do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bolało, a kiedy bolało, był to prawdziwy ból.- O mój Boże! - Zabezpieczenia odskoczyły i dziewczyna pochyliła się nad nim.- Hej, słuchaj, obudź się, dobrze!Pomachała błękitnym ręcznikiem.- Złap go, to cię podniosę.Spojrzał na nią przez zasłonę łez.Studentka.Dobrze odżywiona.Luźna bluza, zęby tak równe i tak białe, że na ich podstawie można by chyba było dostać w banku kredyt.Jedną kostkę, pokrytą, jak dostrzegł, delikatnym, dziecięcym puszkiem, okalał cienki złoty łańcuszek.Nieporządna, japońska fryzura.Pieniądze.- Tę zabawkę miałem zmienić na obiad - powiedział smutno.Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz jednocześnie odsunęła od niego płochliwie.- Chciałabym to jakoś naprawić - powiedziała.- Jesteś głodny? To była tylko projekcja.Już w porządku?Poszedł za nią ostrożnie, jak zwierzę wchodzące w pułapkę.- O cholera - powiedział Deke.- To prawdziwy ser.Siedział na miękkiej kanapie, wciśnięty między półtorametrowego pluszowego niedźwiadka i górę dyskietek.Podłoga aż do kostek usłana była książkami, ubraniami i papierami.Ale żarcie, które wyczarowała dziewczyna.ser gouda, wołowina z puszki, placki z uczciwej, szklarniowej pszenicy.- było jak w „Baśni z tysiąca i jednej nocy”.- I co? - zapytała.- Wiemy, jak właściwie traktować prolków, co?Nazywała się Nancy Bettendorf.Miała siedemnaście lat.Obydwoje jej rodzice pracowali - chciwe skurwysyny - a ona kończyła studia techniczne w college’u Wilhelma i Marii.Same piątki, z wyjątkiem angielskiego.- Chyba masz prawdziwego fioła na punkcie szczurów, co? Jakaś fobia?Deke zerknął spod oka na jej łóżko.Tak naprawdę to wcale nie było go widać - po prostu wybrzuszenie podłogowej wykładziny.- Nie w tym rzecz.Po prostu przypomniało mi się coś i tyle.- A co? - Przykucnęła obok niego; luźna bluza podjechała wysoko na jej gładkim udzie.- No.a czy to kiedyś widziałaś.- jego głos podniósł się niemal do pisku, zaczął mówić szybciej -.widziałaś pomnik Waszyngtona? W nocy? Ma te dwa czerwone światełka na szczycie, dla samolotów chyba.i ja.i ja.- Deke dostał dreszczy.- Boisz się pomnika Waszyngtona? - Nancy ryknęła śmiechem, przewracając się na plecy.Machała w powietrzu długimi, opalonymi nogami.Nosiła karmazynowe majtki do bikini.- Wolałbym raczej umrzeć niż oglądać go raz jeszcze - odpowiedział Deke spokojnie.Nancy nagle przestała się śmiać.Usiadła i uważnie spojrzała mu w twarz.Białe, równe zęby wbiła w dolną wargę, jakby zaczęła pojmować coś, o czym nawet nie chciała myśleć.W końcu zaryzykowała:- Blokada?- Tak - odpowiedział Deke gorzko.- Powiedzieli mi, że już nigdy nie wrócę do stolicy.I śmiali się, skurwysyny.- Za co ci to zrobili?- Jestem złodziejem.Nie miał zamiaru mówić jej, że zakwalifikowano go jako notorycznego złodzieja sklepowego.- Mnóstwo hakerów spędziło całe życie, programując maszyny.I wiesz co? Mózg człowieka w żadnym cholernym szczególe nie przypomina maszyny.W żadnym! One po prostu inaczej programują!Deke znał to rozpaczliwe, desperackie gadanie; długie, okrągłe zdania rozciągane w nieskończoność, wygłaszane do przypadkowego słuchacza.Znał je z setek zimnych i pustych nocy spędzonych wśród nieznajomych.Nancy po prostu pogubiła się w nich, a Deke, ziewając i przytakując, zastanawiał się, czy zdoła zachować przytomność do chwili, gdy w końcu walną się na to jej łóżko.- Tę projekcję, którą tak cię przestraszyłam, zrobiłam sama - mówiła dziewczyna, podciągając kolana pod brodę.- Z myślą o bandziorach, wiesz? Po prostu zupełnie przypadkiem miałam ją na sobie i postraszyłam cię, bo pomyślałam, że to takie śmieszne: ty, próbujący sprzedać mi ten mały, gówniany, indojawajski programator.- Pochyliła się i znów wyciągnęła rękę.- Popatrz.Deke skulił się.- Nie, nie.Przysięgam, to co innego.Otworzyła dłoń.Tańczył na niej pojedynczy błękitny płomyk, doskonały i wiecznie zmienny.- Spójrz na to - powiedziała z zachwytem.- Po prostu popatrz.Sama to zaprogramowałam.To też nie żadne oszukańcze, siedmioobrazkowe gówienko.To ciągła, dwugodzinna pętla, siedem tysięcy dwieście sekund, nic się nie powtarza; każda chwila jest tak odmienna jak jakieś cholerne płatki śniegu!Wnętrze płomienia było czyste jak kryształ lodowy, ścianki i krawędzie szlifu błyszczały, zmieniały się i znikały, pozostawiając w oczach niemal podświadomie rozpoznawalne obrazy, tak jasne i czyste, że prawie raniły oczy.Deke drgnął.Widział przede wszystkim ludzi, śliczne, małe, gołe, pieprzące się ludziki.- Jak ty to, do diabła, zrobiłaś?Nancy wstała, depcząc bosymi stopami ilustrowane magazyny, i dramatycznym gestem zgarnęła z półki zrobionej z surowej sklejki góry luźnych wydruków.Zobaczył równy rząd małych konsolet, wyglądających dziwnie i bardzo drogo.Robota na zamówienie.- Tu dopiero masz prawdziwy sprzęt.Wzmacniacz obrazów.Moduł szybkiego wymazywania.Analizator funkcji mózgu z modelem jeden do jednego.Wymawiała te nazwy jak wierny litanię.- Kwantowy stabilizator drgań.Kompilator programów.Asembler obrazów.- I potrzebujesz tego wszystkiego, by zrobić jeden mały płomyk?- A jak! To przecież rodzaj sztuki.Profesjonalny sprzęt projekcyjny.Miną lata, nim coś takiego zobaczysz!- Hej - zainteresował się Deke.- A wiesz coś o SPADACH I FOKKERACH? Dziewczyna roześmiała się.Czując, że nadszedł już właściwy moment, Deke złapał ją za rękę.- Nie dotykaj mnie, skurwysynu! Nigdy więcej mnie nie dotykaj! - Nancy wrzeszczała, a odskakując od niego, uderzyła głową w ścianę.Zbladła i trzęsła się ze zgrozy.- Dobrze.- Deke wyciągnął ręce.- No dobra! Nie dotykam cię, stoję daleko.W porządku?Nancy zasłoniła się przed nim.Jej rozszerzone strachem oczy były okrągłe, nie mrugała, w kącikach pojawiły się łzy i spłynęły po zbielałych policzkach.W końcu dziewczyna potrząsnęła głową.- Hej, Deke, przepraszam.Powinnam ci wcześniej o tym powiedzieć.- Powiedzieć o czym?Deke poczuł, jak cierpnie mu skóra.Już wiedział.To, jak trzymała głowę na zesztywniałej szyi.Słaby, spazmatyczny ruch otwierających się i zamykających dłoni.- Ty też masz blokadę.- Tak.Nancy zamknęła oczy.- To blokada cnoty.Zapłacili za nią ci moi zasrani rodzice.Nie mogę znieść, jak ktoś mnie dotyka, nawet jak stoi zbyt blisko.Otworzyła oczy.Była w nich ślepa nienawiść.- A ja przecież nie zrobiłam nic, zupełnie nic, kurwa ich mać! Ale oni mają pracę i tak się napalają na tę moją przyszłą karierę, że nie mogę nawet prosto szczać.Boją się, wiesz, że zaniedbam studia, plącząc się w seks, i to wszystko.W dniu, w którym zdejmą mi blokadę mózgu, będę się pieprzyć z najnędzniejszym, najtłustszym, najbardziej włochatym.Znów złapała się za głowę.Deke poderwał się i przeszukał apteczkę.Znalazł słoik z witaminą B complex, na wszelki wypadek schował kilka pastylek do kieszeni, a Nancy zaniósł dwie i szklankę wody.- Masz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl