do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Słuchajcie! Jestem Benem Holidayem! Jestem królem Landover! Jestem.W uchylonych drzwiach ukazali się zaalarmowani jego krzykami strażnicy.Questor skinąłi strażnicy wzięli Bena za ręce.– Nie rób tego! – krzyczał.– Daj mi szansę.– Właśnie ją dostałeś! – zimno przerwał Questor Thews.– Wykorzystaj ją i opuść to miejsce!Krzyczącego, protestującego, miotającego się i usiłującego przekonać wszystkich o swej tożsamości Bena wyciągnięto z sali.Jego myśli były pełne gniewu i zawodu.Udało mu się przez moment dojrzeć wysoką, ubraną w ciemne szaty postać, obserwującą z pewnej odległości całe to wydarzenie.Meeks! Ben krzyczał jeszcze głośniej, usiłując się uwolnić.Jeden ze strażników zdzielił go, aż Ben ujrzał gwiazdy.Głowa mu opadła, a głos ucichł.Musiał coś zrobić! Ale co?Co?!Postać w ciemnych szatach zniknęła.Questor i Bunion pozostali w tyle.Ben został wywlec-zony przez bramę poza mury zamku.Most, który kazał wybudować po objęciu tronu był rozświetlony pochodniami.Przeciągnięto go po nim i porzucono po drugiej stronie.– Dobranoc, wasza wysokość – zadrwił jeden ze strażników.– Czekamy waszych rychłych odwiedzin – dodał drugi.Odeszli, śmiejąc się.– Następnym razem obetniemy mu uszy – powiedział jeden z nich.Ben leżał przez chwilę na ziemi, kręcąc głową.Powoli uniósł się i spojrzał na drugi koniec mostu.Lśniły tam światła zamku.Patrzał na wieże i umocnienia, lśniące srebrem w świetle ośmiu księżyców Landover.Słuchał cichnących głosów i ciężkiego skrzypienia zamykanych bram.Potem zapanowała cisza.Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło.– Matko! – wyszeptała Willow, a w jej głosie zabrzmiała nuta podniecenia i tęsknoty.Księżycowe światło osnuło wielką puszczę krainy jezior mieszaniną kolorów tęczy, rozpraszając cienie swoją chłodną jasnością.Parsnip cierpliwie oczekiwał jej przybycia gdzieś dalej, w obozowisku, wśród cieni.Elderew, stolica Władcy Rzek, spała pod kocem ciszy snem swych mieszkańców.Elderew było rodzinnym miastem Willow, a Władca Rzek był jej ojcem.Jednak nie przyszła tej nocy ani by oglądać swój dom, ani by spotkać ojca.Tańcząca przed nią nimfa leśna wyglądała jak obrazek z bajki.Willow uklękła na skraju otoczonej przez wiekowe sosny polany i oglądała ten magiczny spektakl.Jej matka wirowała i posuwała się do przodu przez ciszę nocy, lekka i efemeryczna, zrodzona z powietrza i pchana wiatrem.Była drobna – ledwie krzyna życia.Okrywała ją biała szata, półprzejrzysta i niewyobrażalnie powabna.Odbijała się w niej bladozielona twarz jej córki.Sięgające talii srebrzyste włosy powiewały i skrzyły się przy każdym ruchu, jak płomień białego ognia w ciemnościach nocy.Unosiła ją muzyka, którą tylko ona mogła słyszeć.Willow obserwowała w napięciu.Jej matka była dzikim stworzeniem – tak dzikim, że nie mogła żyć wśród ludzi, nawet wśród takich, jacy zamieszkiwali zaczarowaną krainę.Przez krótki czas była związana z ojcem Willow, lecz było to bardzo dawno temu.Gdy się spotkali, Władca Rzek niemal oszalał na jej punkcie – na punkcie nimfy leśnej, której nie mógł mieć.Potem ona na powrót zniknęła w lasach.Nigdy do niego nie powróciła.Willow narodziła się z tego krótkotrwałego związku, pozostając na zawsze czymś, co przypominało jej ojcu o zaczarowanej istocie, której zawsze pragnął, i której nigdy nie mógł mieć.Niezmierzona tęsknota przeplatała w nim miłość z nienawiścią.Jego uczucia wobec Willow zawsze były mieszane.Willow rozumiała to.Była sylfidą, grą żywiołów.Była dzieckiem obojga swoich rodziców: stałego ducha wodnego miała za ojca, za matkę – niestałą w niczym nimfę leśną.Domatorstwo ojca dało jej charakterowi pewną stabilność, lecz w równym stopniu tkwiła w niej dzikość matki.Była stworzeniem pełnym sprzeczności.Jej amorficzne ciało było zarazem ciałem człowieka i rośliny.Przez większą część cyklu księżycowego była człowiekiem, a drzewem przez krótki okres apeksu – jedną noc, co dwadzieścia dni.Ben był przerażony, gdy po raz pierwszy ujrzał jej transformację.Przemieniła się z człowieka w drzewo na tej właśnie polanie.Ben byłwstrząśnięty, lecz Willow była po prostu tym, kim była.Będzie musiał to w końcu zaakceptować.Wierzyła, że któregoś dnia będzie ją kochał i za to.Z jej ojcem zawsze było inaczej.Jego miłość była warunkowa i zawsze taką miała pozostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl