do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spoczywała na złoconym, obitym pluszem szezlongu, stojącym w pobliżu kafelkami okolonego kominka, na którym żarzyły się węgle; półeczkę nad paleniskiem zdobiły japońskie wachlarze.Unosiła ręce, przerzucając ze znudzeniem kartki długiego listu.To przecież nie jej wina, że był tak banalny, tak zupełnie nieciekawy, począwszy od „Moja ukochana żono”, a skończywszy na „Twój kochający mąż”.Nikt nie mógł od niej wymagać, żeby znała się na wszystkich tych okrętowych sprawach.Naturalnie wiadomości od męża sprawiały jej przyjemność, ale właściwie nigdy się nie zastanawiała, dlaczego.„.Nazywają je tajfunami.Pierwszemu niezbyt się to podobało.Nie ma w książkach.Nie mogłem na to pozwolić.”Papier szeleścił głośno.„.Cisza, która trwała ponad dwadzieścia minut”, czytała niedbale; a następne słowa, które wpadły jej w oczy, to górne zdanie na innej stronicy: „zobaczyć znowu Ciebie i dzieci.” Poruszyła się zniecierpliwiona.Wciąż myślał o powrocie do domu.Nigdy jeszcze nie miał tak wysokiej pensji.O co mu teraz chodzi?Nie przyszło jej do głowy spojrzeć na poprzednią kartkę.Dowiedziałaby się z niej, że między czwartą a szóstą rano 25 grudnia kapitan MacWhirr sądził, że jego statek nie przetrzyma ani godziny dłużej i że nigdy już więcej nie zobaczy żony i dzieci.Nikt się o tym nie dowiedział (Jego listy szybko się gdzieś zapodziewały) - nikt z wyjątkiem stewarda, na którym to odkrycie zrobiło wielkie wrażenie.Takie, że usiłując wytłumaczyć kucharzowi, Jak bardzo wszystko wisiało na włosku”, oświadczył uroczyście: „sam stary uważał, że mamy cholernie małe szansę”.- A skąd ty to wiesz? - pogardliwie spytał kucharz, dawny żołnierz.- Sam ci to powiedział, co?- No, dał mi do zrozumienia - bezczelnie zareplikował steward.- Ech, nie wygłupiaj się! Niedługo pewnie mnie się zacznie zwierzać - drwiąco rzucił przez ramię stary kucharz.Pani MacWhirr przeglądała list dalej, z większą uwagą.„.Postąpić, jak należy.Nieszczęsne stworzenia.Tylko trzech, każdy ze złamaną nogą, a jeden.Sądziłem, że lepiej nie rozgłaszać.mam nadzieję, że postąpiłem, jak należy.”Opuściła ręce na kolana.Nie, nie było nic więcej o powrocie do domu.Widocznie wyrażał tylko swoje pobożne życzenie.Pani MacWhirr odzyskała spokój ducha, a zegar z czarnego marmuru, oceniony przez miejscowego zegarmistrza na trzy funty osiemnaście szylingów i sześć pensów, tykał dyskretnie.Drzwi otworzyły się z rozmachem i do pokoju wpadła dziewczynka; była w wieku długich nóg i krótkich spódniczek.Bezbarwne, niemal zupełnie proste włosy spadały jej na ramiona.Na widok matki przystanęła i z wyrazem zaciekawienia w wodnistych oczach utkwiła wzrok w liście.- Od ojca - mruknęła pani MacWhirr.- Coś zrobiła ze wstążką?Dziewczynka dotknęła rękami włosów i nadąsała się.- Miewa się dobrze - ciągnęła ospale pani MacWhirr.- Przynajmniej tak mi się wydaje.Nigdy nie pisze wyraźnie.- Zaśmiała się krótko.Twarz dziewczynki wyrażała roztargnioną obojętność, a pani MacWhirr przypatrywała się córce z macierzyńską dumą.- Idź, włóż kapelusz - powiedziała po chwili.- Wychodzę na sprawunki.U Linoma jest wyprzedaż.- Och, to wspaniale! - głośno zawołało dziecko zaskakująco poważnym, wibrującym głosem i wybiegło z pokoju.Popołudnie było pogodne; niebo szare i chodniki suche.Przed sklepem z materiałami pani MacWhirr ucieszyła się na widok jakiejś obfitych kształtów jejmości, opancerzonej dżetami i uwieńczonej bukietem sztucznych kwiatów, rozkwitających nad żółciowym obliczem matrony.Wybuchły szybką paplaniną powitań i okrzyków, mówiąc jednocześnie i tak prędko, jakby się obawiały, że ulica zacznie ziewać i pochłonie całą przyjemność, nim zdążają wyrazić.Wysokie szklane drzwi za nimi były w nieustannym wahadłowym ruchu.Ludzie nie mogli przejść, mężczyźni cierpliwie czekali z boku, a Lydia była pochłonięta wtykaniem końca parasolki między płyty chodnika.Pani MacWhirr mówiła pośpiesznie.- Dziękuję pani bardzo.Jeszcze nie wraca.Naturalnie to bardzo przykre, że jest tak daleko, ale pociesza mnie myśl, że się tak dobrze miewa.- Pani MacWhirr nabrała tchu.- Tamten klimat dobrze mu robi - dodała, promieniejąc, jakby jej biedny małżonek pływał po chińskich wodach dla zdrowia.Pierwszy mechanik również jeszcze nie wracał do kraju.Rout potrafił ocenić dobrą posadę.- Salomon pisze, że dziwom nie ma końca - radośnie wykrzykiwała pani Rout do staruszki siedzącej w fotelu koło kominka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl