do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– ChodŸmy do ambulatorium – zaproponowa³a kobieta, bo tylko w taki sposóbumia³azdyskontowaæ swoje zdziwienie.Potrz¹sn¹³ lekko g³ow¹, stoj¹c wyprostowany, wygl¹da³ zupe³nie œwie¿o wpromieniachs³oñca.Odwróci³ siê gwa³townie i szybko podszed³ do sêkatego, który sta³blady, czuj¹c, ¿e wmózgu nadal wybucha mu bomba, a piersi eksploduj¹ bia³ym ogniem.Czu³ zwierzêcystrach,tego nie da siê wyraziæ, widzia³ œmieræ w nim samym ucieleœnion¹, nie istnia³.Obcy podniós³ lewe ramiê w górê, odwracaj¹c d³oñ wewnêtrzn¹ powierzchni¹, jakbypodstawiaj¹c pod niebo, które w ni¹ wpadnie, a praw¹ po³o¿y³ ch³opakowi nag³owie.Sta³chwilê nieruchomo, bardzo skupiony, wszyscy to czuli.Coœ siê dzia³o, nikt nieumia³ tegookreœliæ.Potem siê odwróci³ i nie zwracaj¹c uwagi na nikogo, poszed³ przedsiebie.By³ to plac.Rzêdy ³awek, po³amanych, bo toczy³a siê tu bitwa i wyrywano z nich¿erdzie,rozbite o kolano czy grzbiet i porzucone, wala³y siê wœród puszek i tekturowychopakowañ,pustych butelek i afiszy przedartych w pó³ – przez twarz i s³owo „koncert”.Ponad estrad¹plastykowy dach w czerwone i ¿Ã³³te pasy, podarty, oczywiœcie, a deski sceny,teraz zupe³niepuste, tworzy³y g³adk¹ i rozleg³¹ przestrzeñ, przera¿aj¹c¹ przez to w³aœciwie,¿e nieznajdowa³o siê na niej nic.Z pewnoœci¹ j¹ uprz¹tniêto, mo¿e nawet ktoœ umy³,stoj¹c nakrawêdzi, gdy¿ nie mia³ odwagi przekroczyæ brzegu – trzymaj¹c w¹¿ gumowy obiemarêkami, polewa³ czerwone ka³u¿e i wpatrywa³ siê nieco bezmyœlnie w gêst¹ krew,nie by³o jejdu¿o, ale za to w kilku miejscach, i p³yn le¿a³, jakby nie chcia³ wsi¹kn¹æ ipo³¹czyæ siê zczymkolwiek.Potem ju¿ nikt nie wszed³ na scenê.Na placu sta³y setki samochodów ze wszystkich epok, stadion powoli zamienia³siê wcmentarzysko wraków.Przyje¿d¿ali samochodami z miasta, czasami ukradzionymi,leczczêœciej p³acili pieniêdzmi rodziców, mieli i zarobione, im zreszt¹ chêtnieudzielano kredytu,a epoka aut ju¿ siê skoñczy³a.Porzucali je tutaj, gdy zabrak³o paliwa lubjakaœ czêœæodmówi³a pracy.Siedzieli w samochodach parami i w grupach, rozmawiaj¹c z tymizdrugiego koñca placu przez wideofon, zazwyczaj na ekranie pojawia³a siê twarzkogoœ spozaMiasta.Nigdy nie wiesz, czy jest to realna osoba, czy tylko postaæ z grykomputerowej.„Istniejesz rzeczywiœcie?” Jeszcze zadawano takie pytania, choæ nikt nieoczekiwa³prawdziwej odpowiedzi.To w³aœnie by³o ekscytuj¹ce, œwiat sta³ siêniematerialny, nic nieby³o wa¿ne.Ha³as rozmów, zgie³k muzyki, pokruszone kawa³ki s³Ã³w we wszystkich jêzykachglobu iobrazy, dymi¹ce poœwiat¹ znad ekranów w samochodach, wycina³y tê przestrzeñ,s³oñcezamyka³o j¹ od góry jak klosz i to by³o jedyne, co mog³o ich chroniæ.Dziewczyna siedzia³a na burcie samochodu, odwrócona do niego profilem, gdywszed³ naplac.Jej spiczasta czapka z gazety i szmaty, w które siê zawinê³a,przypomina³y coœstaroœwieckiego, dawnego jak antyk, lecz ze Wschodu.By³a dziewic¹ i nosi³atylko czerwonekolory.Kiedy siê pojawi³ po przeciwnej stronie, siedzia³a nieruchomo, aleteraz inaczej,zamar³a nas³uchuj¹c, jak niewidoma, która nie wykona ¿adnego ruchu g³ow¹, leczty wiesz,¿e ciê dostrzega.Trwa³o to chwilê, potem zaczê³a siê zsuwaæ z burty samochodu,niezmierniepowoli wyprostowa³a lew¹ nogê i dotknê³a ni¹ ziemi, a potem, tak samoniespiesznie,dostawi³a praw¹.Ka¿dy ruch mia³ w sobie precyzyjn¹ dok³adnoœæ, czeka³a takd³ugo, tysi¹c,czy trzy tysi¹ce lat, obszar tego czasu powiêkszony o szesnaœcie lat jej ¿ycianie mia³znaczenia.Jeszcze nie odwraca³a g³owy, wrêcz przeciwnie – pochyli³a j¹, jakbynie chcia³a naniego patrzeæ, nie dlatego, ¿e mog³aby siê rozczarowaæ, je¿eli siê kogoœ kochatysi¹c lat lubtrzy, wygl¹d nie ma znaczenia, lecz obecnoœæ, spe³nienie i ulga [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl