do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwagę Müncha przykuła jednak w tej chwili przeciwległa ściana, gdzie w płytkiej niszy bieliła się, oświetlona dyskretnie, figura Matki Boskiej.Podszedł bliżej, chwilę stał nieruchomo, potem odwrócił się do towarzyszy.Widać było, że jest czymś głęboko wstrząśnięty.— Gdzie wyjście? — zapytał.— Wyjście?— Tu była brama.Dlaczego zamurowana?— Chodźmy! Sam pan się przekona — powiedział Gerlach i ująwszy Müncha za ramię popchnął lekko ku najbliższym, bocznym drzwiom.Za drzwiami znajdował się długi korytarz z wejściami do cel.Archeolog otworzył najbliższe drzwi.Proste łoże, klęcznik, w głębi niewielkie otwarte okienko.Zakonnik podszedł do okna.Widać było stąd rozległą dolinę, pogrążoną w przedwieczornym mroku.Tylko daleko, na przeciwległym wzgórzu błyszczały jeszcze w promieniach zachodzącego słońca szklane ściany jakichś nowoczesnych bloków.Zarastający zbocza góry klasztornej las leżał w dole, tak iż wierzchołki drzew wystawały gdzieniegdzie zza krawędzi kilkumetrowej betonowej płyty, umacniającej fundamenty starej budowli.— Co to? Dlaczego? — zwrócił się Münch do Gerlacha.— Przecież tu była droga!— Nie ma drogi.Tu było kiedyś urwisko — wyjaśnił archeolog.— Część zbocza osunęła się.Chyba jeszcze w siedemnastym wieku.Osiemdziesiąt lat temu, aby zapobiec dalszemu obsuwaniu się gruntu, utworzono betonowe wzmocnienie.— Kiedy to było? To obsunięcie?— Jakieś czterysta lat temu.Wtedy zamurowano bramę i chyba wykuto nową studnię, na dziedzińcu.Myślę, że tamta w ogrodzie uległa zasypaniu.Powinny jednak zostać jakieś ślady, które dadzą się wykryć sondażem.Wyszli na korytarz.— Gdzie była twoja cela? — zapytała Kama.Podniósł na nią oczy, ale widocznie pytanie nie dotarło do jego świadomości, bo dopiero po chwili zapytał:— Mówiłaś?— Pytałam, gdzie była twoja cela?Przez twarz Müncha przeszedł nerwowy skurcz.— Co mówisz?— Pytam o twoją celę.Wreszcie oprzytomniał.— Moja cela?… Nie tu.Z tamtej strony.Bliżej kaplicy.*Obok pochylonej dzwonnicy, tam gdzie zbiegały się dwa ocalałe skrzydła budowli, prowadziły drzwi do kaplicy klasztornej.Münch zatrzymał się w progu i ukląkł na wielkiej, poszczerbionej przez czas płycie.Nie chcąc przeszkadzać pogrążonemu w modlitwie, Darecka, Gerlach i Miksza usiedli przy studni rozmawiając półgłosem.Oczywiście, temat mógł być tylko jeden: jak wypadła próba.— Albo to jest jakiś wybitny badacz tego terenu, o którym, dziwne, że nie słyszałem — rzekł z przejęciem archeolog.— Albo… nie wiem, co o tym sądzić.— A więc? Wszystko, co mówił było zgodne z wynikami waszych badań? — pytał Miksza nie ukrywając zadowolenia.— Wszystko.Orientuje się w terenie świetnie.Tak, jakby istotnie był tu przed czterema wiekami… W niektórych przypadkach jego uwagi rzucają nowe światło na sporne dotąd kwestie.Na przykład sprawa studni w ogrodzie.Trzeba będzie przeprowadzić badania.— Więc sądzicie, że to rzeczywiście może być inkwizytor Münch?— Tego nie powiedziałem, ale… — urwał, gdyż w tej chwili właśnie zakonnik skończył modlitwę, pochylił się, ucałował kamienną płytę i wstał.Gerlach podszedł do niego.— Co to za kamień? — zapytał wskazując na płytę.— Tu leży opat tego klasztoru… Albert von Gradeck.W młodości był wielkim grzesznikiem.Ale Pan Nasz go oświecił… Gdy umierał, kazał się pochować tu, pod progiem.Żeby wszyscy deptali po jego grobie.— Na płycie był jakiś napis.Teraz litery zatarte…— Były tylko inicjały: A.v.G.R.I.P.A.D.1583.Nic więcej.— Znał go pan?— Tak.Byłem tu, gdy umierał… Ten napis wykuł brat Hildebrandt.Płyta miała być większa, dużo większa… Ale pękła… Brat Hildebrandt z odłamka zrobił drugą… Taką małą… Z modlitwą za duszę ojca Alberta.Wmurowano ją w filar w kaplicy.— Czy możesz pokazać to miejsce? — przerwał nerwowo Miksza.Münch bez słowa wszedł do kaplicy.Mimo panującego tu półmroku, niemal na ślepo, odszukał właściwy filar i tabliczkę.— To tu! — nachylił się i dotknął płyty.— Zdawało mi się, że była wyżej — zauważył zdziwiony.— A teraz tuż przy posadzce…— Bo też istotnie tak było — potwierdził archeolog.— W osiemnastym wieku podniesiono posadzkę o sześćdziesiąt dwa centymetry.Powiedział to szeptem, jak gdyby głośniejszą rozmową bał się zakłócić ciszę odległych wieków zamkniętą w starych murach świątyni.Mrok już zapadał, gdy schodzili ze wzgórza.Gerlach z Mikszą — na przedzie — oświetlali latarkami drogę przez las.Za nimi Münch, na końcu Darecka.Jeszcze przed zwiedzaniem klasztoru projektowano, że przenocują w pawilonie wypoczynkowym.Teraz zmieniono plan, zwłaszcza, że Gerlach chciał już nazajutrz wrócić tu ze swymi asystentami, aby przeprowadzić szczegółowe badania i sprawdzić ścisłość informacji Müncha.Szli w milczeniu.Nikt nie miał ochoty do rozmowy.Zaledwie dwa czy trzy razy w ciągu dwudziestominutowej wędrówki Gerlach i Mikszą zamienili między sobą parę zdań.Münch nie odezwał się ani razu, pochłonięty bez reszty myślami.Kama przez całą drogę starała się dotrzymać mu kroku i chociaż w ciemnościach nie mogła dostrzec jego twarzy, zdawała sobie sprawę, że toczy on z samym sobą jakąś rozpaczliwą dyskusję.Kilkakrotnie dobiegały ją urywki wypowiadanych szeptem po łacinie zdań.— Dlaczego? Dlaczego? Panie?… Przebacz słabości mojej… Daj znak.Panie mój… Czy zdołam… Bądź miłościw…W samolocie jakby się uspokoił.Przez całą drogę powrotną odmawiał wieczorne modlitwy.Widocznie jednak powziął już jakąś decyzję, bo tuż przed lądowaniem w Radowie chwycił za rękę siedzącą przy nim Kamę i patrząc błagalnie w jej oczy zapytał:— Czy możemy dziś porozmawiać?— Oczywiście.Wpadnę do ciebie po kolacji.Czy Stefan też ma przyjść?— Nie.Nie.Tylko ty.Czuła, że proces zapoczątkowany, a może tylko ujawniony incydentem na plaży, poczyna wkraczać w fazę decydującą.IX.KryzysW takim stanie nie widziała go dawno.Co prawda, już przed dwoma godzinami, po powrocie z klasztoru w Uhrbach, zdawała sobie sprawę, że czeka ją trudna rozmowa.Nie spodziewała się jednak, iż reakcja po spotkaniu z przeszłością będzie aż tak gwałtowna.Teraz, gdy stał przed nią z rękami wzniesionymi w górę rozpaczliwym gestem, wydawał jej się znów tym samym dziwacznym, na wpół obłąkanym mnichem, którego przed wielu miesiącami przywiózł do Instytutu Miksza.— Powiesz mi? Przyrzeknij, że powiesz! — powtarzał nerwowo.— Oczywiście, że powiem.Jak tylko będę mogła…— Przyrzeknij!Patrzył na nią z uporem.— Przyrzekam.— Jeśli ci pozwoli… Tak… Tak… Wszystko od niego zależy…— Powiedz wreszcie, o co ci chodzi?— Niełatwo powiedzieć… Nie dziw się… Jestem nędznym, nierozumnym człowiekiem.Ułomny jest duch mój… Ja myślałem… Długo myślałem i… nic nie wiem… Nie rozumiem.Pewno nie powinienem pytać… Nie wolno pytać!— Czego nie rozumiesz?— Dlaczego? Po co? Po co tu jestem? Wiem, że źle czynię… Wyroki Najwyższego są niezbadane, i nie mnie ich dociekać.Ale ja ciągle myślę… Ja już nie mogę… Czy grzechem jest pytać? Na pewno jest grzechem!Pot wystąpił mu na czoło.— Nie jest grzechem, Modeście — podjęła łagodnie.— Pytać należy zawsze.Nie wiem tylko, czy potrafię odpowiedzieć na twe pytania.Chcesz wiedzieć, skąd się tu wziąłeś wśród nas? Jak to się stało? Tego nie wiemy.Jeszcze nie wiemy.Istnieją pewne przypuszczenia, ale to jeszcze mało.Jestem jednak przekonana, że znajdziemy odpowiedź na to pytanie.Pokręcił przecząco głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl