do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz od chwili, gdy weszła dziewczyna, opanowała go wyraźnie trwoga.To było jasne.Mogłem obserwować, jak uczucie to rosło.Twarz zmieniała mu się szybko i straszliwie.Nie rozumiałem dlaczego.Nie mogłem domyślić się przyczyny.Byłem tylko zdumiony niesłychaną przemianą, jaka zaszła w jego twarzy.Nic, oczywiście, nie wiedział, że ona jest w sąsiedniej piwnicy.Ale to nie tłumaczyło wrażenia, jakie wywarło na nim jej pojawienie się.Przez chwilę wyglądał jak ogłupiały.Otworzył usta, jakby chciał krzyczeć, może tylko zaczerpnąć powietrza.W każdym razie krzyknął nie on, lecz ktoś inny.Tym kimś innym był ów bohaterski towarzysz, którego przyłapałem, jak połykał kawałek papieru.Z pochwały godną przytomnością umysłu ostrzegł przeraźliwie krzykiem:„Policja! W tył! W tył! Prędko w tył i zaryglować drzwi!”Rada była doskonała; lecz zamiast cofnąć się dziewczyna szła dalej naprzód, za nią jej brat ze swą podłużną twarzą, ubrany w krótkie spodnie, w których niedawno występował śpiewając komiczne piosenki ku uciesze pozbawionego rozrywek proletariatu.Podeszła naprzód, nie dlatego, by źle była zrozumiała — słowo „policja” ma całkiem niedwuznaczne brzmienie — ale jakby nie mogła inaczej.Szła nie jak zwykle z niewymuszoną swobodą i pewną siebie godnością znakomitej amatorki między biednymi, walczącymi anarchistami z zawodu, lecz podniosła lekko ramiona i łokcie przycisnęła do ciała, jakby ze strachu skryć się chciała w sobie.Jej wzrok spoczął nieruchomo na Sevrinie.Na Sevrinie jako mężczyźnie, sądzę, nie na Sevrinie anarchiście.Szła dalej.I to było naturalne.Bo mimo wmawianą sobie samodzielność dziewczęta tej klasy przyzwyczajone są do uczucia, że specjalnie ochraniane; i w rzeczy samej jest tak.To uczucie tłumaczy dziewięć dziesiątych jej śmiałych gestów.Twarz Jej stała się zupełnie bezbarwna, po prostu upiorna.Widocznie dotknęło ją to tak brutalnie, że oto sama należy teraz do ludzi, którzy muszą uciekać przed policją! Przypuszczam, że zbladła przede wszystkim z oburzenia, chociaż, oczywiście, mogła tu działać i troska o dobre imię oraz cicha obawa przed złym obejściem.I rzecz naturalna, zwróciła się do mężczyzny, do mężczyzny, od którego mogła żądać oddania i hołdu — mężczyzny, który nie opuściłby jej w żadnym położeniu.— Tak, ależ — wtrąciłem zdumiony tą analizą — jeśli to było na serio, to znaczy naprawdę — tak jak ona to sobie wyobrażała, czegóż mogła się od niego spodziewać?Żaden muskuł nie drgnął w twarzy pana X.— Bóg to wie.Wyobrażam sobie, że ta czarująca, wspaniała i tak samodzielna istota przez całe swe życie nie miała nigdy żadnej prawdziwej myśli; to znaczy, jednej choćby myśli nie związanej z małostkową zarozumiałością ludzką i nie wywodzącej się z żadnego konwenansu.Krótko mówiąc, po paru krokach wyciągnęła ręce do nieruchomego Sevrina.I przynajmniej to nie był gest.Był to ruch całkiem naturalny.Czego od niego oczekiwała, któż to może wiedzieć? Czegoś niemożliwego.Ale czegokolwiek oczekiwała, w każdym razie nie było to tym, jestem tego pewny, na co on zdecydował się, zanim jeszcze błagalnym ruchem ręki zwróciła się wprost do mego.Nie było to potrzebne.Od chwili gdy weszła do piwnicy, postanowił poświęcać swą przyszłą użyteczność i odrzucić nieprzeniknioną i mocno nałożoną maskę, którą nosił z dumą.— Co pan chce przez to powiedzieć? — przerwałem mu strapiony.— A więc Sevrin był tym, który…— Tak, to on.Najbardziej niebezpieczny, uparty, szczwany i systematyczny ze wszystkich szpiegów.Genialny zdrajca.Na szczęście dla nas, był jedyny.Był to fanatyk, jak powiedziałem panu.I, znów na szczęście dla nas, zakochał się w doskonałych, naiwnych gestach tej dziewczyny.On sam grał swą rolę rozpaczliwie poważnie i wierzył w absolutną wartość tych konwencjonalnych oznak.To, że w końcu wpadł w tę niezgrabną pułapkę, daje się wytłumaczyć tym tylko, że w jednym sercu nie mogą się pomieścić jednocześnie dwa tak głębokie uczucia.Niebezpieczeństwo, w jakim ujrzał tę nieświadomą komediantkę, pozbawiło go trzeźwego spojrzenia, przenikliwości i spokojnego sądu.Rzeczywiście, z początku stracił panowanie nad sobą.Odzyskał je jednak wobec tego, że — wydało mu się to nieodzowne — musiał zaraz coś zrobić.Co? Oto jak najszybciej usunąć ją z domu.Troska o to dręczyła go najbardziej.Powiedziałem panu, że był przerażony.Lecz nie mogło mu chodzić o niego samego.Był zaskoczony i zaniepokojony tym nieprzewidzianym i przedwczesnym krokiem.Powiedziałbym nawet, że był wściekły z tego powodu.Był przyzwyczajony sam kierować ostatnim aktem swych zdradzieckich postępków z głęboką, wyszukaną zręcznością, by żaden cień nie padł na jego imię rewolucjonisty.Rzecz jasna, zdaje mi się, że i wówczas postanowił zrobić wszystko, by maska jego pozostała nienaruszona.Dopiero gdy zauważył, że tego wieczora ona jest w tym domu, opuściło go wszystko, jakby w panicznym strachu: wymuszony spokój, nakazy jego fanatyzmu, udanie.Dlaczego paniczny strach, zapyta pan? Odpowiedź jest prosta.Przypomniał sobie Profesora — a może, jak przypuszczam, nigdy o nim nie zapomniał — który siedział na górze, zajęty swymi badaniami, w otoczeniu puszek po suchej zupie Stane’a.Kilka a nich wystarczało, by nas wszystkich na miejscu pogrzebać pod rumowiskiem cegieł.Sevrin wiedział o tym oczywiście.I przypuszczam, że widocznie dobrze znał tego człowieka.Tyle razy miał przecież do czynienia z ludźmi tego pokroju! A może posądzał Profesora tylko o to, do czego sam był zdolny.Jakkolwiek tam było, skutek nie zawiódł.Nagle odezwał się rozkazującym tonem:„Wyprowadzić natychmiast tę panią!”Ochrypł jak kruk; niewątpliwie wskutek ogromnego wzburzenia.To mu zresztą zaraz przeszło.Tylko te fatalne słowa wyszły ze ściśniętego gardła w nieprzyjemnym, śmiesznym charkocie.Odpowiedzi na to nie było potrzeba.Stało się.Mimo to jednak ten, który odgrywał inspektora, uznał za stosowne odpowiedzieć szorstko:„Jeszcze dosyć się nachodzi razem z wami wszystkimi!”Były to ostatnie sława, jakie padły w komediowej części tej rozprawy.Niepamiętny na nikogo i na nic, Sevrin podszedł do niego i schwycił go za klapę surduta.Można było widzieć, jak pod cienką, niebieskawą skórą jego policzków mocno pracowała szczęka.„Masz pan ludzi na dworze.Proszę w tej chwili odprowadzić tę panią do domu! Słyszy pan? W tej chwili! Zanim spróbuje pan aresztować tego na górze.”„O! Na górze jest jeszcze jeden — otwarcie drwił tamten.— No, dobrze; ściągniemy go zawczasu, by mógł się przypatrzyć końcowi tego wszystkiego.”Lecz Sevrin odchodził wprost od zmysłów i nie zwrócił uwagi na ton.„Co za wścibski głupiec kazał wam tu włazić? Czy nie rozumiecie waszych instrukcji? Nic nie wiecie? Po prostu nie do wiary! Tu…”Puścił klapę surduta i włożywszy rękę pod koszulę gorączkowo począł szukać czegoś na piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl