do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to po kilkunastu minutach saneczkowania na stoku w pobliżu farmy Andy przemierzy! skrawek lasu i wbrew moim sprzeciwom znaleźliśmy się tutaj, nad brzegiem rzeki.Wtedy powiedziałem, że w porządku, ale pod warunkiem że będziemy tylko patrzeć.Wtem Andy wydał głośny okrzyk, wskoczył na białą nadbrzeżną skarpę i sprintem puścił się przez płaską powierzchnię rzeki.Najpierw ogarnęła mnie złość i strach, że coś mu się stanie, lecz potem — niespodziewanie — udzieliła mi się jego radość na widok tego pędu po zimnej, nieruchomej tafli zamarzniętej rzeki, na widok tej wolności, nieposkromionej radości życia pośród gładkiego bezmiaru mroźnej ciszy.Już myślę, że mu się udało, że bezpiecznie dotarł na drugą stronę, już nabrzmiewa we mnie niejasna radość z udziału w jego zwycięstwie, gdy raptem rozlega się trzask i Andy przewraca się.Zdaje mi się, że tylko się potknął i leży płasko na śniegu, ale nie, wpadł aż po pas, a na otaczającej go bieli zaczyna się rozszerzać ciemna plama.Andy stara się wydobyć na wierzch, a ja nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje.Ogarnia mnie przerażenie, na cały głos wykrzykuję jego imię.On walczy, zapada się coraz głębiej, obracając się jednocześnie w moją stronę, tafle lodu stają na sztorc, fontanny śniegu wylatują w powietrze, podczas gdy on próbuje znaleźć oparcie dla rąk.Wola mnie, ale ledwo go słyszę, bo sam krzyczę, ile sił w płucach.Z przerażenia i wysiłku zsiusiałem się w spodnie.Wyciąga do mnie rękę, woła, lecz ja stoję jak wryty, skamieniały ze strachu, z otwartymi ustami, i nie wiem, co robić, nic mi nie przychodzi do głowy, choć słyszę, jak wzywa mojej pomocy, każe mi przynieść gałąź.Myśl o tym, że miałbym postawić stopę na tej białej, zdradliwej powierzchni, napawa mnie lękiem, i nie wiem, gdzie szukać gałęzi.Spoglądam w jedną stronę na wysokie drzewa w parowie, i w drugą, na brzeg jeziora koło hangaru, ale nigdzie nie widać żadnych gałęzi, wszędzie tylko śnieg.Wtem Andy nieruchomieje i znika.Stoję bez ruchu, oniemiały.Czekam, aż Andy się wynurzy, ale na próżno.Cofam się o krok, a potem odwracam i pędzę w stronę domu.Lepka wilgoć na udach z ciepłej zmienia się w zimną, gdy tak biegnę pod ośnieżonymi drzewami.Wpadam prosto w ramiona rodziców Andy’ego, którzy wyprowadzają psy na spacer w pobliżu stawów, i upływa cała wieczność, nim udaje mi się wreszcie powiedzieć, co się stało, bo nie mogę wydusić z siebie słowa.Widzę strach w ich oczach: — Gdzie Andrew, gdzie Andrew? — powtarzają uporczywie.I w końcu mówię.Pani Gould wybucha krótkim spazmatycznym płaczem, pan Gould każe jej iść do domu i wezwać ambulans, a sam zbiega w dół ścieżką.Cztery złote labradory rzucają się radośnie w ślad za nim.Biegnę do domu z panią Gould i kierujemy wszystkich obecnych — moją mamę, ojca i pozostałych gości — do rzeki.Ojciec niesie mnie na ramionach.Spostrzegamy pana Goulda, jak leżąc na brzuchu odpycha się ramionami od dziury w lodzie.Wszyscy krzyczą i biegają w kółko.Ruszamy w dół ku zwężeniu rzeki i porohom, ojciec potyka się i omal mnie nie upuszcza; czuć od niego zapach alkoholu.Wtem ktoś głośno krzyczy, że znaleźli Andy’ego na zakolu rzeki — gdzie woda uwalnia się z okowów lodu i śniegu i wije rwącymi wąskimi strumieniami wśród kamieni i pni drzew — przed progiem wodospadu, którego przytłumiony hałas ledwo tu dociera, nawet z tak bliska.Andy z sinobiałą nieruchomą twarzą leży pomiędzy okrytym śnieżną czapą pniem drzewa a oblodzoną skałą.Jego ojciec wskakuje po pas w wodę i wyciąga go.Wybucham płaczem i wtulam twarz w ramię mego ojca.Jednym z gości obecnych na przyjęciu jest wioskowy lekarz.Obaj z panem Gouldem podnoszą chłopca, wylewają mu wodę z ust, potem kładą go na śniegu, podkładając jakiś płaszcz.Doktor uciska pierś Andy’ego, a doktorowa robi sztuczne oddychanie.Są kompletnie zaskoczeni, gdy serce Andy’ego zaczyna bić, a z jego ust dobywa się bulgotanie.Owijają go płaszczem i niosą biegiem do domu.Zanurzają po szyję w gorącej wodzie i podają tlen.Potem przyjeżdża ambulans.Andy przebywał pod lodem dziesięć minut albo i dłużej.Lekarz słyszał o tym, że dzieci, przeważnie młodsze od Andy’ego, przeżywały bez powietrza w zimnej wodzie, ale nigdy nie widział czegoś podobnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl