirem – wytknął mi.– Żywe dziewczyny nie powinny się zadawać z martwymi.Ile razy już to słyszałam? Jeszcze dzwonią mi w uszach tego rodzaju bzdury z czasów, kiedy spotykałam się z Billem Comptonem.– A ty, Dave, powinieneś raczej wrócić do kolegów.Na pewno nie chcesz, żeby twoja mama odebrała telefon stąd i dowiedziała się, że zostałeś zabity podczas barowej bójki gdzieś w Luizjanie.Szczególnie w wampirzym barze, prawda?– Skąd znasz moje imię? – spytał powoli.– To chyba nie ma znaczenia, zgadza się?Kątem oka zobaczyłam, że Eric kręci głową.Nie miał zwyczaju łagodnie rozwiązywać tego typu konfliktów.Nagle Dave zaczął się uspokajać.– Skąd tyle o mnie wiesz? – spytał bardziej opanowanym głosem.– Miałam wizję – odparłam poważnie.– Potrafię odczytać numer prawa jazdy, które masz w spodniach.Uśmiechnął się.– Hej, może widzisz coś jeszcze w moich spodniach?Odwzajemniłam się uśmiechem.– Masz szczęście, Dave – powiedziałam niejednoznacznie.– Zrozum, przyszłam tutaj pogadać o interesach z tym facetem, więc gdybyś mógł nas zostawić.– Okej, wybacz, ja.– Nie ma sprawy – ucięłam.Wrócił do pozostałych żołnierzy pewnym siebie krokiem.Byłam przekonana, że przekaże im mocno ubarwioną wersję naszej rozmowy.Chociaż klienci baru usiłowali udawać, że nie przyglądają się zdarzeniu, które mogło doprowadzić do poważnej awantury, teraz, gdy Eric przesunął wzrokiem po gościach przy okolicznych stolikach, wszyscy jak jeden udawali nagle czymś zajętych.– Zaczęłaś coś mówić, gdy tak niegrzecznie przerwano nam rozmowę – zauważył.Nie pytając o moją zgodę, kelnerka przyniosła mi świeży napój i postawiła przede mną, zabierając pustą szklankę.Każdego, kto siedział z Erikiem przy jednym stoliku, traktowano tu wyjątkowo.– Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl