do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.•Dlaczego? - spytała.•Dlatego że muszę zobaczyć, jaki jest Marshal z dala od tej rezydencji.Tutejsza atmosfera staje się coraz bardziej klaustro-fobiczna.•Na tę wycieczkę muszę chyba zabrać ze sobą coś ciepłego? - spytała, patrząc na ciężki, długi do kolan płaszcz, który jej szef niósłprzerzucony przez ramię.•Myślę, że tak.Schodzę teraz na dół.Do zobaczenia przy śniadaniu.Po posiłku zeszli razem do stojącego na tyłach audi.Paula lekko ścisnęła Tweeda za ramię.•Zgodzisz się, że ja poprowadzę?•Zamierzałem ci to zaproponować.Objechawszy taras, zobaczyli rollsa z Marshalem za kierownicą i Snape'a trzymającego otwarte drzwi pasażera.Gdy Paula zatrzymała się z tyłu, Marshal otworzył okno, spojrzał w jej stronę i krzyknął:130•Jak myślicie, po COJ u diabła, Snape trzyma otwarte tylne drzwi?•Nie mam pojęcia - odpowiedziała ze śmiechem.•Ponieważ - zachrypiał - proponowałem, abyście pojechali ze mną.Czy roUs to dla was zbyt nędzny wóz? A co się stało z tym poobijanym mercem? Nawalił wreszcie?•To samochód Newmana i będzie mu dzisiaj potrzebny - odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.-A ja wolę niezależny transport.Tak samo Tweed.•Jeżeli nie będziecie się trzymali blisko mnie, to nigdy tam nie dotrzecie.- Dobrze to załatwiłaś - spokojnie stwierdził Tweed, gdy ruszali.Wrota otworzyły się przed wyjeżdżającym rollsem.Tweed obejrzał się i w drzwiach zobaczył Lavinię.Otworzyła bramę i teraz machała im na pożegnanie.On również jej pomachał.Na wąskiej drodze przed Gladworth Paula trzymała się w pewnej odległości za Marshalem, sunącym z rykiem silnika, zapalonymi światłami drogowymi i wyjącym klaksonem.•Nie zgubię go - obiecała Tweedowi - ale muszę mieć miejsce na wyhamowanie, jeżeli w coś uderzy.•Bardzo rozsądnie.RoUs przeleciał przez High Street w Gladworth, zmuszając jakąś kobietę do odskoczenia na bok.Marshal coś do niej krzyknął i wkrótce mieli miasteczko za sobą.•Lavinia mówiła mi - odezwała się Paula - że grupa techniczna sfotografowała garderobę Crystal i zabrała te diabelskie kołnierze.Czy ją aresztują?•Nie ma szans.Za mało dowodów.Nie było jej odcisków palców ani na kołnierzach ani na klamkach u drzwi.•I do czego my zmierzamy w całej tej sprawie? Znaleźliśmy już jakichś naprawdę podejrzanych?•Właściwie nie.Jeszcze nie.Czy masz coś przeciw temu, abym się zdrzemnął?•Będę cichutko jak myszka.Tweed oparł się na fotelu, ułożył wygodnie i zamknął oczy.Paula wiedziała, że w rzeczywistości nie śpi, lecz korzysta z okazji, by przeanalizować w myślach wszystkie dotychczas uzyskane informacje, przypomnieć sobie odbyte w Hengistbury rozmowy i wychwycić coś dziwnego, niepasującego do reszty.Sporo już przejechali.Rolls gonił do przodu; Paula przestrzegała ograniczeń prędkości, ale nigdy nie traciła Marshala z oczu.131Sprawiało jej radość mijanie jednego hrabstwa za drugim.Krajobraz zmieniał się: łagodne pagórki, długie płaskie pola, potem zagajniki na wzgórzach.Słońce wciąż paliło z góry.Mieli już za sobą szmat drogi, gdy pogoda gwałtownie się zmieniła.Znikło słońce, powiał gwałtowny wiatr i groźne niskie chmury wypełniły niebo.Tweed otworzył oczy.Na szerokim odcinku drogi Marshal dałsygnał, by stanąć.Paula opuściła szybę, poprzednio podniesioną dla ochrony przed wiatrem.Zatrzymała audi obok rollsa, a Marshal opuściłszybę po stronie pasażera.•Czy to nie wspaniałe? - krzyknął.•Co takiego? - spytała Paula.•Sztormowa pogoda! Akurat takiej potrzeba, aby pokazać co „Star Sprite" potrafi na wzburzonym morzu.•Cieszę się, że komuś sprawia to przyjemność - odpowiedziała.•Wejdziecie razem ze mną na pokład.Będziecie zachwyceni.•Na pewno nie - odparł Tweed stanowczo.- Nie cierpię morza i Paula pozostanie ze mną na tetra firma.•Mięczaki! - krzyknął Marshal.Przez cały czas trzymał silnik włączony i teraz bez ostrzeżenia skoczyłdo przodu.Paula spojrzała na Tweeda i ruszyła za oddalającym się rollsem.Potem jechali wąskimi drogami z miejscem tylko na jeden samochód i stromymi zboczami wznoszącymi się wysoko nad nimi.Devon, pomyślała.Przeklęty kraj dla zmotoryzowanych.Na szczęście wkrótce mieli to już za sobą i roztoczył się przed nimi całkiem inny krajobraz.Tweed usiadł prosto, by lepiej widzieć.- Kornwalia - powiedział.Wielkie postrzępione kamienne grzbiety rozciągały się daleko na zachód.Nic tam nie rosło.Była to wyludniona i zapomniana kraina.Nagle na północy zobaczyli morze, spienione gigantyczne fale, sunące coraz bliżej i piętrzące się wyżej i wyżej aż do rozbicia o wybrzeże serią grzmiących eksplozji.W dół w stronę morza biegła wyboista droga.Tuż przed nią rolls skręciłna niewielki cypel i zatrzymał się.Marshal wysiadł i rozłożył ręce teatralnym gestem.•Raj! - wykrzyknął naprzeciw wyjącemu wiatrowi, gdy Paula zatrzymała audi i wysiadła wraz z Tweedem, który mocował się z płaszczem.•Jedno pytanie - odezwała się.- Co to jest?132Wskazała długi, płaski pas wewnątrz szerokiej niszy i dalej coś, jakby szopę.Obok, niemal równolegle do ziemi, powiewał rękaw wiatrowskazu.- Cholerne prywatne lotnisko.Dzięki Bogu rzadko używane.Chciałem, aby je zamknęli, ale ci mędrkowie z lokalnej rady od mówili.Chodźcie za mną tą drogą, tylko patrzcie uważnie pod nogi.Dotarli do punktu wznoszącego się kilka metrów nad kamienistą plażą i Paula rozejrzała się dookoła.Na trzech różnych poziomach, niemal jedne nad drugimi, wznosiły się rzędy wiejskich domków z białego kamienia.Poniżej przetaczała się właśnie wielka fala.•Oto Seacove - oznajmił Marshal.•Czy to wszystko? - spytał Tweed bez ogródek.•Moja samotnia jest na najwyższym poziomie, przebudowałem wnętrze, zupełnie nie licząc się z kosztami.Między domem Marshala i następnym była spora przerwa, ciągnąca się w dół obok stojących niżej domostw, a dalej stromo opadająca ku plaży.•Do czego służy ta niby pochylnia? - spytał Tweed.•Zobaczycie - powiedział Marshal z podnieceniem.Kiedy prowadził ich do ciężkich drzwi z tyłu domu, Pauli wydało się, że słyszy słaby dźwięk samolotu, gdy nagle potężna fala rozbiła się o brzeg, pokrywając wilgotną mgłą jej twarz.Tymczasem Marshal uporał się z zamkiem.Po przekroczeniu progu Paula wstrzymała oddech; wnętrze było luksusowo umeblowane, na ścianach w gustownym niebieskim kolorze, w pewnym oddaleniu od siebie, wisiały oprawne w złocone ramy obrazy.Pokój stołowy (jak przypuszczała) był umeblowany antykami, z rzeźbionymi krzesłami i sekreterą.Fotele sugerowały, że służy również jako salon.Tweed przyjrzał się dwóm portretom dziwnie ubranych mężczyzn.Spojrzał na Marshala.•To pański dziadek i jego wspólnik? Pit i Ezra?•Zgadł pan za pierwszym razem.Paula podskoczyła, gdy coś ciężkiego uderzyło w okno od strony morza.Morska woda spływała po szybie.•Czy szybom nic nie grozi? - spytała.•Nie, moja droga.To szkło pancerne.•Wnętrze jest urządzone znakomicie.Należy się panu uznanie.•Nie mnie.- Uśmiechnął się szeroko.- Lavinia się tym zajęła.133Wniósł do środka ciężkie, jak się wydawało, emaliowane pudło zabrane z bagażnika rollsa.Gdy rozglądał się, szukając miejsca, gdzie je postawić, Tweed chwycił za uchwyt, aby mu pomóc.Pudło było naprawdę bardzo ciężkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl