do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatruwa³a jab³ka itakie ró¿ne.- Nie wydziwiajcie, zachichota³am, tylko trochê.trochê szorstko - parsknê³aBabcia.Czu³a, ¿e niepotrzebnie stara siê bro­niæ.- Zreszt¹ nie ma nic z³ego wrechotaniu.Byle z umiarem.***- Myœlê - rzek³ Tomjon - ¿e siê zgubiliœmy.Hwel spojrza³ na gor¹ce, liliowewrzosowisko, ci¹gn¹ce siê a¿ do strzelistych Ramtopów.Nawet w œrodku latapro­porce œniegu powiewa³y z najwy¿szych szczytów.By³ to pejza¿ opi­sanegopiêkna.Pszczo³y pracowa³y pilnie - a przynajmniej stara³y siê wygl¹daæ i brzêczeæ,jakby pracowa³y - w tymianku przy drodze.Cienie chmur przesuwa³y siê pogórskich ³¹kach.Panowa³ ten rodzaj g³ê­bokiej, g³uchej ciszy, jaki cechujeœrodowiska nie tylko pozbawio­ne ludzi, ale te¿ wcale ich nie potrzebuj¹ce.Drogowskazów te¿ nie.- Zgubiliœmy siê dziesiêæ mil temu - odpar³ Hwel.- Musi byæ jakieœ inne s³owona okreœlenie naszej obecnej sytuacji.- Mówi³eœ, ¿e góry s¹ zryte krasnoludzkimi sztolniami.I ¿e krasnolud w górachzawsze wie, gdzie siê znalaz³.- Mówi³em: pod ziemi¹.Chodzi o warstwy i formacje skalne.Nie na powierzchni.Pejza¿ zas³ania.- Moglibyœmy wykopaæ dziurê - zaproponowa³ Tomjon.Ale dzieñ by³ ³adny, droga wi³a siê miêdzy kêpami chwastów i sosen, stra¿niczeklasu; pozwolili wiêc mu³om pod¹¿aæ w³asnym tempem.Hwel by³ przekonany, ¿edroga musi przecie¿ dok¹dœ prowadziæ.Ta geograficzna fikcja wielu wêdrowców doprowadzi³a do zgu­by.Drogi wcale niemusz¹ dok¹dœ prowadziæ.Musz¹ tylko gdzieœ siê zaczynaæ.- Naprawdê siê zgubiliœmy, prawda? - zapyta³ po chwili Tomjon.- Na pewno nie.- Wiêc gdzie jesteœmy?- W górach.S¹ ca³kiem wyraŸne w ka¿dym atlasie.- Powinniœmy siê zatrzymaæ i kogoœ spytaæ.Tomjon rozejrza³ siê po okolicy.Gdzieœ zawy³a samotna siew­ka, a mo¿e to by³borsuk - Hwel nie bardzo siê orientowa³ w spra­wach natury, przynajmniej wtych, które dzia³y siê powy¿ej war­stwy piaskowca.W promieniu wielu mil nieby³o ¿adnej ludzkiej istoty.- O kogo ci chodzi? - zapyta³ sarkastycznie.- O tê staruszkê w zabawnym kapeluszu.- Tomjon wskaza³ palcem.- Obserwujê j¹.Ile razy na ni¹ spojrzê, chowa siê za krza­kami.Hwel odwróci³ siê i popatrzy³ na ko³ysz¹cy siê krzak je¿yny.- Hej tam, dobra matko! - zawo³a³.Krzak wypuœci³ oburzon¹ g³owê.- Czyja matko? - zapyta³a.Hwel zawaha³ siê.- To tylko takie powiedzenie, pani.panno.- Pani - burknê³a Babcia Weatherwax.-Jestem biedn¹ sta­ruszk¹ zbieraj¹c¹chrust - doda³a wyzywaj¹co.Odchrz¹knê³a.- Laboga - podjê³a.- Nastraszyliœcie mnie, m³ody paniczu.Moje biedne stareserce.Z wozów odpowiedzia³a jej cisza.Wreszcie Tomjon zapyta³:- S³ucham?- Co? - Babcia nie zrozumia³a.- Twoje biedne stare serce co?- Co z moim biednym starym sercem? - zdziwi³a siê Babcia, która nie by³aprzyzwyczajona do udawania staruszki i mia³a doœæ ograniczony repertuar.Tradycja jednak nakazywa³a, by pod¹¿aj¹­cy za przeznaczeniem m³odzi nastêpcytronu otrzymywali pomoc od tajemniczych staruszek zbieraj¹cych chrust.A Babcianie lek­cewa¿y³a tradycji.- Po prostu pani o nim wspomnia³a - wyjaœni³ Hwel.- Mo¿e.Ale to niewa¿ne.Laboga.Szukacie Lancre, jak s¹dzê - rzek³a kwaœnoBabcia, chc¹c jak najszybciej przejœæ do rzeczy.- Owszem - przyzna³ Tomjon.- Ca³y dzieñ.- Zajechaliœcie za daleko.Cofnijcie siê o jakieœ dwie mile i skrêæcie w prawo,obok kêpy sosen.Wimsloe poci¹gn¹³ Tomjona za rêkaw.- Kiedy s-spotykasz ta-ta-tajemnicz¹ staruszkê na drodze -szepn¹³ - musisz jejza-za-zaproponowaæ p-poczêstunek.Albo po-pomóc p-przejœæ rzekê.- Muszê?- Inaczej b-bêdziesz mia³ p-p-pecha.Tomjon uœmiechn¹³ siê uprzejmie do Babci.- Czy zjesz z nami posi³ek, ma.stara ko.droga pani? Babcia zastanowi³asiê.- A co macie?- Solon¹ wieprzowinê.Pokrêci³a g³ow¹.- Dziêkujê bardzo - rzuci³a ³askawie - ale mam od niej wzdêcia.Odwróci³a siê na piêcie i ruszy³a przez krzaki.- Gdybyœ chcia³a, moglibyœmy ci pomóc przejœæ przez rzekê! - krzykn¹³ za ni¹Tomjon.- Jak¹ rzekê? - zdziwi³ siê Hwel.-Jesteœmy na wrzosowisku.Przez ca³e mile niemo¿e tu byæ ¿adnej rzeki.- Le-le-lepiej je mieæ p-p-po swojej stronie - wyjaœni³ Wim-sloe.- W-wtedypo-po-pomagaj¹.- Mo¿e trzeba by³o j¹ poprosiæ, ¿eby zaczeka³a, a my poszuka­my jakiejœ rzeki -zaproponowa³ ironicznie krasnolud.ZnaleŸli zakrêt.Dotarli do lasu poprzecinanego tyloma trakta­mi, ¿eprzypomina³ torowisko.By³ to las, w którym podró¿ny ma wra¿enie, ¿e drzewaodwracaj¹ siê i obserwuj¹, jak przeje¿d¿a, a nie­bo wydaje siê bardzo wysokie idalekie od ziemi.Mimo upa³u wil­gotny, nieprzenikniony pó³mrok panowa³ wœródpni drzew, t³ocz¹­cych siê przy drodze tak gêsto, jakby chcia³y ca³kiem j¹zadeptaæ.Wkrótce zgubili siê znowu i uznali, ¿e zgubienie gdzieœ, gdzie nawet nie widaæ,co to za miejsce, jest jeszcze gorsze ni¿ zgubienie na otwartym terenie.- Mog³a udzieliæ dok³adniejszych instrukcji - stwierdzi³ Hwel.- Na przyk³ad: spytajcie nastêpnej wiedŸmy - odpar³ Tomjon.- Popatrz tam.Stan¹³ na koŸle.- Hej tam, stara.dobra.Magrat odrzuci³a chustê.- Zwyk³a, biedna zbieraczka chrustu - burknê³a.Na dowód podnios³a do góryga³¹zkê.Kilka godzin oczekiwania w towarzy­stwie jedynie drzew nie poprawi³ojej humoru.Wimsloe szturchn¹³ Tomjona, który rozci¹gn¹³ wargi w uœmie­chu.- Zechcia³abyœ zjeœæ z nami obiad, sta.dobra ko.panien­ko? - zapyta³.-Niestety, mamy tylko solon¹ wieprzowinê.- Miêso fatalnie wp³ywa na system trawienny - oznajmi³a Ma­grat.- Gdybyœciemogli obejrzeæ wnêtrze swoich jelit, bylibyœcie przera¿eni.- Ja na pewno - mrukn¹³ Hwel.- Czy wiecie, ¿e doros³y mê¿czyzna przez ca³y czas nosi w uk³a­dzie pokarmowymdo piêciu funtów nie strawionego miêsa? - spy­ta³a Magrat, której wyk³ady o¿ywieniu ca³e rodziny zmusza³y do ukrywania siê w piwnicach, póki nie odesz³a.- Podczas gdy nasio­na sosnowych szyszek i pestki s³onecznika.- Nie ma tu przypadkiem jakiejœ rzeki, przez któr¹ mogliby­œmy ci pomóc siêprzedostaæ? - przerwa³ rozpaczliwie Tomjon.- Nie ¿artuj.Jestem ubog¹ zbieraczk¹ chrustu, laboga.Tu i tam podniosê jak¹œga³¹zkê albo skierujê zagubionych wêdrow­ców na drogê do Lancre.- Aha - szepn¹³ Hwel.- W³aœnie myœla³em, ¿e do tego doj­dziemy.- Na rozstajach skrêcicie w lewo, a potem w prawo przy wiel­kim pêkniêtymg³azie.Nie mo¿ecie go przeoczyæ.- Œwietnie.Nie bêdziemy ciê zatrzymywaæ.Na pewno masz du¿o chrustu dozebrania i w ogóle.Gwizdn¹³ i popêdzi³ mu³y, które pocz³apa³y wolno.Godzinê póŸniej wjechali w teren usiany g³azami wielkoœci domu.Hwel od³o¿y³lejce i za³o¿y³ rêce na piersi.Tomjon popa­trzy³ na niego zdziwiony.- Co ty w³aœciwie robisz? - zapyta³.- Czekam - odpar³ ponuro krasnolud.- Wkrótce bêdzie ciemno.- To d³ugo nie potrwa.Niania Ogg podda³a siê w koñcu i wysz³a zza ska³y.- Solona wieprzowina, jasne? - oznajmi³ surowo Hwel.- Bie­rzesz albo dowidzenia.A teraz mów: którêdy do Lancre?- Prosto, przy w¹wozie w lewo, potem jedziecie szlakiem pro­wadz¹cym do mostu.Nie da siê zab³¹dziæ - odpar³a natychmiast Niania.Hwel chwyci³ lejce.- Zapomnia³aœ o laboga.- Do licha.Przepraszam.Laboga.- I jesteœ ubog¹ zbieraczk¹ chrustu, jak przypuszczam?- Trafi³eœ, ch³opcze.- Niania uœmiechnê³a siê promiennie.-Szczerze mówi¹c,w³aœnie mia³am zacz¹æ.Tomjon szturchn¹³ krasnoluda.- Zapomnia³eœ o rzece - szepn¹³.Hwel spojrza³ gniewnie.- A tak - zgodzi³ siê.- Mo¿esz tu zaczekaæ, a my poszukamy jakiejœ rzeki.- ¯eby ci pomóc przejœæ - doda³ Tomjon.Niania Ogg obdarzy³a go uœmiechem.- Mamy doskona³y most.Ale nie odmówiê podwiezienia.Przesuñcie siê.Ku irytacji Hwela, podci¹gnê³a spódnicê i wdrapa³a siê na ko­zio³ miêdzy niegoi Tomjona.Potem wierci³a siê przez chwilê jak nó¿ do ostryg, a¿ zajê³a po³owêsiedzenia.- Wspomnia³eœ wieprzowinê.Musztardy pewno nie macie?- Nie - mrukn¹³ krasnolud.- Nie cierpiê solonej wieprzowiny bez przypraw.Ale dajcie j¹ tu mimo wszystko.Wimsloe bez s³owa wrêczy³ jej kosz z kolacj¹ trupy.Niania unios³a pokrywê izbada³a zawartoœæ.- Ten ser jest ju¿ doœæ stary.Trzeba go szybko zjeœæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl