do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie oni są, o Panie?Czasem w głosach słyszanych zda mi się, że ich głos się odzywa — czasem w nocy strach mnie przejmie; patrzę naokoło, jak gdyby oni stali blisko — i minie chwila i niema nikogo!O, daj mi odpoczynek na łonie Twojem, o Panie! Oni w czasie grzeszyli, a teraz klęczą u stóp Twoich w wieczności.Tyś miłością jedyną, Tyś ojcem ich, Tyś ojcem naszym — poczęliśmy się w tchnieniu miłości Twojej, żyjemy w niej, och! żyć w niej będziem na wieki.Ty się w miłosierdziu kochasz, o Panie!A im krótkie dni były pełne utrapienia — przyszli na te padoły, nie pamiętając, skąd idą, nie wiedząc, gdzie pójdą, ufając tylko imieniowi Twemu — w nieszczęściu wzdychali do Ciebie!Daruj, o, daruj, im Panie! Złe ich otaczało, ale nie było w ich sercach.— Jeśli zwątpili kiedy o Tobie, to im męką było.— Jeśli doznali rozkoszy, to im męką było.— Jeśli nadzieję swoją położyli w ziemskich celach i uciechach, to im męką było — i na każden ich uśmiech sto łez spłynęło, o Panie!Z przejrzenia mądrości Twojej światło, które ich oświecało, było drżące i gubiące się w ciemnościach.Świat ten był dla nich zagadką i tajemnicą tajemnic.— Omackiem stąpali, a kiedy gdzie dotknęli się przelotnej chwały Twojej, czcili Ciebie i kochali łaski Twoje! Przebacz im, Panie!Jeśli dotąd za winy pracują zdaleka od Ciebie, pozbawieni niebieskich radości; jeśli dotąd nie rozerwana zasłona ich losów; jeśli wiedzą jeszcze, co to łzy i westchnienia: o, skróć chwile ich próby — a jako ja dzisiaj modlę się za nich, daj, Panie, by kiedyś ci, których zostawię na ziemi, modlili się za mnie.— Połącz mnie kiedyś, o Panie, z tymi, których zaznałam i ukochałam na ziemi — byśmy razem żyli w Tobie na wieki wieków.— Amen.LitaniaGdybym straciła wszystkie ułudy i pociechy, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdyby ludzie, co mnie winni przywiązanie i opiekę, powstali na mnie, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdyby świat mnie odrzucił i szarpał, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdyby serca, którym zawierzyłam, mnie oszukały i zdradziły, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdybym przytułku w żadnej duszy znaleźć nie mogła, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdybyś spuścił na mnie złość ludzką i boleść serca i boleści ciała, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdyby dzieci moje zapomniały o miłości mojej, jeszczebym Tobie ufała.Panie!Gdyby ci, których mieniłam szlachetnymi, spodlili się, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdybyś dom mi odjął i piękność i dobra moje ziemskie, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdybym żyć musiała samotna, opuszczona, bez dźwięku jednego wesela, bez słowa jednego litości, jeszczebym Tobie ufała, Panie!Gdybym konała bez ręki, coby mi ostatni raz moją ścisnęła — bez pożegnania niczyjego — jeszczebym Tobie ufała, Panie!Boś Ty miłością pierwszą, jedyną, najwyższą — bo wszystkie miłości serc na ziemi są tylko strumykami, płynącemi od morza jasności Twojej, bo Ty mnie zbawisz, kiedy dni moje się przeliczą, i pocieszysz stroskany duch mój, któryś zesłał w to ciało moje na znikomą chwilę bo Ty nie opuścisz dzieła rąk Twoich, myśli Twojej, córki Twojej, tu płaczącej i jęczącej ku Tobie.— Amen.[Serce mi pęka]Serce mi pęka, światło się umykaZ przed oczu moich.Wszystko, co kochałem,Jak Bóg dalekie, lub jak chmura znika;Pierś jednak żyje i oddycha — szałem,Choć ręka śmierci przytknięta do serca.Chyba czas przyjdzie, czas uczuć morderca,Co wszystko zjedna, pogodzi, zabije,Na starych gruzach z róż świeżych uwijeNową koronę, lub nauczy szydzićZ ułud młodości i młodość pochowa;A pierś ma wtedy, dawnych marzeń wdowa,.Co czciła dawniej — będzie nienawidzić!Iskra genjuszu nacóż mi się zdała?Tliła się tylko w głębiach mojej duszy.Dziś nie dojrzana, już tak wątła, małaŻe może jutro wśród ducha katuszyWymrze, jak perła długo nie noszona,Zniknie jak kropla w południowym skwarze,Jako kwiat, w pączku nie rozwity, skona,I sam zostanę, jak stare ołtarze,Na których leżą węgle i popioły,Lecz bogów niema, ni ofiar, ni woni —Przechodząc obok, szydzi lud wesoły,Starzec lub dziecię chyba łzę uroni.Gdybym nie kochał śmiertelnej pięknościI ust nie złożył na widomem czole,Byłbym tą iskrą, spadłą mi z wieczności,Pożar rozniecił na ziemskim padoleI duszę moją pozaludniał tłumemŻyjących myśli, z nich skleił postaciWspaniałe, wielkie, boskich skrzydeł szumemByłbym się wyniósł nad głowy współbraci.Dziś już za późno! Dusza jest jak ciało:Gdy się raz psuje, a nadpsutej częściOd zdrowych siłą nie oderwiesz całą,Złe się rozbiegnie i wszędzie zagęści.Lecz ciało tylko, szczęśliwe, umiera.Ciała, przebrane, tylko cichną jęki:.Duch nieśmiertelny sam siebie rozdziera,Niema dla niego ostatecznej męki!Ból, co w nim rośnie, róść musi, jak życie,Krzewić się, bujać, szumieć i rozlegać,Wciskać się gwałtem lub wdzierać się skrycieI, jak krew żyły, tak myśli obiegać.Duch na dwie tonie ciągle się rozkłada:Z szczytów otchłani sam woła na siebieI sam z jej głębi smutno odpowiada;Rozdarty wiecznie, myślą siedzi w niebie,A sercem w piekło coraz niżej spadaZ pochodnią w ręku na własnym pogrzebie!Bo zlać się w jedno i zgodzić nie zdoła,Ani też całkiem rozpaść się na dwoje.Do wskazanego raz wepchnięty koła,Sam z sobą toczy nieśmiertelne boje,Nie mogąc skonać, a co chwila konaPodwójnym bólem.Jedna jego stronaNiszczy się jadem śmiertelnych miłości,A druga żalem niebieskiej litości.Rozum, co w górze, choć, sądząc, przeklina,Równie samotny, jak przeklęte serce;Wszędzie nieznośnie, bo wyrok i winaW każdej się życia zmieszały iskierce.Ach, życie wtedy szyderstwem się zdaje!Ręce wznosimy ku widmu nicości —Ach, tam, wśród nocy, tam gdzieś leżą raje,Zwane grobami, kędy nasze kościWraz z duchem zasną! Nam się tylko marzyNieznana dotąd wiecznej ciszy niwa;Sen nieprzespany i pokój cmętarzyRówne to fałsze, jak dola szczęśliwa!Świat, jako wielki, jest przegranej polem,Świat, jako wielki, jest rozbicia skałą,Trudem bez końca, wiekuistym bólem!Wszystko się dzieje i wszystko się stało.[Ledwom cię poznał, już cię żegnać muszę]Ledwom cię poznał, już cię żegnać muszę,A żegnam ciebie, jak gdybym przez wiekiŻył z tobą razem i kochał twą duszę,A teraz jechał w jakiś kraj dalekiI nie miał nigdy już obaczyć ciebie,Chyba gdzieś — kiedyś — po śmierci — tam w niebie!Gdybym przynajmniej zostawiał cię żywą,Nie strutą jadem, nie śpiącą w żałobie,Jak senna Julja sama jedna w grobie —Gdybym mógł marzyć, że będziesz szczęśliwą,Że choć raz jeszcze oczyma czarnemiSpojrzysz radośnie na błonia tej ziemiI rzekniesz zcicha: „Świat ten piękny, Boże!” —Płakałbym jeszcze, lecz mniej gorzko może.A teraz płaczę, choć suche me oko,Płaczę łzą serca, co, skryta głęboko,Jak szloch dziecinny, nie lśni u powieki,Lecz serce pali i truje na wieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl