do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak widze, chetnych do walki corazmniej?Boholt wzial wodze w zeby, a koncerz w obie piesci.- Jehce stahcy - powiedzial niewyraznie, gryzac rzemien.- Stahaj do wahki,hadzie!- Staje - rzekl smok wyginajac grzbiet w luk i zadzierajac obelzywie ogon.Boholt rozejrzal sie.Niszczuka i Zdzieblarz wolno, demonstracyjnie spokojnieokrazali smoka z obu stron.Z tylu czekal Yarpen Zigrin i jego chlopcy ztoporami w rekach.- Aaaargh! - ryknal Boholt walac silnie konia pietami i unoszac miecz.Smok zwinal sie, przypadl do ziemi i z góry, zza wlasnego grzbietu, niczymskorpion, uderzyl ogonem, godzac nie w Boholta, ale w Niszczuke, atakujacego zboku.Niszczuka zwalil sie wraz z koniem wsród brzeku, wrzasku i rzenia.Boholt, przypadajac w galopie, cial straszliwym zamachem, smok uskoczyl zwinnieprzed szeroka klinga.Impet galopu przeniósl Boholta obok.Smok wykrecil sie,stajac na tylnych lapach i dziabnal szponami Zdzieblarza, za jednym zamachemrozrywajac brzuch konia i udo jezdzca.Boholt, mocno odchylony w siodle, zdolalzatoczyc koniem, ciagnac wodze zebami, ponownie zaatakowal.Smok chlasnal ogonem po pedzacych ku niemu krasnoludach, przewracajacwszystkich, po czym rzucil sie na Boholta, po drodze jakby mimochodemprzydeptujac energicznie Zdzieblarza usilujacego wstac.Boholt, miotajac glowa,usilowal manewrowac rozgalopowanym koniem, ale smok byl nierównie szybszy izreczniejszy.Chytrze zachodzac Boholta od lewej, by utrudnic mu ciecie,zdzielil go pazurzasta lapa.Kon stanal deba i rzucil sie w bok, Boholtwylecial z siodla, gubiac miecz i helm, runal do tylu, na ziemie, walac glowa oglaz.- Chodu, chlopaki!!! W góry!!! - zawyl Yarpen Zigrin przekrzykujac wrzaskNiszczuki przywalonego koniem.Powiewajac brodami krasnoludy kopnely sie kuskalom z szybkoscia zadziwiajaca przy ich krótkich nogach.Smok nie scigal ich.Siadl spokojnie i rozejrzal sie.Niszczuka miotal sie i wrzeszczal pod koniem.Boholt lezal bez ruchu.Zdzieblarz pelzl w strone skal, bokiem, jak ogromny,zelazny krab.- Niewiarygodne - szeptal Dorregaray.- Niewiarygodne.- Hej! - Jaskier targnal sie w powrozach, az wóz zadygotal.- Co to jest? Tam!Patrzcie!Od strony wschodniego wawozu widac bylo wielka chmure kurzu, rychlo tezdobiegly ich krzyki, turkot i tetent.Smok wyciagnal szyje, popatrujac.Na równine wtoczyly sie trzy wielkie wozy, wypelnione zbrojnym ludem.Rozdzielajac sie zaczely okrazac smoka.- To.psiakrew, to milicja i cechy z Holopola! - zawolal Jaskier.- Obeszlizródla Braa! Tak, to oni! Patrzcie, to Kozojed, tam, na czele!Smok znizyl glowe, delikatnie popchnal w strone wozu male, szarawe, popiskujacestworzonko.Potem uderzyl ogonem po ziemi, zaryczal donosnie i pomknal jakstrzala na spotkanie Holopolan.- Co to jest? - spytala Yennefer.- To male? To, co kreci sie w trawie?Geralt?- To, czego smok bronil przed nami - powiedzial wiedzmin.- To, co wyklulo sieniedawno w jaskini, tam, w pólnocnym kanionie.Smoczatko wyklute z jajasmoczycy otrutej przez Kozojeda.Smoczatko, potykajac sie i szorujac po ziemi wypuklym brzuszkiem, chwiejniepodbieglo do wozu, pisnelo, stanelo slupka, rozcapierzylo skrzydelka, potem zasbez zastanowienia przylgnelo do boku czarodziejki.Yennefer, z wielceniewyrazna mina, westchnela glosno.- Lubi cie - mruknal Geralt.- Mlody, ale nieglupi - Jaskier wykrecajac sie w wiezach, wyszczerzyl zeby.-Patrzcie, gdzie wetknal lebek, chcialbym byc na jego miejscu, cholera.Hej,maly, uciekaj! To Yennefer! Postrach smoków! I wiedzminów.A przynajmniejjednego wiedzmina.- Milcz, Jaskier - krzyknal Dorregaray.- Patrzcie tam, na pole! Juz godopadli, niech ich zaraza!Wozy Holopolan, dudniac niczym bojowe rydwany, gnaly na atakujacego je smoka.- Lac go! - ryczal Kozojed, uczepiony pleców woznicy.- Lac go, kumotrzy, gdziepopadnie i czym popadnie! Nie zalowac!Smok zwinnie uskoczyl przed najezdzajacym na niego pierwszym wozem, blyskajacymostrzami kos, widel i rohatyn, ale dostal sie miedzy dwa nastepne, z których,targnieta rzemieniami, spadla na niego wielka, podwójna, rybacka siec.Smok,zaplatany, zwalil sie, poturlal, zwinal w klebek, rozkraczyl lapy.Siec, rwanana strzepy, zatrzeszczala ostro.Z pierwszego wozu, który zdolal zawrócic,cisnieto na niego nastepne sieci, oplatajac go dokumentnie.Dwa pozostale wozytez zakrecily, pomknely ku smokowi, turkocac i podskakujac na wybojach.- Popadles w sieci, karasiu! - darl sie Kozojed.- Zaraz my ciebie z luskioskrobiemy!Smok zaryczal, buchnal strzelajacym w niebo strumieniem pary.Holopolscymilicjanci sypneli sie ku niemu, zeskakujac z wozów.Smok zaryczal znowu,rozpaczliwie, rozwibrowanym rykiem.Z pólnocnego kanionu przyszla odpowiedz, wysoki, bojowy krzyk.Wyciagniete w szalenczym galopie, powiewajac jasnymi warkoczami, gwizdzacprzenikliwie, otoczone migotliwymi blyskami szabel, z wawozu wypadly.- Zerrikanki! - krzyknal wiedzmin bezsilnie szarpiac powrozy.- O, cholera! - zawtórowal Jaskier [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl