do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wolnomi myœleæ o Blanche Haggard.Nie wolno mi myœleæ o szkar³atnych kwiatachrododendronu.(Zw³aszcza nie wolno mi myœleæ o szkar³atnych kwiatachrododendronu!) Nie wolno mi myœleæ o poezji… Nie wolno mi myœleæ o JoanScudamore.Ale przecie¿ to jestem ja! Nie, to nie jestem ja.Tak, jestem… Jeœlinie mia³abyœ o czym myœleæ, tylko o sobie, to czy przypadkiem niedowiedzia³abyœ siê czegoœ na swój temat?— Nie chcê siê niczego dowiadywaæ — powiedzia³a g³oœno.Zdziwi³ j¹ dŸwiêk w³asnego g³osu.A w³aœciwie dlaczego nie mia³aby siê czegoœdowiedzieæ?To jest niby bitwa, pomyœla³a, walczê w przegranej bitwie.Lecz przeciw komu? Przeciwko czemu?Niewa¿ne, pomyœla³a.Nie chcê tego wiedzieæ…Do diab³a z tym.Tak, do diab³a.Jakie dziwne uczucie… jakby ktoœ szed³ obok mnie.Ktoœ, kogo znam ca³kiemnieŸle.Jeœli odwrócê g³owê… Odwróci³a.I co? I nikogo obok nie ma.Nikogo niema ani obok, ani trochê dalej.W ogóle nikogo tu nie ma.Mimo to nie mog³a pozbyæ siê uczucia, ¿e ktoœ obok niej idzie.Zaczê³a siê baæ.Rodney, Averil, Tony, Barbara — nikt z nich nie potrafi³by mi pomóc, nikt niemóg³by mi pomóc, nikt nie chcia³by mi pomóc.¯adne z nich siê mn¹ nieprzejmuje.Powinnam wróciæ do zajazdu i uwolniæ siê od tego kogoœ, kto mnie szpieguje, bezwzglêdu na to, kim ten ktoœ jest.Sz³a niezbyt zdecydowanym krokiem, a Hindus sta³ za siatkowymi drzwiami.Niepodoba³ jej siê sposób, w jaki na ni¹ patrzy³.— Co to znaczy? — spyta³a.— O co chodzi?— Memsahib nie wygl¹daæ dobrze.Mo¿e memsahib mieæ gor¹czkê?Tak, to jest to.Oczywiœcie, ¿e to.Mam gor¹czkê! Jakie to g³upie, ¿e niewpad³am na to wczeœniej.Czym prêdzej wesz³a do œrodka.Powinnam zmierzyæ sobietemperaturê, poszukaæ chininy.Przecie¿ mam gdzieœ w baga¿ach chininê.W³o¿y³a termometr pod jêzyk.Gor¹czka, oczywiœcie, chodzi o zwyk³¹ gor¹czkê! Chaotyczne myœli, bezimiennelêki, obawy, gwa³towne bicie serca, a wszystko razem najzwyczajniej w œwieciesprowadza siê do czysto fizycznej dolegliwoœci.Wyjê³a termometr z ust i spojrza³a na skalê.36,6.Nawet mniej ni¿ normalnie.Jakoœ prze¿y³a wieczór, ale jej stan na dobre j¹ zaalarmowa³.To nie by³opora¿enie s³oneczne, to nie by³a gor¹czka, to na pewno by³y nerwy.„To tylko nerwy”, mówi¹ ludzie.Nieraz sama tak mówi³am o innych.W porz¹dku,nie wiedzia³am, co to znaczy.Teraz wiem.To tylko nerwy, dobre sobie! Nerwy topiek³o! Potrzebny jest mi lekarz, mi³y, wspó³czuj¹cy lekarz, i domowa opieka, iuprzejma, kompetentna pielêgniarka, która nigdy nie opuszcza pokoju.„PaniScudamore nie powinna zostawaæ sama”.To, co mam teraz, to pobielana wiêziennacela w œrodku pustyni, niezbyt rozgarniêty Hindus, imbecylny arabski ch³opiec ikucharz, który niebawem poda mi miskê ry¿u, ³ososia z puszki, fasolê w sosiepomidorowym (z puszki) i ugotowane na twardo jajka.Joan czu³a siê bardzo nieszczêœliwa…Po kolacji posz³a do pokoju i popatrzy³a na s³oiczek z aspiryn¹.Zosta³o tylkoszeœæ tabletek.Lekkomyœlnie po³knê³a wszystkie.Na jutro nie zosta³o nic, aleczu³a, ¿e powinna coœ zrobiæ.Pomyœla³a, ¿e nigdy wiêcej nie wyruszy w podró¿bez czegoœ na sen.Rozebra³a siê i z lêkiem po³o¿y³a do ³Ã³¿ka.Dziwne, lecz zasnê³a prawie natychmiast.Tej nocy œni³o jej siê, ¿e jest w du¿ym wiêziennym gmachu pe³nym krêtychkorytarzy.Usi³owa³a siê stamt¹d wydostaæ, lecz nie potrafi³a odnaleŸæ drogimimo ca³kowitej pewnoœci, ¿e j¹ zna…— Tylko sobie przypomnij — powtarza³a ¿arliwie — tylko sobie przypomnij…Rano obudzi³a siê ca³kiem spokojna, choæ zmêczona.— Tylko sobie przypomnij — powiedzia³a na g³os.Wsta³a, ubra³a siê i zjad³a œniadanie.Czu³a siê ca³kiem dobrze, tylko trochê siê ba³a, nic poza tym.Prawdopodobnie nied³ugo znów wszystko siê zacznie, pomyœla³a w duchu.Trudno,nic na to nie poradzê.Usiad³a apatycznie na krzeœle.Niebawem wyjdê na dwór, postanowi³a, ale jeszczenie teraz.Nie próbowa³a myœleæ o niczym szczególnym i nie próbowa³a nie myœleæ w ogóle.Ijedno, i drugie by³o zbyt mêcz¹ce.Pozwoli³a myœlom dryfowaæ wedle woli.Kancelaria adwokacka Alderman, Scudamore & Witney.Segregatory z dokumentami.Na segregatorach bia³e nalepki.Nieruchmoœæ zmar³ego sir Jaspera Ffoulkesa.Pu³kownik Etchingham Williams.Coœ w rodzaju rekwizytów scenicznych.Twarz Petera Sherstona, na jej widok skwapliwie unosz¹ca siê znad biurka.Jak¿ebardzo Peter jest podobny do swojej matki, pomyœla³a wtedy.No nie,niezupe³nie, Peter ma oczy Charlesa Sherstona.Ma to jego szybkie, ukradkowe,uciekaj¹ce w bok spojrzenie.Gdybym by³a Rodneyem, nie ufa³abym mu zbytnio.Zabawne, ¿e tak w³aœnie pomyœla³a! Po œmierci Leslie Charles Sherston zupe³niesiê za³ama³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl