[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zgoda, ale pejzaże księżycowe są, mimo wszystko… Nie dopowiedziawszy przylgnął w zachwycie do iluminatora.W srebrzystej dali, wśród ostrych, rozstępujących się szczytów wznosiło się miasto z bajki.Przypominało Rujkowi jeden z gabinetów szkolnych, gdzie pod ścianami stały najbardziej wymyślne figury trygonometryczne.Wydawało się, że twórcy tego miasta mieli ambicję, by nie zapomnieć ani jednej konstrukcji z tych, które widnieją w podręcznikach.Widać było kule różnych wielkości osadzone na tak cienkich podstawach, że tylko patrzeć, jak upadną, były wieże–piramidy, trapezoidalne i kopułokształtne domy.I nad całym tym zbiorem figur, wyraziście rysujących się na tle czarnego nieba, wznosił się ucięty stożek największego z cudów obserwatorium księżycowego — najsilniejszy w całym systemie słonecznym teleskop optyczny, którego trzydziestometrowe zwierciadło budowano przez sześć lat tu właśnie, na księżycowej wyżynie „miasta Gromowa”.Aerobus wylądował w odległości pięciu kilometrów od obserwatorium.Mechaniczne ręce odczepiły salon z pasażerami, przeniosły go na peron i po raz pierwszy od czterdziestu ośmiu godzin podróży ludzie mogli odpiąć pasy i stanąć o własnych siłach, bez pomocy promienia magnetycznego.Ci, którzy byli tu po raz pierwszy, podskakiwali jak dzieci reagując na słabe przyciąganie księżycowe.Inni pozostali na swoich miejscach i jak zaczarowani wpatrywali się w czarną wstęgę drogi i szarą, bezbrzeżnie monotonną pylistą równinę porysowaną długimi cieniami leżących wszędzie kamieni.W niektórych miejscach po równinie biegły łańcuszki śladów niepodobnych do niczego, pobudzających wyobraźnię do tworzenia wizerunków nieznanych mieszkańców nieznanego świata.Tylko Uwo Benew patrzył w niebo usiane błyskotkami gwiazd i poszukiwał wśród nich tej jednej iskierki, z powodu której znalazł się tutaj i która za kilka godzin przekształci się w nowy obiekt astronomiczny.Nigdy jeszcze księżycowe miasto nie przeżywało takiego najazdu, jak właśnie w te poprzedzające eksperyment dni.Benewowi nie udało się nawet otrzymać osobnego, przezroczystego bloku turystycznego, na który liczył.On i Rujk musieli zadowolić się wspólnym pokojem przeznaczonym dla praktykantów.Znaleźli tu wszystko, czego potrzebuje człowiek, ale nie mieli nad głową prawdziwej kopuły gwiazd i to niewielkie utrudnienie początkowo rozstroiło Benewa.„Będę leżał w łóżku i liczył gwiazdy” — marzył Rujk przez całą drogę.Zasępił się popatrzywszy na błękitnawy sufit imitujący ziemskie niebo.W chwilę później, już pocieszony biegł, jak się wyraził, by poszukać „punktu”.Także Benew uznał, że nie jest aż tak źle.Będzie mógł zrealizować swe dawne marzenie — powłóczyć się samotnie w księżycowym pyle i jak w tej starożytnej pieśni, zostawić swoje ślady na pylistych dróżkach obcej planety.Ta myśl ożywiła go, toteż zrezygnował z planowanego odpoczynku, podszedł do ściany wideotelefonu i wywołał dyspozytornię.Jego ożywienie wzrosło, gdy ujrzał holograficzny wizerunek młodej, bardzo ładnej kobiety.— Słucham pana — powiedziała kobieta najwyraźniej ubawiona jego zmieszaniem.— Chciałbym… — zająknął się, szukając słów.Kobieta uśmiechnęła się zachęcająco i powiedziała nieoczekiwanie:— Znam pana.Kiedyś holografowano mnie dla pańskiego tygodnika, ale portret nie został opublikowany.— Postaramy się to naprawić — powiedział Benew dziwiąc się radości, jaka go ogarnęła i jednocześnie złoszcząc się na samego siebie za to nie odnoszące się do sprawy, beztroskie uczucie.— Chciałbym się widzieć z profesorem Gromowem.Proszę o pół godziny rozmowy.Kobieta zniknęła pozostawiwszy po sobie zwykły w komunikacji holograficznej, lekki zapach ozonu.Benew przeciągnął się, by natychmiast szybko opuścić ręce, bo kobieta pojawiła się znowu.— Gromow jest bardzo zajęty — powiedziała.— Ma dla pana tylko dziesięć minut.— Połączenia czy spotkania?— Niestety, połączenia.— Kobieta znowu uśmiechnęła się sympatycznie i Benew pomyślał, że potem, gdy już będzie po wszystkim, zada to pytanie jej samej.— Proszę poczekać, wkrótce się pojawi.Kiedy zniknęła, Benew zaśmiał się cicho, potarł dłońmi policzki i ogarnięty zgrozą uprzytomnił sobie, że już całą dobę nie patrzył w lustro.Skierował się ku łazience, ale w tej samej chwili usłyszał za plecami melodyjny gong i odwróciwszy się, zobaczył koło ściany niskiego, nieco przygarbionego człowieka w staromodnej profesorskiej czapeczce, spod której wyglądała blada, o niezdrowym wyglądzie twarz.— Witam pana, mój drogi! Bardzo się cieszę z naszego spotkania.— Gromow! — z nieoczekiwaną serdecznością w głosie powiedział Benew.— Zuch z pana, jak zawsze.Niech się pan trzyma, księżycowy Bogu.Będzie mi pana brakowało, jeśli pan zachoruje.Profesor roześmiał się i wytarł palcami kąciki oczu.— Ach, ci dziennikarze, niby to cię komplementują, a tak naprawdę to wkładają do trumny.— Proszę mi wybaczyć, tak dawno pana nie widziałem.— Nie szkodzi, prawda ratuje przed paniką.W każdej sytuacji słyszy się: trzymaj się, pomożemy.Człowiek przyzwyczaja się i nawet w starości na to liczy, choć doskonale wie, iż w walce ze starością nikt mu nie pomoże.Trzymajcie się, radzi się starcom, i pomagajcie sobie, jak umiecie.— A jednak zuch z pana.Jak zawsze rozbraja pan dwoma słowami.— Cóż, będę zmuszony w ten sam sposób się uzbroić.Czasu mam rzeczywiście bardzo mało.— W takim razie proszę mi odpowiedzieć tylko na jedno pytanie.Co pan sądzi o tym eksperymencie?— Niczego sobie pytanie.— Gromow milczał gładząc biały, dokładnie wygolony podbródek.— Czy wie pan, o co tu chodzi?— Ogólnie rzecz biorąc tak.— Ludziom znudziło się palenie lamp na ulicach miast nocą i postanowili powiesić jedną lampę dla całego kosmosu.Przyciągnęli asteroid na odpowiednią orbitę i mają zamiar go wysadzić, by powstały w ten sposób obłok pyłów, coś w rodzaju ekranu, odbijał promienie słoneczne.Problem jednakże w tym — w jaki sposób go wysadzić? Ogromnie trudno jest obliczyć orbitę przyszłego obłoku.Wybuch jądrowy może zarówno zwiększyć, jak i zmniejszyć szybkość, a wtedy obłok albo na zawsze odpłynie od Ziemi, albo jak to określają moi koledzy, zasnuje pyłem przestrzeń wokół Ziemi.W celu uniknięcia błędu powzięto decyzję przeprowadzenia dwu wybuchów.Dwie rakiety podejdą do asteroidu jednocześnie z dwu przeciwległych stron, dokładnie pionowo w stosunku do orbity asteroidu.Obliczenia wykazują, że obłok pyłu zostanie w ten sposób zlokalizowany, a skierowane ku sobie wybuchy o jednakowej sile wzajemnie zniwelują przyspieszenie.Na tym polega techniczna istota eksperymentu.Nie wydaje się być szczególnie trudna, toteż cały ten szum wokół eksperymentu przypisać należy zaspokojeniu naszej ambicji: oto po raz pierwszy człowiek ingeruje w kosmogonię!— Nie słyszę specjalnego zachwytu w pańskich słowach!— Nie wiem, mój drogi, sam nie wiem.Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce.Gdy pomyślę, że nie będzie nocy, zaczynam wątpić.Czy nie zatęsknimy do ciemności?— Przecież nie ma wyjścia.Ziemia jest niebezpiecznie przegrzana.— Benew uśmiechnął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]