do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie o takim, którynam teraz zagra¿a, ale o takim, jakim móg³by byæ.I opowiedzia³, opisuj¹c mi swój kraj i jego dziwnych mieszkañców, mówi¹c o jegowielkoœci i potêdze, i o ciemnych zakamarkach.Dla ka¿dego cz³owieka góry irówniny jego ojczyzny s¹ najpiêkniejsze na œwiecie.Tym bardziej jeœli d³ugoprzebywa³ na wygnaniu.Arvon, który o¿y³ mi przed oczami dziêki s³owom Herrela,by³ znacznie piêkniejszy od wyludnionych, zniszczonych wojn¹ dolin HighHallacku, i podobny do zamieszkuj¹cego go narodu - postarza³y i zmêczony, toprawda, a mimo to potê¿ny.Wprawdzie wszyscy mieszkañcy tej krainy pos³ugiwali siê magi¹ i si³ami, którychnie mo¿na ani zwa¿yæ, ani zmierzyæ, i widzia³o siê tylko rezultaty ichdzia³alnoœci, ale dokonywali tego w niejednakowym stopniu i ró¿nymi rodzajamitych energii.W górze skali znajdowali siê mieszkaj¹cy na uboczu adepci,pogr¹¿eni w badaniach nad innymi czasami i œwiatami, którzy stykali siê znaszym œwiatem tylko chwilowo i z rzadka, a nawet niemal utracili ludzkiwygl¹d.W dole zaœ mo¿na by umieœciæ mieszkañców warownych zamków nale¿¹cych doczterech klanów: Czerwonych, Z³otych, Niebieskich i Srebrnych P³aszczy, którzyrzadko korzystali z magii i g³Ã³wnie bardzo d³ugim ¿yciem ró¿nili siê odmieszkañców Krainy Dolin.Miêdzy tymi dwiema skrajnoœciami pozostawa³a pewnaliczba obcych ludów: JeŸdŸcy Zwierzo³acy, plemiona opiekuj¹ce siê œwi¹tyniamiupersonifikowanych Mocy i Si³, rasa zamieszkuj¹ca rzeki i jeziora oraz taka,która nie oddala³a siê zbytnio od borów i lasów, a tak¿e istoty o zwierzêcymwygl¹dzie, obdarzone jednak inteligencj¹, która ca³kowicie ró¿ni³a je odzwierz¹t znanych w innych krajach.- Wydaje mi siê - powiedzia³am - ¿e w twoim Arvonie jest tak wiele cudów, ¿emo¿na by jechaæ przezeñ ca³¹ wiecznoœæ, patrz¹c i s³uchaj¹c.I nigdy nieobejrzeæ ich koñca!- Tak jak ja zakoñczy³em tê opowieœæ? - Herrel wsta³, zsun¹³ siê z pagórka ipodszed³ do stosu korzeni.Dopiero wtedy zauwa¿y³am, ¿e na niebo wyp³yn¹³srebrny ksiê¿yc.Herrel wsadzi³ czubek miecza w œrodek stosu i ma³a zielonaiskierka zapali³a siê na styku stali i drewna.Pocz¹tkowo korzenie tli³y siê powoli, opornie, jakby nie chcia³y poprzebudzeniu z wiekowego snu zamieniæ siê w popió³.Herrel trzykrotnie wsadza³brzeszczot w stos, za ka¿dym razem pogr¹¿aj¹c go coraz bardziej.Dopiero wtedyp³omienie niechêtnie pope³z³y w górê, buchaj¹c k³êbami czarnego dymu, którypotem zblad³ i u³o¿y³ siê w szarobia³y s³up.Tak mocno zacisnê³am rêkê na flakonie z destylowanym mo³y, ¿e krawêdziekryszta³u wpi³y mi siê w cia³o.Ju¿ nawet odkrêci³am korek, ale pohamowa³am siêi otwór zacisnê³am kciukiem, ¿eby nic siê nie wyla³o.Herrel podniós³ wysoko g³owê.Jego oczy po³yskiwa³y zieleni¹, cienie przemyka³ypo twarzy.Ale stoj¹c tak z obna¿onym mieczem w d³oni, nie przybra³ obcejpostaci.W koñcu odwróci³ g³owê i odezwa³ siê do mnie.Choæ nie by³a to ju¿znana mi mowa, zrozumia³am, co mówi.- P³omienie ich przyci¹gaj¹.Wsta³am i odesz³am od kamiennego filaru.Herrel nie pomóg³ mi zejœæ z pagórka,zachowywa³ siê tak, jakby zosta³ uwiêziony przy ognisku.Wobec tego jazbli¿y³am siê do niego i wyci¹gnê³am praw¹ rêkê (w lewej nadal œciska³am mo³y)ze s³owami:- Twój miecz, obroñco.Poruszy³ siê sztywno, zdawa³ siê walczyæ z jak¹œ si³¹, ¿eby podaæ mi orê¿.Czekaliœmy przy ognisku.Ksiê¿yc oœwietla³ drogê, ale w moim polu widzenia nicsiê na niej nie porusza³o.Po jakimœ czasie Herrel znów przemówi³.Jego g³osbrzmia³ jak dobiegaj¹cy z wielkiej odleg³oœci.- Zbli¿aj¹ siê.Byli blisko czy daleko? Kiedy muszê w³o¿yæ zbrojê, któr¹ da mi kilka kropliz³otego p³ynu? Zrzuci³am kciukiem korek i przy³o¿y³am flakon do ust.- S¹ szybcy.Wypi³am zawartoœæ buteleczki.Mia³a kwaskowaty, nieprzyjemny smak.Droga ju¿nie by³a pusta.Nie nadci¹ga³y ni¹, sadz¹c d³ugimi susami lub lec¹c, zwierzêtai ptaki, jak tego oczekiwa³am, mimo przestrogi Herrela, lecz mnóstwoulegaj¹cych ci¹g³ym przemianom postaci.Konny wojownik, który opad³ na ziemiêi zamieni³ siê w pe³zaj¹cego na brzuchu potwora z koszmarnego snu.Smok o³uskowatej skórze wsta³ jako cz³owiek ze skrzyd³ami u ramion i twarz¹ demona.Wci¹¿ siê przekszta³ca³y.Zda³am sobie sprawê, ¿e by³am zbyt pewna siebie.Jak znajdê Halse'a w tym t³umie szydz¹cym ze mnie poprzez ci¹g³¹ zmianê masek?Je¿eli mo³y nie wyostrzy³ mojego czarodziejskiego wzroku, to zostaliœmypokonani jeszcze przed walk¹.Stara³am siê zatrzymaæ spojrzenie na jednejsylwetce, na jakiejkolwiek sylwetce w pl¹taninie rozp³ywaj¹cych siê i powtórnieformuj¹cych kszta³tów.A potem.Z rêki, w której œciska³am rêkojeœæ miecza, trysnê³y strumyki niebieskiegoognia i sp³ynê³y po brzeszczocie.I przejrza³am.Zobaczy³am skupisko p³ynnie przekszta³caj¹cych siê postaci, za którymi kry³asiê grupa cz³ekokszta³tnych istot, koncentruj¹cych siê na podtrzymywaniu tychprzeistoczeñ.- Wyzywam was! - Chocia¿ nie zna³am zwyczajowej formu³y, powiedzia³am to, cowyda³o mi siê jedynie naturalne w takiej sytuacji.- Wszystkich czy jednego?Wymówiona nieludzkim g³osem odpowiedŸ zabrzêcza³a mi w uszach.A mo¿e tylkoodebra³am skierowan¹ do mnie myœl?- Jednego, od którego zale¿eæ bêd¹ wszyscy.- Co to znaczy "wszyscy"?- Ci, którzy czarami stworzyli moje drugie ja\ Ponuro wytê¿a³am czarodziejskiwzrok.Halse! Tak, znalaz³am Halse'a.Sta³ z przodu, na lewo ode mnie.- Czy nazwiesz go po imieniu, czarownico?- Nazwê.- Zgoda.- Zgoda na wszystko? - Nie ustêpowa³am.- Na wszystko.- A zatem - wskaza³am mieczem na Halse'a - wybieram spoœród was Halse'a.Pl¹tanina widmowych masek zadrga³a, zafalowa³a silnie i uspokoi³a siê nieco.A potem zniknê³a i staliœmy naprzeciw ludzi.- Wymieni³aœ w³aœciwe imiê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl