do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy to jest człowiek, z którym chcecie lecieć?Odchyliła się do tyłu.– Myślę, że jest teraz osobą o najwyższych kwalifikacjach, prawda? I wygląda na to, iż każdemu z nas bardzo dobrze się z nim współpracowało.– Ale on jest Amerykaninem – mruknął Brumado.– Politycy nie chcą, żeby Amerykanów było więcej niż Rosjan.I vice versa.– Tato, on jest amerykańskim Indianinem.Tak naprawdę, to wcale nie jest to samo.A O’Hara zadowoli Australijczyków.– Politycy chcą, żeby Hoffman reprezentował Europę.– Od reprezentowania Europy mamy już Greka, Polaka i Niemca.A także Anglika.Jeśli Hoffman weźmie udział w misji, to będą kłopoty – wprost stwierdziła Joanna.– Jego profil psychologiczny jest straszliwy.Tato, próbowaliśmy z nim pracować.On jest wprost nie do zniesienia!– Zatem głosowaliście.– Tak.I zdecydowaliśmy.Jeśli Hoffman zostanie wybrany, to przynajmniej jedenastu z nas natychmiast opuści Program.Brumado znów zamilkł.Nic wiedział, co powiedzieć, jak poradzić sobie z tą sytuacją.– Zapytaj Antony’ego Reeda – zaproponowała Joanna.– Zna się na psychologii lepiej, niż którakolwiek z innych osób wybranych do misji.Głosowanie było jego pomysłem.– Czyżby?– Tak! Tato, nie zrobiłam tego wszystkiego sama.Większość moich kolegów nie może znieść Hoffmana.Brumado wstał powoli i ruszył do biurka.Unosząc słuchawkę telefonu, poprosił tego, kto odebrał po drugiej stronie, aby odnalazł mu Antony’ego Reeda.Anglik otworzył drzwi gabinetu, zanim Brumado zdołał wrócić do stołu konferencyjnego.Mój Boże, pomyślał, oni wszyscy pewnie siedzą pod drzwiami.Ciekawe, czy jest też tam Hoffman.Reed nie wyglądał na specjalnie poruszonego zamieszaniem.– Żaden z nas nie przepada za Hoffmanem – powiedział, uśmiechając się lekko, kiedy zrelaksowany usiadł na krześle, po drugiej stronie stołu, naprzeciwko Brumado i jego córki.– Szczerze mówiąc, myślę, że zabranie go na Marsa byłoby katastrofą.Cały czas tak myślałem.– Ale on przeszedł wszystkie testy psychologiczne.Reed uniósł brew.– To samo stałoby się z odpowiednio umotywowanym szympansem.Ale nie chciałby pan mieszkać z nim w jednej klatce, prawda?– Ale w ciągu ostatnich dwóch lat wszyscy pisaliście raporty, w których wzajemnie się ocenialiście – Brumado uniósł głos, objawiając w nim więcej, niż lekkie oznaki zdenerwowania.Zmusił się do spokoju.– Przyznaję, że w świetle tych raportów profesor Hoffman raczej nie błyszczał, ale nie było też widać, że jest aż tak nielubiany.– Mogę panu coś powiedzieć o tych raportach – odezwał się Reed, prawie uśmiechając się z wyższością.– Nikt nigdy nie wyrazi w raportach prawdziwych uczuć.Nie na piśmie.Ciąży wszak na nas wielka, psychologiczna presja widzenia wszystkiego w jasnych barwach.Każdy z nas, już na samym początku uświadomił sobie, że te raporty będą zarazem odbiciem piszącej je osoby, jak i osoby, o której są pisane.Brumado pomyślał, że przyszli badacze Marsa pewnie zdawali sobie z tego sprawę od samego początku.To są bardzo bystrzy ludzie, bystrzy na tyle, aby ominąć wszystkie pułapki.Reed kontynuował:– Cytując Scotland Yard: zrozumieliśmy, że wszystko, co piszemy w tych ocenach, może zostać wzięte pod uwagę i użyte przeciwko nam.Potrząsając głową, Brumado odparł:– Wciąż nic mogę zrozumieć, dlaczego do ostatniej chwili czekaliście z pokazaniem swojego sprzeciwu.– Ostatecznie były dwa powody – powiedział Reed.– Po pierwsze, wszyscy oczekiwaliśmy, że DiNardo będzie trzymał Hoffmana w ryzach.Nasz poczciwy księżulo zdawał się mieć kojący wpływ na Austriaka, taki, jaki stary Hindenburg miał na Hitlera.Joanna ledwie powstrzymała się od chichotu.– Po drugie, myślę, że żaden z nas, aż do tego weekendu, nie rozważał na poważnie perspektywy spędzenia prawic dwóch lat ramię w ramię z Hoffmanem.Gdy podjęto ostateczną decyzję i DiNardo trafił do szpitala – wtedy nagle zaświtało nam, że przecież z Hoffmanem po prostu nie da się wytrzymać.– Jak mam powiedzieć o tym profesorowi Hoffmanowi? – łagodnie spytał Brumado.– Och, ja podjąłbym się tego przykrego obowiązku – od razu zaproponował Reed.– Zrobiłbym to niemal z przyjemnością.Brumado ze smutkiem pokręcił głową.– Nie, to nie wchodzi w skład pańskich obowiązków.Oddalił Reeda i prosił, aby doktor Li wrócił do biura.Joanna wciąż siedziała za jego plecami, a on oznajmił zmęczonym głosem:– Myślę, że nie ma tego jak obejść.Trzeba powiedzieć profesorowi Hoffmanowi wprost.Zdało się, że Li wyraźnie się uspokoił.Jego twarz znów stała się maską spokoju.– Poinformowanie go to moja powinność – oznajmił.– Jeśli pan pozwoli, ja mu to wyjaśnię – zaproponował Brumado.Rzucając szybkie spojrzenie w stronę Joanny, Azjata wymamrotał:– Jak pan sobie życzy.Hoffman, wchodząc do biura, wyglądał na tak spiętego, jak szykujący się do skoku leopard.Przez chwilę stał w drzwiach, podejrzliwie łypiąc oczyma na Li, Brumado oraz Joannę.Niski, o wąskich ramionach, z okrągłą twarzą podobną do pączka, był blady ze zdenerwowania.Miał na sobie surdut w stalowym kolorze, zapięty po samą szyję, pod nim koszulę i krawat w żółte oraz czerwone pasy.Jego spodnie były granatowe, prawie czarne.– Proszę – zawołał Brumado zza konferencyjnego stołu.– Proszę wejść i usiąść.Li stał przy końcu blatu, tak daleko od drzwi, jak tylko się dało.Joanna wciąż siedziała obok ojca.Zwróciła się w stronę Hoffmana, tak, by Alberto nie widział jej twarzy.Austriak przeszedł po dywanie, ostrożnie, jakby stąpał po polu minowym i odsunął krzesło nieopodal szczytu stołu.Usiadł.– Pojawiły się pewne trudności – zaczął Brumado, starając się uśmiechnąć rozbrajająco, co nie całkiem mu wychodziło.– Oni wszyscy są przeciwko mnie.Wiem to – powiedział wiedeński geolog.Brumado uniósł brew.– Musimy myśleć o powodzeniu misji.To nasz podstawowy obowiązek.Hoffman skrzywił twarz.– Zostałem wybrany przez komisję zajmującą się selekcją.Żądam, aby ten wybór został uszanowany!– Jeśli podtrzymamy tę decyzję, misja będzie zagrożona.Więcej niż połowa pańskich kolegów naukowców odmówiła udziału w niej razem z panem.Przykro mi to mówić.– Więcej niż połowa?Brumado skinął głową.– To policzek dla całego narodu austriackiego!– Nie – odezwał się doktor Li, z drugiego końca stołu.– To wyłącznie sprawa osobista.Nie ma to związku z polityką.Wszystko dotyczy tylko ludzi.– Tak, widzę – Hoffman palcem wskazał Joannę.– Ona chce, żeby leciał z nią ten amerykański Indianin, więc trzeba mnie wyrzucić.Brumado poczuł, że szczęka opada mu ze zdumienia.– Co pan powiedział? – zawołała Joanna.– Dobrze wiem, tak jak ty i ten Apacz czy Navaho, kimkolwiek on jest.wy dwoje, w McMurdo.– Nic się między nami nie wydarzyło – powiedział Joanna.Odwróciła się w stronę ojca: – On kłamie.Nic się nie.Brumado uniósł rękę.Zamilkła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl