do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A wtedy adios.Nie, Piotr nie płonie świętym oburzeniem.Zamiast tego kiwa głową, leciutkim, ledwo dostrzegalnym ruchem.Boże drogi, łaskawyś nad podziw tym razem! Czyżby Piotrek był jednak jednorożcoodporny?Podnosimy się z ziemi, oboje.Idziemy w kierunku dziewczyny, uśmiechnięci, z jak najbardziej pokornymi minami.Ona spina się natychmiast, w jej oczach czai się tygrys szykujący się do skoku.Po plecach przebiega mi zimny dreszcz.Możemy jej nie dać rady, nawet oboje.– My tylko z pytaniem – mówi Piotr, uśmiechając się pojednawczo.– A może nam pani pożyczyć ten klucz?Dziewczyna zastyga na moment, myśląc pospiesznie.Chyba nie spodziewała się takiego obrotu spraw.– Nie – mówi w końcu.– A dlaczego nie? – pyta Piotr wciąż uprzejmie uśmiechnięty.– Poszlibyśmy do domu, skoro nie ma już jednorożców.Ludzie przytakują zgodnym chórem.No jasne, po co tu siedzieć, skoro główna atrakcja wieczoru zabrała się i wyniosła, nie do końca zgodnie z programem.Dziewczę znowu namyśla się z mozołem.– Bo mi nie wolno – odpowiada tonem zamykającym dyskusję.– A kto nie pozwala? – odparowuje Piotrek niezrażony.– Możemy z nim porozmawiać?– Nie możecie – warczy dziewica.– Siadajcie na miejsca z powrotem.– Wodzi po zebranych wściekłym wzrokiem.– I zamknijcie się wreszcie.Wszyscy.Ludzie potakują, pokornie zwieszając głowy.Nie wolno, znaczy nie wolno.Pewnie jest w tym jakiś sens.Zakładamy przecież dobrą wolę wszystkich zainteresowanych stron.A we mnie wrze.Czuję, jak wszystkie emocje ostatnich miesięcy zbierają się we mnie w jedną porażającą erupcję.Za chwilę wybuchnie bomba, po której nie będzie czego zbierać nawet.Do tej pory stałam cicho, uwieszona u boku Piotra prowadzącego negocjacje.Dziewica nie poświęciła mi nawet spojrzenia, tak bardzo w jej mniemaniu byłam nikim.Jestem więc tuż koło niej.Tuż obok, na wyciągniecie ręki.Wyrzucam prawą rękę w przód jednym szybkim ruchem.Opieram dłoń o jej prawe ramię, zaciskam na nim palce i pcham, obracając ją wokół jej własnej osi.Nie spodziewała się niczego, głupia, leci więc jak marionetka.A ja już jestem za jej plecami.Nakładam lewą dłoń na swoją prawą, splatam je.Zaciskam jej szyję pomiędzy prawym przedramieniem a barkiem, niczym w nieubłaganym imadle.Dziewczyna charczy rozpaczliwie, kiedy dociskam prawą rękę, miażdżąc jej tchawicę.Nienawiść pulsuje we mnie, barwiąc świat czerwienią.Pochylam się gwałtownie w dół.Rozlega się charakterystyczny trzask łamanego kręgosłupa.Dziewica przestaje charczeć, natychmiast.Puszczam ją, bezwładne ciało wali się na ziemię.Prostuję się, dysząc ciężko.– Weź klucz – polecam zdecydowanie, patrząc na Piotrka.– Idziemy.Pochyla się posłusznie, wyjmując naszą wolność spomiędzy martwych palców dziewczyny.Ludzie wciąż siedzą na ziemi, gapiąc się na nas w osłupieniu.Nikt z nich się nie rusza.Piotrek otwiera drzwi, biegniemy pospiesznie.Krótki korytarz prowadzi do żelaznej bramy otwartej na oścież.Wybiegamy na dwór.Trwa tam regularna wojna.Serie wystrzałów, odgłosy wybuchów i trzask płomieni odbijają się ogłuszającym echem.Pośród tego krzyki ludzi i przeraźliwy kwik zwierząt.Słup ognia wzbija się do góry, czarnym dymem wspomagając ciemność nocy.Płoną stajnie.Trzy jednorożce leżą martwe tuż za drzwiami, dziewice obok nich.Charakterystyczne czerwone plamy znaczą miejsca, gdzie dosięgła ich seria z kałasznikowa.Szef miał rację.Załatwili wszystko sami, nie musiałam się o nic martwić.Tylko dostać się, gdzie trzeba, tylko tyle.Czuję, jak szał wściekłości opada, pozostawiając po sobie dziwną, głuchą pustkę.Przedstawienie skończone, można wstać i wyjść.Nasi też już się chyba zbierają, widzę ciemne sylwetki przemykające po dachach.Robota skończona, nie ma na co dłużej czekać.Trzeba wiać.– Uciekajmy stąd! – Piotrek próbuje przekrzyczeć huk płomieni.– Już!Patrzę w tył, w ciemność bramy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl