do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta wyprostowała się, jakby pod wpływem lęku poczuła przypływ nowych sił.- Słuchajcie - powiedziała z godnością - nic innego nie mogę wam powiedzieć.Zrozumcie, ja sama zostałam z Brońcią.Gdyby Jędrek był w domu, tobym go zatrzymała.Bo pomyślcie tylko.mój chłop nie żyje.My same w domu, roboty huk.Kto ma wedle pola chodzić, kto ma gnój rozkidywać.Panie; już mi życie zbrzydło.Sił już nie mam.- Nagle spojrzała na gestapowca.W jego oczach spostrzegła błysk zainteresowania.Pomyślała, że może go przekona i zaczęła umyślnie mówić po góralsku: - Jo tu ręce zdzirom, a mój Jędrek po Słowacji się włócy! Pockoj, Jędruś! Pockoj! - uniosła zaciśniętą pięść.- Kie wrócis doma, to dostanies po kufie.- Genug! - przerwał jej po niemiecku Tessler.Jednym szarpnięciem wyrwał z notesu bloczek i pośpiesznie coś zapisał.Naraz przeniósł wzrok na Bukową: - Słuchajcie, tym razem wam się udało.Ale będziecie codziennie meldować się o dziesiątej.Codziennie, rozumiecie? Bukowa z ulgą pokiwała głową.- No dyć.I wicie, panie, jaki to syn! Zamiast matce pomóc, to się po świecie włóczy.Jo bym go po kufie sprała - jęła pomstować po góralsku, lecz gestapowiec przerwał jej ostro.- Dość tego! Codziennie o dziesiątej - wrzasnął i zniecierpliwionym ruchem wskazał drzwi.- Raus!Kobieta ruszyła ku drzwiom.Miała wrażenie, że oprawca, który wciąż jeszcze tkwił przy drzwiach, zatrzyma ją.Szła wolno, nogi się pod nią uginały.Minęła wreszcie czarny mundur i odetchnęła z ulgą.13W tym samym czasie Bukowy, Wichniewicz i Lasak zbliżali się do stacji kolejowej w Leluchowie.Mieli za sobą niezwykle ciężkie przejście przez granicę.Od kilku godzin byli w drodze.Lasak czuł, że opuszczają go ostatnie siły.Z ogromnym wysiłkiem wyciągnął nogi z głębokiego śniegu, który wydawał mu się twardy jak beton.Przestał się już nawet pocić, tylko czuł, że całe jego ciało ogarnia ołowiana ociężałość.Przed oczami migotały mu tęczowe plamy, a sylwetki idących przed nim towarzyszy rozmazywały się na tle oślepiającego białego śniegu.I tracił czucie w skutych rękach.Jeszcze jeden krok.Jeszcze jeden nadludzki wysiłek.i miał ochotę upaść twarzą w śnieg, zanurzyć się w jego lodowatą masę i tak zostać, bez ruchu, bez nadziei.Zobaczył, że idący przodem Bukowy zatrzymał się na skraju opadającego ostro brzegu.Dowlókł się do niego i padł na klęczki.- Zostawcie mnie - powiedział słabnącym głosem.- Idźcie sami.Ja już nie mogę.Bukowy schylił się nad nim.- Już niedaleko, Jasiu - powiedział niemal czule.Spojrzał przed siebie.W dole pod stromym brzegiem płynęła rzeka.Była zamarznięta, tylko na bystrzynach poprzez skorupę lodu przebijała się czysta, niebieskawa woda.Za rzeką, jak biała tafla zakrzepłego jeziora ciągnęły się pola, a dalej tory i stacja kolejowa.Na torach stały dwa towarowe pociągi.Z tej wysokości wagony wyglądały jak pudełka zapałek.- Antek - zwrócił się do Wichniewicza Bukowy - musimy dojść do tego pociągu.Może uda się.- Co chcesz zrobić? - zapytał Wichniewicz pełnym powątpiewania głosem.- Może uda się dotrzeć do Muszyny albo dalej.Inaczej nie ujdziemy daleko - ruchem głowy pokazał Lasaka.- Można spróbować - powiedział Wichniewicz bez przekonania.Bukowy podźwignął Lasaka, lecz ten bezwładnie osunął się na śnieg.- Zostawcie mnie.- Już blisko, Jasiu.Już blisko - mówił Jędrek zdławionym głosem.Lasak uniósł się na klęczki.- Gdzie my jesteśmy?- Już w Polsce - powiedział Bukowy.Wparł się mocno w śnieg, rękę Lasaka zarzuciłna swoje ramię i dźwignął go.Z wielkim wysiłkiem doszli do brzegu.Zaczęli schodzić, lecz po kilku krokach Lasak pośliznął się, runął i porwał za sobą Bukowego.Stoczyli się aż do rzeczki.Bukowy długo wygrzebywał się z śnieżnego puchu.Klął chwilę, lecz w końcu uśmiechnął się i powiedział żartem do leżącego Lasaka:- Fajną mieliśmy jazdę.Lasak leżał bezwładnie.Z wysiłkiem otworzył zasypane śniegiem oczy.- Zostaw mnie, Jędrek - wyszeptał.Jędrek uśmiechnął się.- Coś ty, bracie, zwariował? Już niedaleko stacja, a ty takie rzeczy opowiadasz.- Nie mogę.Z góry nadszedł Wichniewicz.- Weźmiemy go we dwóch - powiedział do Bukowego.Podnieśli z ziemi Lasaka, ujęli go pod ramiona, ruszyli wolno.Lasak z trudem powłóczył nogami.Dyszał ciężko.Zdawało się, że nigdy nie dobrną do torów, a ten szmat białej przestrzeni jest bezbrzeżną pustynią.Dotarli jednak.Zatrzymali się za zaroślami, przy ścieżce biegnącej wzdłuż nasypu.W odległości może pięćdziesięciu metrów widać było ostatnie wagony pociągu i kłęby siwej pary unoszącej się nad lokomotywą.Dolatywało jej głośne syczenie.Bukowy trącił Wichniewicza łokciem.- Pójdę rozejrzeć się.Zaraz wracam.Zmęczony Wichniewicz skinął mu tylko głową.Bukowy ruszył ostrożnie wzdłuż torów.Zarośla kończyły się, dalej była już odsłonięta ścieżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl