do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkąd opuścił dom, prześladowała go twarz matki, jej spojrzenie pełne nienawiści i strachu, jakby był groźnym intruzem.Wprawdzie nie musiał oddychać, ale to wspomnienie nadal przyprawiało go o ściskanie w piersi.Ale teraz.W dzieciństwie zawsze lubił podróżować, bo przebywanie w nowym miejscu oznaczało, że znalazł się daleko od wszystkich swoich problemów.Nawet tutaj, zaledwie po drugiej stronie rzeki od Brooklynu, obrazy, które nie dawały mu spokoju - śmierć rabusia, reakcja matki na jego wyznanie - wydawały się dalekie i zamazane.Może właśnie na tym polegał sekret, żeby być ciągle w ruchu.Jak rekin.Zmierzać tam, gdzie nikt człowieka nie znajdzie.„Będziesz tułaczem i wędrowcem na ziemi".Niestety, ta metoda była dobra tylko dla tych, którzy nie zostawiali nikogo bliskiego.Tej nocy spał niespokojnie.Choć słońce nie czyniło mu krzywdy, miał naturalną potrzebę, żeby przesypiać dzień, i kiedy już zwalczył niepokój i koszmary, obudził go późno słoneczny blask wlewający się przez okno.Simon włożył czyste ubranie i, worka żeglarskiego i wyszedł z sypialni.W kuchni zastał gospodarza smażącego bekon i jajka na teflonowej patelni.- Cześć, współlokatorze - pozdrowił go wesoło Kyle.- Chcesz śniadanie? Na widok jedzenia Simonowi zrobiło się niedobrze.- Nie, dzięki.Ale chętnie napiję się kawy.Usadowił się na jednym z lekko rozchwianych stołków barowych.Kyle pchnął w jego stronę po blacie wyszczerbiony kubek.- Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, bracie.Nawet jeśli już jest południe.Simon objął kubek i poczuł, jak ciepło wsącza się w jego zimną skórę.W myślach gorączkowo szukał tematu do rozmowy, żeby uniknąć uwag o tym, że tak mało je.- Nie zapytałem cię wczoraj.jak zarabiasz na życie? Kyle zdjął z patelni bekon i ugryzł kawałek.Simon zauważył, że złoty medalik na jego szyi ma wygrawerowany wzór z liści i słowa Beati Bellicosi.Wiedział, że słowo „beati" ma coś wspólnego ze świętymi.Widocznie Kyle był katolikiem.- Jako goniec rowerowy - odparł, żując bekon.- Świetne zajęcie.Jeżdżę po całym mieście, widzę wszystko, rozmawiam ze wszystkimi.To dużo lepsze niż ogólniak.- Rzuciłeś szkołę?- Zdałem GED.Wolę szkołę życia.- Simon uznałby, że Kyle jest śmieszny, gdyby nie fakt, że powiedział „szkoła życia" w taki sposób, w jaki mówił wszystko inne: z całkowitą szczerością.- A ty? Jakieś plany?O, żebyś wiedział.Tułać się po ziemi, siać zniszczenie i zadawać śmierć niewinnym ludziom.Może wypić trochę krwi.Żyć wiecznie, ale nie mieć z tego żadnej zabawy.Zwykłe rzeczy.- Na razie zdaję się na los.- To znaczy, że nie chcesz zostać muzykiem? - spytał Kyle.Na szczęście, w tym momencie zadzwonił telefon.Simon wyłowił go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.To była Maia.- Cześć.O co chodzi?- Idziesz dziś po południu z Clary na mierzenie sukien? - Jej głos trzeszczał od zakłóceń na linii.Zapewne telefonowała z kwatery stada w Chinatown, gdzie łączność pozostawiała wiele do życzenia.- Wiem od niej, że zmusiła cię, żebyś dotrzymał jej towarzystwa.- Co? A, racja.Tak.Będę.- Clary zażądała, żeby Simon poszedł razem z nią na mierzenie sukien dla druhny, a potem do księgarni do działu komiksów, by mogła odreagować te katusze.- W takim razie ja też przyjdę - oznajmiła Maia.- Muszę przekazać Luke'owi wiadomość od stada, a poza tym mam wrażenie, że nie widziałam cię od wieków.- Wiem.Przepraszam.- W porządku - rzuciła lekko Maia.- Ale będziesz musiał mi zdradzić, co włożysz na ślub, żebyśmy do siebie pasowali.Rozłączyła się, a Simon jeszcze przez chwilę gapił się na telefon.Clary miała rację.Ślub był dniem „D", a on był tragicznie nieprzygotowany do bitwy.- Jedna z twoich dziewczyn? - zapytał Kyle z ciekawością.- Czy ta ruda laska z garażu to jedna z nich? Ładniutka.- Nie.To Clary, moja najlepsza przyjaciółka.- Simon schował telefon do kieszeni.- I ma chłopaka.I to jakiego! Prawdziwą bombę nuklearną.Wierz mi.Kyle uśmiechnął się szeroko.- Ja tylko pytałem.- Wrzucił pustą patelnię do zlewu.- Więc jakie są te twoje dwie dziewczyny?- Bardzo, bardzo.różne.- Pod pewnymi względami są przeciwieństwami, pomyślał Simon.Maia była spokojna i mocno stąpała po ziemi, Isabelle prowadziła ekscytujące i niebezpieczne życie.Maia była spokojnym światłem w ciemności, Isabelle rozżarzoną gwiazdą, wirującą w pustce.- To znaczy, obie są wspaniałe.Piękne i bystre.- I nie wiedzą o sobie nawzajem? - Kyle oparł się o blat.- W ogóle? Simon nieoczekiwanie wdał się w wyjaśnienia: że kiedy wrócił z Idrisu (choć nie wymienił tej nazwy), obie zaczęły do niego wydzwaniać i koniecznie chciały spędzać z nim czas.A ponieważ lubił obie, umawiał się z nimi na randki.I w końcu z każdą zrobiło się trochę romantycznie, jednak on nigdy nie miał okazji im wyjaśnić, że spotyka się z kimś jeszcze.I potoczyła się śnieżna kula.On nie chciał zranić żadnej z nich, ale nie wiedział również co dalej.- Cóż, jeśli pytasz mnie o zdanie - rzekł Kyle, wylewając resztkę kawy do zlewu - powinieneś wybrać jedną z nich i przestać kręcić.Tak uważam.Ponieważ stał do niego plecami, Simon nie widział jego twarzy i przez chwilę zastanawiał się, czy Kyle jest zły, bo mówił wyjątkowo ostrym tonem.Ale kiedy się odwrócił, wyraz twarzy miał jak zawsze przyjazny.Simon doszedł do wniosku, że musiało mu się wydawać.- Wiem - powiedział.- Masz rację.- Spojrzał w stronę sypialni.- Posłuchaj, na pewno ci nie przeszkadza, że tutaj mieszkam? Mogę się wynieść w każdej chwili.- Możesz zostać tak długo, jak potrzebujesz.- Kyle otworzył kuchenną szufladę i zaczął w niej grzebać, aż znalazł to, czego szukał: zapasowe klucze na gumowym kółku.- To dla ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl