do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaledwie zdołałem powiedzieć mu, iż żona oczekuje go w hotelu.Pobiegł zaraz na pokład po czapkę.Patrząc, jak biegnie po schodkach, byłem niezmiernie zdziwiony dziarskością jego ruchów.Aczkolwiek czarny sternik zastanawiał ludzi swą rozwagą i osobliwą statecznością jak na człowieka w kwiecie wieku, to jednak mimo swej białej głowy wyróżniał się przedziwnie swą rączością wśród starców.Nie zdaje mi się, żeby Bunter był kiedykolwiek ruchliwszy.Jedyną różnicę dla spostrzegawczości ludzkiej stanowiło tylko zabarwienie jego włosów.Toż samo było z jego oczami.Te oczy, co wyzierały tak surowo, tak dziko, tak opętańczo z gęstwy czarnego, korsarskiego zarostu, miały teraz niewinny, niemal chłopięcy wyraz i jarzyły się świetlistą pogodą pod białymi brwiami.Zaprowadziłem go niezwłocznie do saloniku Mrs.Bunter.Uroniwszy łezkę nad nieboszczykiem kanibalem, uściskawszy swego Winstona i powiedziawszy, że musi się postarać, aby mu odrosły wąsy, ta luba istota umieściła swe nóżki na sofie, a ja usunąłem się z drogi Bunterowi.Zerwał się naraz i zaczął chodzić po pokoju, wymachując swoimi długimi ramionami.Wprawił się w istne szaleństwo i rozszarpywał wielokrotnie Johnsa na strzępy owego wieczora.— Upadek? No, istotnie upadłem, pośliznąwszy się na patentowanych, mosiężnych płytkach tego kpa.Daję słowo, iż pełniłem służbę na pokładzie, a nie wiedziałem, czy jestem na Oceanie Indyjskim, czy też na księżycu.Byłem jak zwariowany.Kołowało mi po prostu w głowie od zgryzoty.Zużyłem ostatnią resztkę cudownego preparatu twego aptekarza.(To do mnie!).Cały zapas butelek, który mi dałeś, potłukł się, gdy wypadły szuflady podczas ostatniej wichury.Przebierałem się właśnie w suchą bieliznę, gdy usłyszałem krzyk: — Wszyscy na pokład! — wybiegłem tedy pędem nie zasunąwszy ich nawet należycie.Taki ze mnie osioł! Kiedym powrócił i ujrzałem potłuczone szkło, myślałem, że padnę.Nie, pomyślcie tylko! Oszukaństwo to rzecz zła, ale nie podobna go uniknąć, gdy człowiek bywa do niego zmuszony.Wiecie, jak mało było widoków, żebym dostał znów okręt, odkąd wygryźli mnie młodsi ze służby przewozowej Oceanu Zachodniego właśnie z powodu moich szpakowatych kudłów.I ani żywej duszy, która by pomogła! Byliśmy samotniczą parą my dwoje; porzuciła wszystko dla mnie.Jakże więc mogłem pogodzić się z myślą, że nie będzie miała nawet kawałka suchego chleba?…Grzmotnął tak pięścią, iż stół francuskiego hotelarza omal nie rozpękł się na dwoje.— Byłbym został dla niej krwiożerczym korsarzem, ale postanowiłem tylko pójść krętą drogą i farbować sobie włosy.Toteż kiedy przyszedłeś do mnie z cudownym preparatem swego aptekarza…Powściągnął się.— Nawiasem mówiąc, zrobi on majątek, jeśli tylko zechce po niego sięgnąć.To przedziwny środek! Powiedz mu, że słona woda bynajmniej działania jego nie umniejsza.Jest bardzo trwały i niknie dopiero z włosami.— To bardzo dobrze — rzekłem.— Mówże dalej.Po czym znów rzucił się na Johnsa z popędliwością, co przeraziło jego żonę, a mnie rozśmieszyło do rozpuku.— Spróbujcie sobie wyobrazić, co to znaczy być na łasce najnędzniejszej poczwary, jaka kiedykolwiek dowodziła okrętem.Pomyślcie sobie, co ja przeżyłem z tym pełzającym Johnsem! A wiedziałem, że za jaki tydzień siwizna zacznie się pokazywać.Do tego jeszcze załoga.Zastanowiliście się kiedy nad tym? Okazać się marnym oszustem przed wszystkimi marynarzami! Co by to było za życie jeszcze przed przyjazdem do Kalkuty! Zaś tam wyrzucono by mnie na pewno.Skończyłoby się z połową pensji.Anie tutaj sama, bez grosza — w biedzie; a ja na drugim końcu świata również.Rozumiecie chyba?Zamierzałem golić się dwa razy dziennie.Ale jak tu golić głowę? Nie było rady — nie było sposobu.Chyba, że wrzuciłbym Johnsa do morza; lecz nawet wtedy… Czy się jeszcze dziwicie, że mając głowę rozklekotaną tym wszystkim nie widziałem po prostu owej nocy, gdzie stawiam nogę? Uczułem, że padam — potem łomot — ciemność — i po wszystkim.Gdy przyszedłem do siebie, ten wstrząs głowy zaostrzył poniekąd moją bystrość.Obmierzło mi tak wszystko, że przez dwa dni nie chciałem mówić do nikogo.Myślano, iż nastąpiło lekkie wstrząśnienie mózgu.Wtem błysnęła mi myśl, gdym patrzył na tego opętanego przez widma, lichego kpa.— Ach, lubisz duchy? — pomyślałem sobie.— No, to będziesz miał coś spoza grobu.Nie zadałem sobie nawet trudu wymyślenia bajdy.Nie potrafiłbym wyobrazić sobie ducha mimo najszczerszej chęci.Nie byłem usposobiony do umotywowanego łgarstwa, chociażbym nawet próbował.Od razu warknąłem na niego z góry.Trzeba wam wiedzieć, iż sam z siebie doszedł do wniosku, jakobym kiedyś zgładził kogoś ze świata w jakiś sposób i że…— Co za okropny człowiek! — zawołała Mrs.Bunter z sofy.Po czym nastąpiło milczenie.— A jak świdrował mi w głowie, gdyśmy płynęli z powrotem! — zaczął znowu Bunter znużonym głosem.— Pokochał mnie.Był dumny ze mnie.Nawróciłem się.Miałem widzenie.Wiecie, co później strzeliło mu do łba? Chciał ze mną „urządzić seans”, jak to określił, aby wywołać ducha (co przyprawił mnie o siwiznę, a miał być widmem mojej domniemanej ofiary) i pomówić z nim w „przyjazny sposób”.„Bowiem — rzekł do mnie — może mieć pan ponowne widzenie, kiedy najmniej będzie się go pan spodziewał, i przewalić się przez burtę, albo może spotkać pana jeszcze coś gorszego.Nie będzie pan dopóty bezpieczny, dopóki nie ułagodzi się świata duchów w jakiś sposób”.— Czy można zrozumieć takiego półgłówka? Powiedzcie sami?Nie odezwałem się.Ale Mrs.Bunter rzekła bardzo stanowczo:— Winston, nie pozwolę ci już nigdy wrócić na pokład tego okrętu.— Moja droga — odparł — są tam jeszcze wszystkie moje rzeczy.— Obejdzie się bez nich.Nie zbliżaj się nawet do tego okrętu.Stał w milczeniu, po czym spuściwszy oczy z lekkim uśmiechem rzekł zwolna sennym głosem:— To zaczarowany okręt.— A dla ciebie ostatni — dodała.Zabraliśmy go ze sobą, jak stał, i odjechaliśmy nocnym pociągiem.Był bardzo spokojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl