[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obrócił się na krześle i znów spojrzał na kolumnę dymu, dziwiąc się, że okna nie wyleciały z ram.Nad stadionem rozerwała się, bądź co bądź, bomba jądrowa, i to w odległości zaledwie ośmiu kilometrów od biura.Pozostałości grzyba atomowego rozwiewały się już nad pierwszymi łańcuchami Gór Skalistych, lecz wciąż dawało się je rozróżnić.W siad za grzybem rozwiewał się też czarny dym pożarów wokół miejsca wybuchu.Zniszczenia są na pewno……dziwnie niewielkie.Niewielkie? Co za idiotyczna myśl.Nie mając nic lepszego do roboty, Hoskins podniósł słuchawkę i specjalną linią połączył się z Waszyngtonem.–Połączcie z Murrayem.–Co tam, Walt?–Bardzo jesteś zajęty?–Powiem ci, że niespecjalnie.Ale jak u ciebie?–Uciszyliśmy rozgłośnie telewizyjne i centralę telefoniczną.Mam tylko nadzieję, że prezydent wytłumaczy się w naszym imieniu przed sądem.–Walt, nie pora na…–Nie dlatego dzwonię.–W takim razie, co masz mi do powiedzenia?–Widzę stąd dym nad stadionem, Dan.– W głosie Hoskinsa pobrzmiewało dziwne rozmarzenie.–Bardzo okropny widok?–Nie wiem, stąd widać tylko dym.Grzyb rozwiewa się już nad górami, taki trochę jakby pomarańczowy.Aha, zachód słońca, na tej wysokości opar odbija zachodzące słońce, chyba o to chodzi.Widzę mnóstwo mniejszych pożarów, rozświetlają kolumnę dymu znad stadionu.Dan?–Co takiego, Walt? – troskliwie zapytał Murray, domyślając się, że Hoskins jest w szoku.–Wiesz, że to dziwne.–Ale co dziwne?–Że ocalały mi szyby w oknach.Byłem ledwie osiem kilometrów od epicentrum, ale pękła u mnie tylko jedna szyba.Dziwne, co nie? – Hoskins namyślał się.– Zebrałem dla ciebie te materiały, które chciałeś, zdjęcia i tak dalej.Marvin Russell wybrał sobie burzliwy dzień, żeby umrzeć.Nieważne, zdobyłem w każdym razie dane z tych paszportów w jego pokoju.Czytać?–Mamy czas.–Jak chcesz.– Hoskins wyłączył się.–Walt zaczął gonić w piętkę, Pat – poinformował inspektora Murray.–Dziwisz się? – zapytał O’Day.–Wcale.–Kto wie, co się jeszcze może zdarzyć – dodał O’Day.–Ta twoja rodzina mieszka daleko od stadionu?–Nie za bardzo.–Osiem kilometrów – powtórzył cicho Murray.–Co takiego? – Walt mi powiedział, że jego biuro jest osiem kilometrów od stadionu, i że widzi dym przez okno.Nawet szyby w oknach ocalały.–Pieprzenie – skwitował to O’Day.– Chyba faktycznie mu odbiło.Osiem kilometrów, niemożliwe.–Co niemożliwe?–NORAD twierdzi, że bomba miała sto czy dwieście kiloton.Taki ładunek wywaliłby szyby w promieniu dziesiątków kilometrów.Żeby wywalić szybę, wystarczy jedna atmosfera nadciśnienia.–Skąd ty to wiesz?–Służyłem w marynarce wojennej, w rozpoznaniu, nie pamiętasz? Masę razy obliczałem ewentualne zniszczenia od rosyjskich głowic taktycznych.Ładunek o mocy stu kiloton nie zatopi okrętu z ośmiu kilometrów, ale rozwali nadbudówki, osmali farbę, spowoduje pożary… A wtedy kiepska sprawa.–Czyli w Denver paliłyby się firanki, i tak dalej?–Powinny – potwierdził O’Day.– Rzeczywiście, normalne zasłony w oknach zapaliłyby się zaraz, szczególnie ciemne.–Walt chyba nie stracił głowy aż tak, żeby nie zauważyć pożaru w swoim pokoju…Murray połączył się z Langley.–Mów, o co chodzi, Dan.– Jack nadal korzystał z telefonu z głośnikiem.–Podaj mi jeszcze raz dane o sile tego wybuchu.–Według informacji z NORAD-u, sto pięćdziesiąt, może nawet dwieście kiloton, co by odpowiadało dużej głowicy taktycznej albo malej strategicznej.A czemu pytasz?Siedzący naprzeciwko Ryana ekspert z naukowo-technicznego nastawił uszu.–Dopiero co rozmawiałem z zastępcą naczelnego agenta w Denver.Powiedział, że widzi ze swojego okna stadion.Odległość wynosi osiem kilometrów, Jack Agent twierdzi, że pękła tylko jedna szyba.–Pieprzenie – wtrącił się ekspert
[ Pobierz całość w formacie PDF ]