do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wsiadłem do poduszkowatego skutera ustawionego przy światłach.Droga nie trwała dłużej niż piętnaście minut.Bez pomocy potrzebowałbym tygodnia.Pokład Pasażerski jest odbijającym dźwięki pomieszczeniem, wypełnionym setkami, czasem nawet tysiącami zamkniętych pomieszczeń ustawionych w szeregach, w każdym po trzy.Tu właśnie śpi nasze żywe cargo do chwili, kiedy przybędziemy, by je zdekantować.Rozmieszczone wszędzie urządzenia szumią i mruczą, pieszcząc trwające w stanie przejściowym ciała.W dalszej części mrocznego pomieszczenia znajdują się pasażerowie innego rodzaju — pajęcza sieć przewodów sensorycznych, zawierających tysiące bezcielesnych matryc.Są to tysiące kolonistów, którzy pozostawili swoje ciała, wybierając się w przestrzeń.Jest to ciemne i zakazane miejsce, słabo rozświetlone cicho wirującymi kometami, które krążą wysoko, emitując czerwone i zielone iskry.Kłopoty wystąpiły w obszarze stanu przejściowego.Było już tam pięciu najstarszych członków załogi: Katkat, Dismas, Rio de Rio, Gavotte, Roacher.Widząc ich zgromadzonych razem, zrozumiałem, że sprawa jest poważna.W przepastnych głębiach statku poruszamy się po odległych od siebie orbitach; spotkanie się trzech członków załogi w tym samym miesiącu wirtualnym jest czymś niezwykłym.Teraz było ich pięciu.Wyczuwałem łączącą ich przygniatającą więź.Każdy z nich żeglował po morzach Kosmosu więcej lat, niż ja sobie liczyłem.Przebyli razem co najmniej tuzin podróży, tworząc zgrany zespół.Byłem wśród nich obcy, nie znany, nie wypróbowany, nie zauważany, mało znaczący.Roacher już zdołał był zaczepić mnie za moją łagodność, przez którą — jak sądziłem — rozumiał niezdolność do stanowczego działania.Wydawało mi się, że się myli.Ale, być może, znał mnie lepiej, niż ja sam siebie.Odstąpili na bok, tworząc między sobą przejście.Gavotte, ciężki mężczyzna o potężnych ramionach i zaskakująco delikatnym i starannym sposobie bycia, wskazał otwartymi dłońmi: Tu, kapitanie, widzi pan, widzi pan?Ujrzałem kłęby zielonkawego dymu, wydobywające się z pomieszczenia dla pasażerów oraz półotwarte szklane drzwi, pęknięte na całej długości i oszronione z powodu różnic temperatur.Słyszałem jednostajne i posępne kapanie.Błękitna ciecz ściekała grubymi kroplami z rozerwanego przewodu.Wewnątrz pomieszczenia widniała blada, naga postać mężczyzny z szeroko otwartymi oczami i ustami rozwartymi w bezgłośnym krzyku.Jego lewa ręka była uniesiona, pięść zaciśnięta.Wyglądał jak posąg boleści i udręczenia.Opodal stał sprzęt do demontażu.Kiedy tylko wydam polecenie, nieszczęsny pasażer zostanie rozmontowany, a wszystkie jego użyteczne organy — zmagazynowane.— Czy on jest nie do odzyskania? — spytałem.— Niech pan spojrzy — odpowiedział Katkat, wskazując pisaki urządzeń kontrolnych.— Wszystkie wykresy skierowane były w dół.— Mamy już dziewiętnaście procent degradacji i posuwa się dalej.Czy mamy przystąpić do rozmontowywania?— Zaczynajcie— odpowiedziałem.— Wydaję zezwolenie.Lasery błysnęły i rozpoczęły pracę.Ukazały się poszczególne organy, lśniące i wilgotne.Spiralne metalowe ramiona urządzeń demontażowych podnosiły się i opadały, przenosząc organy nie nadające się do naprawy i wrzucając ja do pojemnika.Podobnie jak maszyny pracowali ludzie koło nich zgromadzeni, usiłując zamknąć uszkodzone pomieszczenie, podwiązując pozrywane przewody kroplówek i urządzeń chłodniczych.Zapytałem Dismasa, co się stało.Był on konserwatorem tego sektora, odpowiedzialnym za utrzymanie we właściwej formie pasażerów w stanie przejściowym.Miał szczerą i dobroduszną twarz, ale sympatycznemu zarysowi ust i policzków zdumiewająco przeczył wyraz bladych i pochmurnych oczu.Powiedział, że pracował w niższych częściach pokładu, wykonując rutynowe czynności przy pasażerach zdążających do Strappado, kiedy odczuł nagle, że coś jest nie w porządku, szybkie ukłucie, znaczące, że coś jest nie tak.— Ja też odniosłem takie wrażenie — powiedziałem.— Kiedy to się stało?— Może pół godziny temu.Nie zrobiłem z tego żadnej notatki.Myślałem, że to coś w moim brzuchu.Mówi pan, że też pan to czuł?Skinąłem głową.— Tylko ukłucie.Jest w zapisie.Słyszałem odległą muzykę Henry’ego Henry’ego 49.Być może informator usiłował przeprosić mnie za uprzednie powątpiewanie.— Co było dalej? — spytałem.— Wróciłem do pracy.Po pięciu, może dziesięciu minutach poczułem następny, silniejszy wstrząs.— Dotknął głowy na skroni, pokazując miejsce.— Poszły czujniki, pękło szkło.Przybiegłem i zobaczyłem tego pasażera do Cul–de–Sac w konwulsjach.Wyrywającego się z umocowań, miotającego się.Uwolnił się ze wszystkiego, trzasnął w szybę, stłukł ją.Bardzo szybka śmierć.— Wtargnięcie matrycy — orzekł Roacher.Skóra na mojej głowie napięła się.— Opowiedz mi o tym — zwróciłem się do niego.Wzruszył ramionami.— Co pewien czas ktoś w obwodach magazynu czuje się przez chwilę niczym nie skrępowany, znajduje drogę na zewnątrz i rozpoczyna włóczęgę po statku, szukając ciała, do którego mógłby się.podłączyć.One tak zawsze robią, te matryce.Podłączyć się do mnie, do Katkata, nawet do pana, kapitanie.Ktokolwiek jest pod ręką, byle tylko znowu poczuć na sobie cielesną powłokę.Podłączenie do tego tu faceta — i klops.Błądzące palce, tak.Bezgłośny głos.Pomóż mi.— Nigdy nie słyszałem o kimś, kto by się podłączył do pasażera w stanie przejściowym — rzekł powątpiewająco Dismas.— A czemu by nie? — rzucił Roacher.— Cóż z tego za pożytek? Tak czy owak, jesteś związany z magazynem.Zamrożenie nie jest o wiele lepsze od pozostawania matrycą.— Pięć do dwóch, że było to wtargnięcie matrycy — zaproponował Roacher, wściekle patrząc na Dismasa.— Stoi — zgodził się Dismas.Gavotte roześmiał się i też przystąpił do zakładu.Również pokręcany mały Katkat wziął udział w grze, stojąc po przeciwnej stronie.Rio de Rio, który nie przemówił do nikogo ani słowa podczas ostatnich sześciu podróży, parsknął i wykonał obsceniczny gest w kierunku obu stron.Czułem się jak bezczynny obserwator.Aby odzyskać przynajmniej pozór dowodzenia, powiedziałem:— Jeśli nastąpiło zaginięcie matrycy, będzie odnotowane podczas inwentaryzacji cargo.Dismas sprawdzi to u informatora służbowego i zda mi raport.Katkat i Gavotte, sprzątnijcie ten cały bałagan i zapieczętujcie wszystko w pomieszczeniu.Później chcę mieć raport w logu, kopia dla mnie.Będę w mojej kabinie.Następne instrukcje później.Zaginiona matryca, jeżeli to właśnie z tym mamy tu do czynienia, będzie zidentyfikowana, zlokalizowana i odzyskana.Roacher wyszczerzył do mnie zęby.Wydawało się, że ma zamiar złożyć serię ukłonów.Odwróciłem się, wsiadłem do skutera i ruszyłem śladami żółtych, niebieskich i zielonych świateł, przez labirynt pokładów w kierunku Oka.Kiedy tylko wszedłem do kabiny, coś dotknęło mojego mózgu i niesłyszalny głos powiedział:— Pomóż mi, proszę.6.Starannie zamknąłem za sobą drzwi i przykręciłem zasuwkę, ładując ekrany odosobnienia.Kabina kapitańska na statku Megaspore jest światem samym w sobie, pogodnym, prywatnym i pojemnym.Spiralnie skręcone galaktyki obracały się i iskrzyły na ścianach.Miałem tu potok, jezioro, za nim — srebrzysty wodospad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl