do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotykaj¹ siê i radz¹ potajemnie.Domyœlasz siê, nad czym radz¹, Coehoorn?    - Domyœlam - rzeki krótko marsza³ek.Nie powiedzia³ ani s³owa wiêcej.Wiedzia³, ¿e odwrócony plecami mê¿czyzna nie znosi, by w jego obecnoœcipopisywaæ siê elokwencj¹ i komentowaæ oczywiste fakty.    - Nie zaprosili Ethaina z Cidaris - mê¿czyzna w ³osiowym kaftanie odwróci³siê, za³o¿y³ rêce za plecy, przeszed³ siê wolno od okna do sto³u i z powrotem -ani Ervylla z Verden.Nie zaprosili Esterada Thyssena ani Niedamira.To znaczy,¿e albo s¹ bardzo pewni, albo bardzo niepewni.Nie zaprosili nikogo z Kapitu³yCzarodziejskiej.To interesuj¹ce.I znamienne.Coehoorn, postaraj siê, abyczarodzieje dowiedzieli siê o tej naradzie.Niech wiedz¹, ¿e ich monarchowienie traktuj¹ ich jak równych sobie.Wydaje mi siê, ¿e czarodzieje z Kapitu³ymieli w tym wzglêdzie w¹tpliwoœci.Rozwiej im je.    - Rozkaz.    - S¹ jakieœ nowe wieœci od Rience'a?    - ¯adnych.    Mê¿czyzna zatrzyma³ siê przy oknie, stal tam d³ugo, wpatrzony w mokn¹ce wdeszczu wzgórza.Coehoorn czeka³, niespokojnie zwieraj¹c i rozwieraj¹c d³oñzaciœniêt¹ na g³owicy miecza.Obawia³ siê, ¿e bêdzie zmuszony do wys³uchaniad³ugiego monologu.Marsza³ek wiedzia³, ¿e stoj¹cy przy oknie mê¿czyzna uwa¿ataki monolog za rozmowê, a rozmawianie za zaszczyt i dowód zaufania.Wiedzia³ otym, ale nadal nie lubi³ wys³uchiwaæ monologów.    - Jak znajdujesz ten kraj, namiestniku? Uda³o ci siê polubiæ tw¹ now¹Prowincjê?    Drgn¹³, zaskoczony.Nie spodziewa³ siê tego pytania.Ale nad odpowiedzi¹nie zastanawia³ siê d³ugo.- Nieszczeroœæ i niezdecydowanie mog³y go zbyt drogokosztowaæ.    - Nie, wasza wysokoœæ.Nie polubi³em.Ten kraj jest taki.Ponury.    - By³ niegdyœ inny - odrzek³ mê¿czyzna, nie odwracaj¹c siê.- I bêdziekiedyœ inny.Zobaczysz.Zobaczysz jeszcze piêkn¹, radosn¹ Cintrê, Coehoorn.Obiecujê ci.Ale nie smuæ siê, nie bêdê ciê tu d³ugo trzyma³.Kto inny obejmienamiestnictwo Prowincji.Ty bêdziesz mi potrzebny w Dol Angra.Wyruszysznatychmiast po zd³awieniu rebelii.Potrzebny mi bêdzie w Dol Angra ktoœodpowiedzialny.Ktoœ, kto nie da siê sprowokowaæ.Weso³a wdówka z Lyrii alboDemawend.Bêd¹ chcieli nas sprowokowaæ.WeŸmiesz w karby m³odych oficerów.Och³odzisz gor¹ce g³owy.Dacie siê sprowokowaæ wtedy, gdy wydam rozkaz.Niewczeœniej.    - Tak jest!    Z antyszambrów dobieg³ szczêk broni i ostróg, podniesione g³osy.Zapukanodo drzwi.Mê¿czyzna w ³osiowym kaftanie odwróci³ siê od okna, przyzwalaj¹cokiwn¹³ g³ow¹.Marsza³ek sk³oni³ siê lekko, wyszed³.    Mê¿czyzna wróci³ do sto³u, usiad³, schyli³ g³owê nad mapami.Patrzy³ na nied³ugo, wreszcie opar³ czo³o na splecionych d³oniach.Ogromny brylant w jegopierœcieniu zaskrzy³ siê w œwietle œwiec tysi¹cem ogni.    - Wasza wysokoœæ? - Drzwi skrzypnê³y lekko.    Mê¿czyzna nie zmieni³ pozycji.Ale marsza³ek zauwa¿y³, ¿e d³onie mudrgnê³y.Pozna³ to po b³ysku brylantu.    Ostro¿nie i cicho zamkn¹³ za sob¹ drzwi.    - Wieœci, Coehoorn? Mo¿e od Rience'a?    - Nie, wasza wysokoœæ.Ale dobre wieœci.Rebelia w Prowincji st³umiona.Rozbiliœmy buntowników.Tylko niewielu zdo³a³o zbiec do Verden.Pojmaliœmyprzywódcê, diuka Windhalma z Attre.    - Dobrze - rzek³ po chwili mê¿czyzna, nadal nie unosz¹c wspartej nad³oniach g³owy.- Windhalm z Attre.Ka¿ go œci¹æ.Nie.Nie œci¹æ.Straciæ winny sposób.Spektakularnie, d³ugo i okrutnie.I publicznie, ma siê rozumieæ.Konieczny jest przyk³ad grozy.Coœ takiego, co odstraszy innych.Tylko proszê,Coehoorn, oszczêdŸ mi szczegó³Ã³w.W raportach nie musisz siliæ siê namalownicze opisy.Nie znajdujê w tym przyjemnoœci.    Marsza³ek skin¹³ g³ow¹, prze³kn¹³ œlinê.On te¿ nie znajdowa³ w tymprzyjemnoœci.Absolutnie ¿adnej przyjemnoœci.Zamierza³ przygotowanie iwykonanie kaŸni zleciæ specjalistom.Nie mia³ najmniejszego zamiaru pytaæspecjalistów o szczegó³y.A tym bardziej byæ przy tym obecny.    - Bêdziesz obecny przy egzekucji - mê¿czyzna uniós³ g³owê, podniós³ zesto³u list, z³ama³ pieczêcie.- Oficjalnie.Jako namiestnik prowincji Cintr¹.Zast¹pisz mnie.Ja nie mam zamiaru na to patrzeæ.To rozkaz, Coehoorn.    - Tak jest! - marsza³ek nawet siê nie stara³ ukryæ zak³opotania iniezadowolenia.Przed mê¿czyzn¹, który wyda³ rozkaz, nie wolno by³o niczegoukrywaæ.I rzadko komu to siê udawa³o.    Mê¿czyzna rzuci³ okiem na otwarty Ust, prawie natychmiast cisn¹³ go wogieñ, do kominka.    - Coehoorn.    - Tak, wasza wysokoœæ?    - Nie bêdê czeka³ na raport Rience'a.Postaw na nogi magików, niechprzygotuj¹ telekomunikacjê z punktem kontaktowym w Redanii.Niech przeka¿¹ mójustny rozkaz, który ma natychmiast byæ skierowany do Rience'a.Treœæ rozkazujest nastêpuj¹ca: Rience ma siê przestaæ cackaæ, ma przestaæ bawiæ siê zwiedŸminem.Bo to siê mo¿e Ÿle skoñczyæ.Z wiedŸminem bawiæ siê nie wolno.Jago znam, Coehoorn.On jest za sprytny, by naprowadziæ Rience'a na œlad.Powtarzam, Rience ma natychmiast zorganizowaæ zamach, ma natychmiastwyeliminowaæ WiedŸmina z gry.Zabiæ.A potem znikn¹æ, przyczaiæ siê i czekaæ narozkazy.A gdyby wczeœniej wpad³ na œlad czarodziejki, ma j¹ zostawiæ wspokoju.Yennefer nie mo¿e spaœæ w³os z g³owy.Zapamiêta³eœ, Coehoorn?    - Tak jest.    - Telekomunikacja ma byæ zaszyfrowana i solidnie zabezpieczona przedmagicznym odczytaniem.UprzedŸ o tym czarodziejów.Je¿eli sknoc¹, je¿eli osobyniepowo³ane dowiedz¹ siê o treœci tego rozkazu, obci¹¿ê ichodpowiedzialnoœci¹.    - Tak jest - marsza³ek chrz¹kn¹³, wyprostowa³ siê.    - Co jeszcze, Coehoorn?    - Graf.Ju¿ tu jest, wasza wysokoœæ.Przyby³ zgodnie z rozkazem.    - Ju¿? - uœmiechn¹³ siê mê¿czyzna.- Podziwu godny poœpiech.Mam nadziejê,¿e nie zajeŸdzi³ tego karosza, którego wszyscy mu tak zazdroœcili.Niechwejdzie.    - Mam byæ obecny przy rozmowie, wasza wysokoœæ?    - Oczywiœcie, ¿e tak, namiestniku Cintry.    Wezwany z antyszambrów rycerz wszed³ do komnaty energicznym, mocnym,gromkim krokiem, zgrzytaj¹c czarn¹ zbroj¹.Zatrzyma³ siê, wyprostowa³ dumnie,odrzuci³ z ramienia mokry i ub³ocony czarny p³aszcz, po³o¿y³ d³oñ na rêkojeœcipotê¿nego miecza.Opar³ o biodro czarny he³m ozdobiony skrzyd³ami drapie¿negoptaka.Coehoorn spojrza³ na twarz rycerza.Znalaz³ na niej tward¹ wojack¹ dumêi zuchwa³oœæ.Nie znalaz³ niczego, co powinno siê zobaczyæ na twarzy cz³owieka,który ostatnie dwa lata spêdzi³ w wie¿y, w miejscu, z którego, jak wszystkowskazywa³o, wyjœæ móg³ tylko na szafot.Marsza³ek uœmiechn¹³ siê pod w¹sem.Wiedzia³, ¿e pogarda œmierci i szaleñcza odwaga m³odzików bra³a siê wy³¹cznie zbraku wyobraŸni.Wiedzia³ o tym doskonale.Sam kiedyœ by³ takim m³odzikiem.    Siedz¹cy za sto³em mê¿czyzna opar³ podbródek na splecionych d³oniach,spojrza³ na rycerza uwa¿nie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl