[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestêpstwo wobec niej mog³oby oznaczaækoniec dla niego i dla ¿ycia jego rodziny w Svanskogen.On sam móg³by to znieœæ, lecz przecie¿ matka i m³odszerodzeñstwo rozpaczliwie potrzebuj¹ domu w Svarts-kogen.Przyczyniæ siê do wyrzucenia ich po prostu nawiejsk¹ drogê, wszystkich tych ma³ych dzieci.Nie, niemóg³ tego zrobiæ.Eldar by³ doœwiadczonym uwodzicielem, zawsze do-stawa³ od kobiet to, czego pragn¹³.To uczyni³o gocynicznym.I naprawdê myœla³ tak, jak mówi³ - ¿ew kobiecie widzi tylko obiekt po¿¹dania i nie warto siêwysilaæ, by na przyk³ad rozmawiaæ z kobietami.Kobietynie maj¹ mózgu, uwa¿a³, potraft¹ tylko chichotaæ i flir-towaæ, i zawsze s¹ chêtne na widok przystojnego mê¿czyz-ny.Villemo córka Kaleba by³a inna.Nie dlatego, i¿byuwa¿a³, ¿e ma wiêcej rozumu - chocia¿ wytrzeszczy³ oczy,kiedy zobaczy³, ¿e umie czytaæ i pisaæ.Nie, Villemo by³aprzede wszystkim dzieckiem, i o tym on nigdy niepowinien zapominaæ.Uwieœæ dziecko z rodu Ludzi Lodu,jego gospodarzy.Nie, o czymœ takim nie odwa¿y³ siênawet myœleæ.A poza tym musia³ postêpowaæ bardzodelikatnie z t¹ blisk¹ ubóstwienia adoracj¹, jak¹ muokazywa³a.To by³o k³opotliwe, ale te¿ bardzo mupochlebia³o.Z jakichœ idiotycznych powodów pragn¹³, bynie dowiedzia³a siê, jakim w gruncie rzeczy by³ draniem,¿e uwa¿a³ wszystkie te kobiety, które zdobywa³, zanadaj¹ce siê jedynie do takich pospiesznych, nie przyno-sz¹cych satysfakcji stosunków, jakie dotychczas nawi¹zy-wa³.Musia³ wiêc opanowaæ po¿¹danie wobec tej ma³ejistoty.By³o ono niebezpieczne, bardzo niebezpieczne, boEldar Svanskogen nale¿a³ do mê¿czyzn, którymi targaj¹silne namiêtnoœci.Villemo siedzia³a w milczeniu, próbuj¹c jakoœ zapano-waæ nad tym chaosem, który w niej narasta³.O zdrêt-wia³ych kolanach ca³kiem zapomnia³a.Nieziemsko czysta, platoniczna mi³oœæ.? Trzeba jejpowiedzieæ: ¿egnaj!"Nigdy nie wyjdê za m¹¿." "Okropnie jest mieædzieci." "Nigdy nikogo nie bêdê kochaæ w ten g³upi,obrzydliwy sposób jak."Wszystko to rozpada³o siê niczym domek z kart.Jaka¿ona by³a dziecinna!Teraz uœwiadomi³a sobie tak¿e, jak dalece siê myli³a,kiedy twierdzi³a, ¿e jej mi³oœæ bêdzie bezkompromiso-wa.Wierzy³a, ¿e to jej wrodzona cecha: umie postawiæwszystko na jedn¹ kartê, nie poczyni ustêpstw w ¿adnejdziedzinie.A tu! Nawet siê czegoœ takiego nie domyœ-la³a! Tego gwa³townego, prymitywnego uczucia, którewziê³o w posiadanie ca³e jej cia³o.Z przeta¿aj¹c¹ jasno-œci¹ dotar³o do niej nagle, ¿e to, co nazywa³a mi³oœci¹,by³o jedynie zapowiedzi¹, nieœmia³ym pocz¹tkiem.Do-piero teraz jej mi³oœæ stawa³a siê pe³na.Wszechogar-niaj¹ca.Przerazi³o j¹ to ponad wszelkie wyobra¿enie.Villemobowiem nie by³a Sol, pozbawion¹ wszelkich hamulców.Jeœli Sol chcia³a mieæ jakiegoœ mê¿czyznê w swoichobjêciach, troszczy³a siê jedynie o to, by siê tam znalaz³,a potem spêdza³a z nim rozkoszne chwile bez najmniej-szych wyrzutów sumienia.Villemo nie mog³aby zrobiæ niczego takiego, by jejdusza nie zosta³a rozdana na dwoje, pomiêdzy mi³oœæa szacunek dla domu i rodziny.Jej uczucia do Eldaramog³y wprawd¿ie uczyniæ j¹ gotow¹ na to, by daæ muwszystko, lecz potem p³aka³aby rzewnymi ³zami z ¿alu.Zewzglêdu na ojca i matkê i ze wzglêdu na wszystkichswoich kochanych krewnych i domowników.Ta spontaniczna, pe³na napiêcia przygoda mi³osnaz Eldarem Svanskogen przestawa³a byæ zabawna.Nieodczuwa³a z nim wiêzi psychicznej ani wzajemnegozrozumienia w tym trudnym po³o¿eniu, nie potraf³a te¿siê cieszyæ widokiem jego fantastycznego cia³a i twarzy.Bopo prostu od tej chwili nie chcia³a siê tym rozkoszowaæ.Bo¿e! Dobry Bo¿e, tak bym chcia³a odzyskaæ mojedzieciêce uczucia.Drgnê³a na dŸwiêk jego g³osu:- Ten, którego nazywasz pomocnikiem.Syver,wiesz.On jest rodzonym synem gospodarza Tobrann.Zmusi³a swój g³os, by brzmia³ normalnie.- Synem gospodarza? - szepnê³a zdumiona.- Dog³owy by mi nie przysz³o!- Tak jednak jest.S³ysza³em, jak s³u¿¹cy ze sob¹rozmawiali.- On sam prawie siê nie odzywa, tote¿ nigdy nies³ysza³am, jak siê zwraca do swoich rodziców.Czy onimaj¹ wiêcej dzieci?- Tak.Maj¹ jeszcze córkê, wydan¹ za w³aœcicielas¹siedniego maj¹tku.I tak mi siê wydaje, ¿e mieli jeszczedwoje, syna i córkê, ale o tym siê wyraŸnie nie mówi.- Dlaczego?- Tego nie wiem.Nagle wsta³ pospiesznie i poci¹gn¹³ j¹ za sob¹.Dotykjego silnej d³oni wywo³a³ w Villemo kolejny dreszcz.Wszystko miêdzy nimi by³o teraz nowe, ale ju¿ nie takpe³ne rozkosznego napiêcia jak przedtem.Napiêcie wpra-wdzie pozosta³o, ale jako nieprzyjemny skurcz odczuwa-ny w ca³ym ciele.- Wracamy? - zapyta³ oschle.- Jesteœ zbyt lekkoubrana, by staæ tyle czasu na dworze.Uwa¿aj tylko, ¿ebyciê nikt nie zobaczy³!- Oczywiœcie.W ka¿dym razie okazywa³ troskliwoœæ.Powinna byæmu za to wdziêczna.- Kiedy chcesz pójœæ do piwnicy? - pyta³a jakby niechc¹c zerwaæ jedynej wiêzi, ³¹cz¹cej j¹ z normalnym ¿yciem.- W ka¿dym razie nie dzisiaj.Najpierw muszê poroz-mawiaæ z naszym ³¹cznikiem, ostrzycielem no¿y.Mo¿edowiem siê czegoœ wiêcej.Po czym znikn¹³, poch³on¹³ go mrok okrywaj¹cydziedziniec.Villemo wpatrywa³a siê przed siebie, niewiedz¹c co pocz¹æ, pozbawiona swojej wielkiej ¿yciowejiluzji.Naprawdê nie mia³a pojêcia, czy potrafi stawiæ czo³otej fizycznej stronie ¿ycia, której istnienie dopiero co sobieuœwiadomi³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]