do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeœli tajemne inspiracje natury wiod¹ nas do z³a, to widocznie z³o jest naturzeniezbêdne.Donatien Alphonse Francois de SadeRozdzia³ dziesi¹tyHuk i szczêk najpierw otwieranych, potem zamykanych drzwi celi zbudzi³ m³odsz¹z sióstr Scarra.Starsza siedzia³a przy stole, zajêta wyskrobywaniem kaszyprzyschniêtej do dna cynowej miski.- No i jak by³o w s¹dzie, Kenna?Joanna Selbome, zwana Kenn¹, nic nie mówi¹c, usiad³a na pryczy, oparta ³okcie okolana, a czo³o o d³onie.M³odsza Scarra ziewnê³a, beknê³a i pierdnê³a g³oœno.Przycupniêty naprzeciwleg³ej pryczy Kohut mrukn¹³ coœ niewyraŸnie i odwróci³ g³owê.By³obra¿ony na Kennê, na siostry i na ca³y œwiat.W zwyk³ych wiêzieniach nadal tradycyjnie dzielono aresztantów wed³ug p³ci.Wwojskowych cytadelach by³o inaczej.Ju¿ cesarz Emir var Emreis, potwierdzaj¹cspecjalnym dekretem równouprawnienie kobiet w armii cesarskiej, zarz¹dzi³, ¿eje¿eli emancypacja, to emancypacja, równouprawnienie ma byæ ca³¹ gêb¹ i naca³ym froncie, bez ¿adnych wyj¹tków ani specjalnych przywilejów dlaktórejkolwiek z p³ci.Od tamtego czasu w twierdzach i cytadelach wiêŸniowiesiedzieli koedukacyjnie.- No to jak? - powtórzy³a starsza Scarra.- Wypuszczaj¹ ciê?- Akurat - rzek³a gorzko Kenna, nadal z g³ow¹ opart¹ o d³onie.- Bêdê mia³aszczêœcie, jeœli nie powiesz¹.Cholera! Zeznawa³am ca³¹ prawdê, niczego nieukry³am, no, prawie niczego, znaczy siê.A te sukinsyny jak zaczê³y mniemaglowaæ, to najpierw idiotkê ze mnie przed wszystkimi zrobili, potem okaza³osiê, ¿em jest osoba niewiarygodna i element przestêpczy, a na samym koñcuwyszed³ wspó³udzia³ w spisku maj¹cym na celu obalenie.- Obalenie - pokiwa³a g³ow¹ starsza Scarra, zupe³nie jakby rozumia³a, o cochodzi.- Aaa, jeœli obalenie.To dupa blada, Kenna.- Jakbym nie wiedzia³a.M³odsza Scarra przeci¹gnê³a siê, ziewnê³a znowu, szeroko i g³oœno niczymlamparcica, zeskoczy³a z górnej pryczy, energicznym kopniakiem usunê³azawadzaj¹cy jej taboret Kohuta, splunê³a na pod³ogê obok taboretu.Kohutzawarcza³, ale na nic wiêcej siê nie oœmieli³.Kohut by³ na Kennê œmiertelnie obra¿ony.A sióstr siê ba³.Gdy przed trzema dniami dokwaterowali mu Kennê do celi, rych³o okaza³o siê, ¿eKohut, je¿eli w ogóle dopuszcza emancypacjê i równouprawnienie kobiet, to ma nata sprawy w³asne pogl¹dy.W œrodku nocy zarzuci³ Kennie koc na górn¹ po³owêcia³a i zamierza³ pos³u¿yæ siê doln¹ po³ow¹, co pewnie by mu siê uda³o, gdybynie fakt, ¿e trafi³ na empatkê.Kenna wdar³a mu siê do mózgu tak, ¿e Kohutzawy³ jak wilko³ak i zapl¹sal po celi jak uk¹szony przez tarantulê.Kenna zaœ zczystej mœciwoœci zmusi³a go telepatycznie, by stan¹³ na czworakach irytmicznie wali³ g³ow¹ w obite blach¹ drzwi celi.Gdy zaalarmowani strasznymhukiem stra¿nicy otworzyli drzwi, Kohut trykn¹³ jednego z nich, za co dosta³piêæ razów okut¹ pa³k¹ i tyle¿ kopniaków.Reasumuj¹c, Kohut nie zazna³ tej nocyrozkoszy, na któr¹ liczy³.I obrazi³ siê na Kennê.O rewan¿u nawet nie œmia³myœleæ, bo nazajutrz do celi trafi³y siostry Scarra.P³eæ piêkna by³a zatem wprzewadze, a nadto rych³o okaza³o siê, ¿e pogl¹dy sióstr na równouprawnienie s¹zbli¿one do Kohutowych, tyle ¿e ca³kiem odwrotne, jeœli idzie o przypisanep³ciom role.M³odsza Scarra patrzy³a na mê¿czyznê drapie¿nym okiem i wyg³asza³aniedwuznaczne komentarze, a starsza rechota³a, zacieraj¹c rêce.Efekt by³ taki,¿e Kohut spa³ z taboretem, którym w razie czego zamierza³ broniæ swego honoru.Marnê mia³ wszelako¿ szansê i widoki - obie Scarra s³u¿y³y w wojskach liniowychi by³y weterankami wielu bitew, taboretu by siê nie ulêk³y, jeœli chcia³yzgwa³ciæ, to zgwa³ci³y, nawet jeœli mê¿czyzna by³ uzbrojony w berdysz.Kennaby³a jednak pewna, ¿e siostry tylko ¿artowa³y.No, prawie pewna.Siostry Scarra siedzia³y w pudle za pobicie oficera, w sprawie bêd¹cegoprowiant - majstrem Kohuta trwa³o zaœ œledztwo zwi¹zane z wielk¹, s³ynn¹ izataczaj¹c¹ coraz to szersze krêgi afer¹ z kradzie¿¹ wojskowych ³uków.- Dupa blada, Kenna - powtórzy³a starsza Scarra.- W ³adn¹ kaba³ê wpakowa³aœsiê wtedy.A raczej to ciebie wpakowali.¯eœ siê te¿, do diab³a ciê¿kiego, niepo³apa³a w porê, ¿e to polityczna gra!- Ba.Scarra spojrza³a na ni¹, nie bardzo wiedz¹c, jak rozumieæ jednosylabowestwierdzenie.Kenna uciek³a wzrokiem.Nie powiem wam przecie¿ tego, co przemilcza³am przed sêdziami, pomyœla³a.Tego,¿e wiedzia³am, w jak¹ grê siê wpl¹ta³am.Ani tego, kiedy i w jaki sposób siêdowiedzia³am.- Gêstego sobie piwa nawarzy³aœ - stwierdzi³a m¹drze m³odsza Scarra, taznacznie mniej rozgarniêta, która - Kenna by³a tego pewna - za grosz nierozumia³a, w czym rzecz.- A jak to w koñcu by³o z t¹ cintryjsk¹ ksiê¿niczk¹? - nie rezygnowa³a starszaScarra.- Przecie¿ wreszcie capnêliœcie j¹, nie?- Capnêliœmy.O ile tak to mo¿na nazwaæ.Którego dziœ mamy?- Dwudziestego drugiego wrzeœnia.Jutro Równonoc.- Ha.Ot, zbieg przypadków dziwny.To jutro bêdzie od tamtych wydarzeñ równorok.Ju¿ rok.Kenna wyci¹gnê³a siê na pryczy, podk³adaj¹c splecione d³onie pod kark.Siostrymilcza³y, w nadziei, ¿e by³ to wstêp do opowieœci.Nic z tego, siostrzyczki, pomyœla³a Kenna, patrz¹c na nabazgrane na deskachgórnej pryczy plugawe rysunki i jeszcze plugawsze napisy.Nie bêdzie ¿adnejopowieœci.Nawet nie w tym rzecz, ¿e œmierdziel Kohut œmierdzi mi zasranymkapusiem albo innym œwiadkiem koronnym.Po prostu nie chce mi siê o tym gadaæ.Nie chce mi siê tego wspominaæ.Tego, co by³o przed rokiem.Po tym, jak Bonhart wymkn¹³ siê nam w Claremont.Przybyliœmy tam dwa dni za póŸno, przypomnia³a sobie, trop ju¿ zd¹¿y³ ostygn¹æ.Dok¹d ³owca pojecha³, nikt nie wiedzia³.Nikt, oprócz kupca Houvenaghela,znaczy siê.Ale Houvenaghel ze Skellenem gadaæ nie chcia³, ani go nawet poddach nie wpuœci³.Przez s³u¿bê przekaza³, ¿e nie ma czasu i audiencji nieudzieli.Puszczyk d¹sa³ siê i z¿yma³, ale co mia³ robiæ? To by³o Ebbing, niemia³ takiej jurysdykcji.A inn¹ - nasz¹ - mod¹ nie sz³o siê za Houvenaghelawzi¹æ, bo on mia³ tam w Claremont prywatn¹ armiê, a przecie nie mo¿na by³owojny wszczynaæ.Boreas Mun wêszy³, Dacre Silifant i Ola Harsheim próbowali przekupstwa, TilEchrade elfiej magii, ja czujni³am i s³ucha³am myœli, ale nie na wiele siê tozda³o.Dowiedzieliœmy siê aby tego, ¿e Bonhart wyjecha³ z miasta po³udniow¹bram¹.A zanim wyjecha³.W Claremont by³a œwi¹tynka malutka, z modrzewiami.Przy po³udniowej bramie,przy placyku targowym.Przed odjazdem z Claremont Bonhart na tym placyku, przedt¹ œwi¹tynk¹, skatowa³ Falkê harapem.Na oczach wszystkich, tak¿e kap³anów ztej œwi¹tynki.Wykrzykiwa³, ¿e udowodni jej, kto jest jej panem i w³adc¹.¯eoto æwiczy j¹ batogiem, jak chce, a jak zechce, to zaæwiczy na œmieræ, bo niktsiê za ni¹ nie ujmie, nikt nie da pomocy - ani ludzie, ani bogowie.M³odsza Scarra wygl¹da³a oknem, wisz¹c uczepiona krat.Starsza wyjada³a kaszê zmiski.Kohut wzi¹³ taboret, po³o¿y³ siê i nakry³ kocem.Rozleg³ siê dzwon z kordegardy, wartownicy okrzyknêli siê na murach.Kenna obróci³a siê twarz¹ ku œcianie.Kilka dni póŸniej spotkaliœmy siê, pomyœla³a.Ja i Bonhart.Twarz¹ w twarz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl