do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad brzegiem jeziora urósł już spory stos suszyzny.Będą piekli ziemniaki i smażyli kiełbasę na patyku, a potem zaśpiewają razem w zwartym kręgu, urzeczeni niepowtarzalnym nastrojem obozowego ogniska.Zulejka z daleka ujrzała ojca pochylonego nad kuchenką gazową.Mieszał warząchwią węgierski paprykarz.Od kuchenki ciągnęła smuga wspaniałego zapachu.Zatrzymała się przed ojcem.- Papo, czy nie było tu Bartka?- Nie - odparł, ogarniając córkę krytycznym spojrzeniem.- A ty co robiłaś tak długo?- To nieważne, papo.Szukam Bartka, bo nie ma go już od obiadu.- Rozumiem, ale dlaczego jesteś taka zdenerwowana?- Bo jestem.- I czemu tak niegrzecznie odpowiadasz?- Przepraszam, ale to naprawdę poważna sprawa.- Byłaś w „Goplanie”?- Och, ile razy.Jego fater też się niepokoi.- Przecież Bartek to spokojny i zrównoważony chłopak.Nie sądzę, żeby mu coś groziło.Pewno zabawił u któregoś z kolegów.Ty też często spóźniasz się na posiłki.I zapomniałaś, że dzisiaj miałaś przygotować kolację.- Jutro będę dyżurować za ciebie - rzuciła spiesznie i obróciwszy się na pięcie, pognała w stronę osady.- Zaczekaj! - zawołał za nią, lecz już go nie usłyszała.Zbliżając się do osiedla, już chyba dziesiąty raz powtarzała w myśli miejsca, gdzie mógł przebywać Bartek.Najbliżej kempingu znajdował się hotel „Jantar”, więc skierowała się w jego stronę.Było już po kolacji.Goście przenieśli się na taras.W dyskretnym świetle lampionów wyglądali, jakby siedzieli w zatopionej grocie.Zulejka zatrzymała się na schodach.Bystrym spojrzeniem zlustrowała gości hotelowych.Wnet przy jednym ze stolików pod rozłożystą lipą spostrzegła bladą twarz Żałosnej Mortadeli.Naprzeciw niej siedział znudzony Tolo, a obok promieniała pełna zadowolenia wąsata twarz Araba.Nie namyślając się wiele, klucząc między stolikami, doszła do tego znakomitego towarzystwa.Na jej widok Mortadela uniosła zdumione oczy.- Przepraszam - zagadnęła Zulejka - czy państwo nie widzieli mojego kolegi?- Którego kolegi? - Głos Mortadeli zabrzmiał chropowato i obco.- Tego, który dzisiaj rano był na plaży z Małgosią.- Ach.tego.Niestety, nie widziałam.- A pan? - skierowała się do Tola.Wzruszył ramionami.- Nawet nie wiem, o kogo ci chodzi.- To bardzo przepraszam.Chciała odejść, lecz kobieta zatrzymała ją ruchom ręki.- Zaczekaj - wlepiła w nią wielkie, orzechowe oczy.- Domyślam się, że bawicie się w prywatnych detektywów.- To się pani grubo myli, bo nie w prywatnych.- To nieważne, w jakich.W każdym razie chciałabym wam pomóc.Zdaje mi się, że najbardziej interesuje was brylant, który był schowany w tej porcelanowej figurce.Zulejka przechyliła w bok głowę i uśmiechnęła się wyzywająco.- Nie tylko, nie tylko.Są jeszcze ważniejsze sprawy- Wybacz, o innych nie wiem.Natomiast, jeżeli chodzi o brylant, to możecie poniechać dalszych wysiłków, bo pani Żednicka.- Powiedziała, że jest fałszywy - dokończyła za nią Zulejka.Pani Irma zawiesiła na chwilę głos.- Myślałam, że nie wiesz.Dziewczyna przymrużyła oko.- Wiemy także o innych, nieco ważniejszych sprawach.- Brawo! - wtrącił Tolo.- Ale już dość mam tej zabawy.I zmykaj stąd, bo mnie denerwujesz.Zulejka dygnęła i poczęstowała go bazyliszkowatym uśmiechom.- Nie dziwię się, bo boicie się, żebyśmy was nie nakryli.PRZEDSTAWIĘ CIĘ DO AWANSU, SIERŻANCIEBartek wciąż jeszcze tkwił w podziemnym korytarzu.Dziesiątki razy próbował pokonać stromy szyb, lecz zawsze zjeżdżał po wyślizganej własnymi portkami pochylni.Opadał już z sił i z wolna tracił nadzieję.Do skołatanej głowy napływały coraz to czarniejsze myśli - raz sądził, że będzie musiał przenocować w korytarzu, to znowu zdawało mu się, iż stanie się cud i wreszcie zdoła sforsować tę przeklętą stromiznę.Coraz boleśniej odczuwał ziąb, wilgoć i osamotnienie.Znalazł zatem najsuchsze miejsce, usiadł, skulił się i zapadł w odrętwienie.Nagle, jakby w śnie, usłyszał daleki plusk wody.Pomyślał, że może coś upadło - odprysk betonu lub placek mchu, który gęsto porastał ściany i stropy korytarza.Plusk jednak nie ustawał.Było go słychać coraz bliżej i głośniej.A potem nikły blask przesunął się po mrocznej ścianie.Ktoś z latarką - pomyślał radośnie zdziwiony.Czekał jeszcze chwilę w rosnącym napięciu, lecz wnet poderwał się i krzycząc: „Ratunku! Ratunku!” - ruszył biegiem w głąb korytarza.Nie ubiegł zbyt daleko, gdy z głębi korytarza usłyszał wołanie:- Jest tam kto?- Jest! Jest! - odkrzyknął.Po chwili daleko, jakby na końcu tunelu, ujrzał kołyszące się światełko, usłyszał plusk wody i rytmiczny oddech wiosłującego.- Jestem tu! Tutaj! - krzyczał pełnym gardłem.Obawiał się, że światełko zniknie, a wiosłujący zawróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl