do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarze obecnych zwróciły się w jego stronę.Dyrektorzy odłożyli ołówki i osobiste dzwoneczki - oznaki władzy.Ich spojrzenia ześrodkowały się na czerstwej twarzy Spela.- Szef policji Mekil poniósł porażkę - powiedział Spel, po czym zrobił umyślnie długą pauzę.- Doniesiono mi, że skrył się, uciekł w nieznanym kierunku.Władzę na dolnych poziomach przejęli buntownicy, którymi dowodzi inżynier Razi i znany mi Kroni, który przyszedł z Miasta na Górze.Spel widział, jak informacja wolno przesącza się przez grube czaszki Dyrektorów, którzy zaczęli się zastanawiać, co jest gorsze: władza Glizdy czy życie bez niego.- A my? - zapytał Dyrektor Kopalń.- Co będzie z nami?- To jeszcze nie wszystko - powiedział Spel i oparł się brzuchem o krawędź stołu, żeby zbliżyć się do pytających, rozszerzonych ze strachu oczu Dyrektorów.- To jeszcze nie wszystko.Otrzymałem też inne informacje.Glizda postanowił wysadzić w powietrze zaporę między szóstym poziomem a podziemnym jeziorem.- Co? - poderwał się Kalgar.- Przecież zatopi w ten sposób dolny poziom miasta!- Właśnie - powiedział Spel.- Idiota! - nie wytrzymał Kalgar.- Zgubi tysiące ludzi! Chce utopić wszystkich, którzy są na dole.Wymorduje własny naród.A kto będzie kopał rudę i tkał materiały? Kto będzie sprzątał, karmił, poił i oświetlał miasto? Kto będzie kupował w sklepach i czyścił rury?.Nie, to szaleństwo.- Glizda zawsze był szaleńcem - powiedział Dyrektor Kabli.- Zupełnie nie przypomina swojego ojca.Ale co my możemy zrobić?- Rozmawiałem z przywódcami spisku - powiedział Spel.- Oni powinni tu zaraz być.- Tutaj?- Tutaj!- Boicie się ich bardziej niż Glizdy - zauważył Spel.- A tymczasem oni są dla nas znacznie mniej groźni.Jeśli potrafimy się z nimi dogadać, to zachowamy życie, majątek, a może i władzę.- Spel ma rację - powiedział Kalgar.- Ci ludzie potrafią zachować się rozsądnie, jeśli tylko wykażemy pewną elastyczność.- No więc wodzowie buntowników, a jeden z nich szczególnie, mianowicie inżynier Razi.- Inżynier?- Przestańcie mi przerywać! Wodzowie buntu uważają, że powinniśmy skłonić ludność dolnych poziomów, żeby stopniowo przechodziła w górę.- A jeśli Glizda niczego nie wysadzi? - zapytał Kalgar.W tym momencie rozległa się eksplozja.Nastąpiła ona o wiele bliżej sali posiedzeń Rady Dyrektorów niż poziom, na którym znajdował się w tym czasie Glizda.Wydawało się, że pod nogami Dyrektorów ziemia się zapada.Światło zamigotało, a dobiegający z dołu łoskot był tak silny, że na chwilę wszystkich ogłuszył.- To jest wybuch? - zdziwił się któryś z obecnych.- Spóźniliśmy się - powiedział Kalgar.- Do ostatniej chwili miałem nadzieję, że nie odważy się tego zrobić.- Przecież on pochodzi z takiej dobrej rodziny! Jego ojciec był Dyrektorem - powiedział Dyrektor Kopalń.- Radzę - powiedział Spel - natychmiast włączyć Głos Władzy.A potem ratować się.Nie wiemy, czy ściany są tu wystarczająco mocne, żeby wytrzymać napór wody.- Nie mogę uciekać! - wykrzyknął Dyrektor Kopalń.- Wszystkie moje klejnoty i cały dobytek został na dole.Kalgar parsknął pogardliwie, wstał wolno z fotela i ruszył w stronę tylnego pokoju, niosąc przed sobą klucz, jak nakazywał wypracowany przed laty rytuał włączania Głosu Władzy.Spel wyjął drugi klucz i poszedł za Kalgarem.Pozostali Dyrektorzy wstali z miejsc.Tylko Dyrektor Kopalń, ogarnięty przerażeniem na myśl, że nie zdąży zabrać swoich skarbów, skoczył do wyjścia.- Dokąd? - zapytał go surowo Dyrektor Generalny.- A co się stanie, kiedy woda dotrze na ten poziom? - zapytał nieśmiało Dyrektor Kopalń.- Woda będzie spływała w dół - rzucił przez ramię Kalgar.- Mamy jeszcze czas.Najpierw utoną ci z dołu - z elektrowni i kopalń.* * *Mekil z trudem wstał i ruszył przed siebie.Wlókł się wolno korytarzami, zaglądał do nisz i wciąż miał nadzieję, że kogoś spotka, że spotka bodaj buntownika, ale jednak człowieka, a prześladowcy znów szli za nim i nie usiłowali dopędzić.Mieli czas.Wreszcie Glizda zauważył wąskie przejście, zamknięte uchylonymi do połowy drzwiami.Natychmiast wśliznął się do środka.Ryzykował, że za drzwiami znajduje się ślepy zaułek, ale ślepo mógł się przecież kończyć każdy chodnik.Pobiegł przed siebie i po chwili znalazł się w pokoju przegrodzonym murem z nierównych głazów.Koniec drogi.Rozejrzał się dokoła i poczuł, jak zadrżała ziemia, jak głęboko westchnęły otaczające go ściany.Zrozumiał, co to znaczy.Zjawom udało się otworzyć drzwi, które za sobą zamknął i teraz zagradzały przejście błękitną rozedrganą kurtyną.Był w pułapce.Szarpnął za kołnierz i guziki rozprysnęły się po posadzce.To były piękne i bardzo drogie guziki z górskiego kryształu.Wyszarpnął zza pazuchy sygnalizator na łańcuszku.Żeby tylko zdążyć.Nacisnął czerwony guzik i odrzucił niepotrzebny już aparat - jedyny w mieście.Wiedział, że na górze, w sztabie, gdzie czeka czterech agentów, zapaliła się czerwona lampka.- To już wszystko - powiedział Glizda na głos.Zjawy tkwiły w miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl