do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obróci³ g³owê i spojrza³ na swoj¹za³ogê.- Nie rozumiesz? Wlaz³ tam, do szybu, tak? I dobrze.Ten szyb koñczy siê przyœluzie.Po drodze jest tylko jedno ujœcie, którym mo¿na zwiaæ.Obstawimy je ipo krzyku.A póŸniej weŸmiemy miotacze, zapêdzimy skurwiela do œlu­zy i wypieprzymy wkosmos.- Jasne.- Ton g³osu, jakim mówi³a Lambert, wska­zywa³, ¿e nawigator Nostromonie podziela entuzjazmu kapi­tana.- Jasne, dla nas to drobiazg.Trzeba tylkowleŸæ za nim do szybu, zwijaæ siê jak glista w tych wszystkich zaka­markach,stan¹æ z nim twarz¹ w twarz i modliæ siê o cud, ¿eby nie przepada³ za ogniem zmiotacza.Dallas uœmiechn¹³ siê blado.- Tak, ktoœ tam musi wejœæ, a to nieco sprawê kompli­kuje, prawda? Ale ten planpowinien wypaliæ, zak³adaj¹c, ¿e obcy boi siê ognia.To najlepsze rozwi¹zanie.Nie musimy przypieraæ go do muru, nie musimy dr¿eæ ze strachu o to, ¿eby zdech³w p³omieniach, nim zd¹¿y wypaliæ w kad³ubie dziurê.Bêdzie siê cofa³ ca³yczas.wprost do otwartej œluzy.- Znakomicie, piêknie, wspaniale! - powiedzia³a Lambert.- Jest tylko ma³yproblem: kto wejdzie do szybu? Dallas omiót³ wzrokiem swoich ludzi, szukaj¹cnajod­powiedniejszego kandydata do œmiertelnych podchodów.Ash mia³ z nichwszystkich najsilniejsze nerwy, ale kapitan wci¹¿ nie by³ go tak do koñcapewien.Zreszt¹ Ash pracowa³ nad wynalezieniem odczynnika neutralizuj¹cegodzia³anie ¿r¹cego kwasu, jaki wydziela³ siê z ran obcego, a to defini­tywnieprzekreœla³o jego kandydaturê.Lambert trzyma³a twarz, to fakt, ale pod wp³ywem stre­su mo¿e okazaæ siês³absza ni¿ pozostali.Ripley? Ripley dotrwa dzielnie do ostatniej chwili, domomentu konfronta­cji, a potem.Dallas nie wiedzia³, czy Ripley wytrzyma, czynie sparali¿uje jej strach.Raczej nie, ale czy¿ na tej kruchej podstawie móg³pchaæ j¹ w objêcia œmierci?Parker.Parker zawsze udawa³, ¿e z niego kawa³ bez­dusznego sukinsyna.Gdera³, wiecznie narzeka³, ale kiedy przysz³o co do czego, umia³ byæ twardy izrobiæ co trzeba.W dodatku robi³ to dobrze, choæby prêty elektryczne imio­tacze ognia.No i Brett, to bydlê porwa³o Bretta, jego najlep­szegoprzyjaciela.Poza tym Parker zna³ swoj¹ broñ na wy­lot, najlepiej ni¹ w³ada³.Awiêc Parker.- No, Parker, zawsze chcia³eœ dostaæ pe³ny udzia³ i premiê, zgadza siê?- Niby.tak - powiedzia³ ostro¿nie in¿ynier.- To w³aŸ do szybu.- Dlaczego ja?Dallas chcia³ mu przedstawiæ kilka powodów, ale zre­zygnowa³ i uj¹³ rzecznajproœciej jak mo¿na:- Bo chcê zobaczyæ, czy zas³ugujesz na udzia³ i premiê, dlatego.Parker pokrêci³ g³ow¹ i cofn¹³ siê o krok.- O nie, ³askawco.Mo¿esz sobie wzi¹æ mój udzia³, mo¿esz sobie wzi¹æ moj¹premiê i ca³¹ pensjê.- Wskaza³ ge­stem ujœcie szybu.- Ale ja tam nie wejdê.- Ja pójdê.Ripley, Chcia³a zg³osiæ siê na ochotnika wczeœniej czy póŸniej.Zabawnadziewczyna.Dallas nigdy jej nie doce­nia³.Nikt jej chyba nie docenia³.- Daj spokój.- Dlaczego? - spyta³a zaczepnie.- W³aœnie, dlaczego? - wtr¹ci³ Parker.- Chce iœæ, to niech idzie.- Bo ja tak chcê - rzuci³ krótko Dallas.Zerkn¹³ na Ripley.Na jej twarzy malowa³a siê uraza i niepewnoœæ.Nierozumia³a, dlaczego nie pozwoli³ jej pójœæ.Bez znaczenia.Mo¿e kiedyœ jej towyt³umaczy.Jeœli sam zrozumie.- Obstawisz œluzê, Ripley - rozkaza³.- Ash, ty zo­staniesz tutaj na wypadek,gdyby to cholerstwo jakimœ cu­dem mnie przeskoczy³o i chcia³o wiaæ przezpakamerê.Par­ker i Lambert, obstawicie boczne ujœcie szybu, to, o którymmówi³em.Byli skonsternowani.Teraz nie ulega³o ju¿ w¹tpliwoœci, kto wejdzie do szybu.Ripley dobieg³a do przedsionka przy œluzie i ciê¿ko dy­sz¹c spojrza³a nadetektor.Ig³a namiernika ani drgnê³a.Rip­ley wcisnê³a przycisk na œcianie.Rozleg³ siê st³umiony szum i masywny luk œluzy stan¹³ otworem.Kiedy wokó³zaleg³a cisza, trzasnê³a prze³¹cznikiem interkomu.- Œluza gotowa.Parker i Lambert dotarli do bocznego ujœcia szybu, spoj­rzeli w górê i zastygliw bezruchu.Otwór na wysokoœci trzech czwartych œciany, na otworze krata.Wszystko wygl¹­da³o tak zwyczajnie, tak niewinnie.- Têdy wyjdzie, jeœli Dallas go nie dopadnie.- mruk­n¹³ Parker.Lambert skinê³a g³ow¹, podesz³a do interkomu i zamel­dowa³a, ¿e s¹ nastanowisku.Dallas nadal tkwi³ w pakamerze.Odebra³ meldunek Rip­ley, teraz rozmawia³ zLambert.Zada³ jej kilka pytañ, wy­s³ucha³ odpowiedzi i przerwa³ po³¹czenie.Ash poda³ mu miotacz.Kapitan wyregulowa³ lufê i odda³ kilka krótkich salw dlaprzetestowania broni.- Dzia³a.Parker nawet nie wie, jaki z niego mechanik.- Pochwyci³ spojrzenieAsha.- Coœ nie tak?- Jesteœ kapitanem, to twoja decyzja.Nie mam prawa zabieraæ g³osu.- Jesteœ oficerem odpowiedzialnym za sprawy nauko­we, tak? Tak.No to walœmia³o.O co chodzi?- To nie ma nic wspólnego z nauk¹.- S³uchaj, nie czas na takie pierdo³y.Co ciê gryzie? Ash zerkn¹³ na niego znieukrywan¹ ciekawoœci¹.- Dlaczego ty? Dlaczego nie wys³a³eœ Ripley? Zg³o­si³a siê na ochotnika, mape³ne kwalifikacje, da³aby sobie radê.­- Nie powinienem by³ ich drêczyæ - odpar³ sprawdza­j¹c poziom p³ynu wzbiorniczku miotacza.- B³¹d.Nikt nie mo¿e tam pójœæ, tylko ja.Na mniespoczywa najwiêksza od­powiedzialnoœæ.Kaza³em Kane'owi wejœæ do tej studni nawraku.Teraz moja kolej.Dot¹d nie ryzykowa³em, inni ry­zykowali za mnie.Czaswyrównaæ rachunki.- Jesteœ kapitanem, Dallas - zaoponowa³ Ash.- Ka­pitan musi byæ cz³owiekiemmyœl¹cym praktycznie, trzeŸwo, nie ¿adnym bohaterem.¯e wys³a³eœ do studniKane'a? I s³usznie, ka¿dy dowódca by tak post¹pi³, bo tak ka¿e regulamin.Sk¹dta nag³a zmiana?Dallas wyszczerzy³ zêby w szerokim uœmiechu.Nauko­wiec nieczêsto dawa³ siêprzy³apaæ na czymœ takim.- I ty to mówisz? Ty mi mówisz o regulaminie, Ash? Sam sobie zaprzeczasz.A ktootworzy³ œluzê? Kto nas wpuœ­ci³ na statek?Naukowiec nie odpowiedzia³.- Wiêc nie pouczaj mnie, co wolno, a czego nie wolno.- Jeœli zginiesz, bêdzienam ciê¿ko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl