[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z mojego punktu widzenia przewodzacy temu zakonowi sa w duzej mierze odpowiedzialni za los tego czlowieka.Gdy go chowano do grobu, nie bylem tam obecny.Nie chcialem patrzec na ludzi przychodzacych na takie smutne uroczystosci ze zwyklego chyba obowiazku.Najlatwiej odprowadzic zmarlego na cmentarz, trudniej zajac sie zywym, potrzebujacym opieki.Aby nie byc wybiorczym w swoich przykladach, powiem o czyms, co potwierdza powyzsza teze.Wydarzenie to mialo miejsce pare lat temu.W szpitalu dogorywal na bialaczke mlody kaplan.Nikt, kto go dobrze znal i mial mozliwosc odwiedzenia w szpitalu, nie znalazl ani odrobiny wolnego czasu, aby wesprzec duchowo umierajacego ksiedza.Poza jednym wypadkiem.Byl to kaplan majacy wiele pracy, ale jednak poczuwal sie do obowiazku wizyty u chorego kolegi.Cierpiacy ksiadz zalil sie niejednokrotnie, ze wszyscy jego dawni koledzy o nim zapomnieli.Bedac jeszcze w pelni sil, byl odwiedzany przez wielu kolegow.Gdy umieral, nie bylo nikogo.Poza tym jednym, wiernym przyjacielem.Paradoksalnym zrzadzeniem losu - na pogrzeb przyszli wszyscy jego dawni koledzy.Rodzi sie pytanie: dlaczego nie pamietali o nim wczesniej? Sa tez w zakonie, ktory opuscilem, nie wyjasnione do konca przypadki smierci kilku mlodych ksiezy.Przelozeni byli jednak zawsze na posterunku.Umiejetnie zalatwiali takie sprawy z prokuratura.Sledztwa umarzano, a oficjalnie podawanymi powodami zgonow byly zawaly lub zaslabniecia.W rozmowach z ksiezmi na ten temat dowiedzialem sie, ze chodzilo prawdopodobnie o narkotyki.Szczegolnie tajemnicza byla smierc ks.Mateusza Kotlinskiego (zbieznosc nazwiska z autorem ksiazki jest przypadkowa).Do konca nie zostaly wyjasnione jej okolicznosci.Mial podobno wypasc z okna domu, jednak dalo nie bylo potluczone.W innym przypadku przedstawiono w karcie zgonu date smierci, gdyz cialo zmarlego kaplana lezalo w pokoju przez dwa dni.W takiej atmosferze nietrudno sobie zadac pytanie: co ja tu jeszcze robie?! Trzymali mnie jednak przy mojej posludze kaplanskiej zwykli ludzie, lecz sil do znoszenia podobnych sytuacji mialem coraz mniej.Powoli zaczelo do mnie docierac przekonanie o koniecznosci zmiany zaistnialej sytuacji.Podejmowalem z roznymi moimi kolegami wysilki, aby zaradzic zlu.Jednak okazaly sie one bezowocne.Nawet okresowe wizyty wyslannikow generala, zwiazane z zakonnymi aferami, niewiele mogly zdzialac.Wkrotce potem nastapila zmiana na urzedzie proboszcza i prowincjala.Wiele sobie po tych faktach obiecywalem.Jednak entuzjazmu sprzed kilku lat juz nie mialem.Zgodnie z ciagiem dotychczasowych wydarzen, sprawy biegly swoim utartym torem.Na krotki moment zajasnialo swiatlo nadziei w momencie uchwalania nowych przepisow, dotyczacych zycia mojej prowincji zakonnej.Prowincjal okazal sie w konsekwencji slabym czlowiekiem i jego kadencja obfitowala w sytuacje, ktore coraz bardziej przekonywaly mnie do zmiany stylu zycia.Probowalem znalezc pomoc w konfesjonale, lecz uslyszalem tam - zamiast slow pociechy - krytyke mojego stylu zycia.Powoli oddalalem sie od tej swietlanej, wrecz naiwnej wizji zycia, gloszonej na uzytek wiernych.Zaczynalem zamykac sie w sobie.Na zewnatrz wygladalem na czlowieka radosnego i szczesliwego, lecz w rzeczywistosci coraz wiecej bylo we mnie pesymizmu.Byly okresy, gdy calymi nocami nie moglem spac.Nie wiedzialem do kogo sie udac po pomoc, porade; nikt nie wykazywal dobrej woli.Sam natomiast musialem ratowac innych ksiezy przed duchowa zaglada, spowiadajac ich z grzechow slabosci.Mialem juz swiadomosc, ze nie nawroce swiata, a tym bardziej duchownych.Wiele spraw i rzeczy przestalo mnie cieszyc.Byl moj ukochany Krakow, byli ludzie, z ktorymi moglem sensownie porozmawiac.Spotkalem nawet jednego kaplana, ktory stal sie dla mnie oparciem i przyjacielem, lecz to bylo za malo, aby zyc i dzialac w bezmiarze zla.Ten ksiadz byl rowniez jedynym czlowiekiem, z ktorym moglem podyskutowac na temat teologii i filozofii.Skorzystalem z tych rozmow bardzo wiele.Zachowam jego obraz na zawsze w pamieci, gdyz niewielu jest dzisiaj kaplanow takich jak on.Wiedzialem, ze przelozeni - kierujac sie wylacznie sprawami administracyjnymi i materialnymi mojego zakonu - nie bardzo chca rozmawiac z ksiezmi na temat ich powolania.Ja odczuwalem taka potrzebe.Do tego potrzebne bylo zaufanie, ktore mozna zbudowac wylacznie na partnerskiej relacji.Jedna z ostatnich historii, ktora pragne przytoczyc, dotyczy ksiedza pozostawionego praktycznie wlasnemu losowi, gdy zagrazalo mu powazne niebezpieczenstwo ze strony SB i prokuratury.Cala historia wydarzyla sie w okresie rzadow komunistycznych pod koniec lat osiemdziesiatych.Wspomniany wczesniej kaplan zajmowal sie zaopatrzeniem materialnym parafii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]