[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wygl¹dasz œwietnie, choæmuszê przyznaæ, ¿e czas nie obszed³ siê z tob¹ naj³askawiej.Je¿eli by³eœ w obozie wroga, powiedz nam, co tam widzia³eœ — nalega³ Joram.Och, by³em tam — upiera³ siê Simkin, muskaj¹c w¹sik smuk³ym palcem.— Czy mamto udowodniæ, mój Królu? Jestem w koñcu twoim B³aznem.Pamiêtasz? Dwie kartyŒmierci.Mia³eœ umrzeæ podwójnie.Niektórzy — tu spojrza³ koso na Saryona iMosiaha — œmiali siê ze mnie wtedy, ale teraz jakoœ im nie do œmiechu.Mia³empiekielne trudnoœci z dostaniem siê do obozu.Korytarz a¿ roi siê od tychczarnych i podstêpnych stworów — Simkin rzuci³ warlokom mia¿d¿¹ce spojrzenie —wszyscy czyhaj¹ na wrogów.To zreszt¹ wkrótce ulegnie zmianie — doda³nonszalancko.— Twój stary przyjaciel, ten, który nazywa sam siebie MendaCzarnoksiê¿nik, czy jakoœ tak, zapieczêtowa³ Korytarze.Joram zblad³ nagle do tego stopnia, ¿e Saryon pospieszy³ do jego boku, gotówudzieliæ mu pomocy.A wiêc to tak, pomyœla³ Saryon.Sta³o siê to, czegoobawia³ siê najbardziej.Menju — wyszepta³ Joram ledwie s³yszalnym g³osem.Jak powiadasz? Menju? O w³aœnie! Ohydne imiê! Sam facet jednak czaruj¹cy.Podró¿uje jednak w doœæ prymitywnym towarzystwie niewysokiego i przysadzistegowojaka, który nie pija herbaty.Niewa¿ne zreszt¹ usadowi³em siê na jego stolew³aœnie jako przeœliczny czajniczek do herbaty.Ten prymityw kaza³ mnie jednakwynieœæ jakiemuœ sier¿antowi o ciê¿kiej ³apie, na ca³e szczêœcie doœæ têpemu.Rzecz¹ najprostsz¹ w œwiecie by³o wróciæ do namiotu, gdy typ spojrza³ w drug¹stronê.Drogi ch³opcze, czy ty mnie s³uchasz?Joram nie odpowiedzia³.Odsuwaj¹c ³agodnie na bok d³oñ Saryona, podszed³ dokominka, szeleszcz¹c po posadzce bia³¹ szat¹.Opieraj¹c d³oñ na kamiennymobramowaniu, wpatrzy³ siêw dogasaj¹ce ju¿ p³omienie.Na jego twarzy malowa³y siê niepokój i troska.Jest tutaj! — odezwa³ siê wreszcie.— Jak¿eby inaczej, tego w³aœnie siêspodziewa³em.Ale jak to siê sta³o? Uciek³ czy sami go uwolnili? — odwróci³ siêod Simkina i spojrza³ nañ oczyma, które p³onê³y jaœniej ni¿ dogasaj¹ce wêgle.— Opisz mi tego cz³owieka.Jak on wygl¹da?Przystojny czort.Liczy sobie nie mniej ni¿ szeœædziesi¹tkê, choæ udaje, ¿e manajwy¿ej trzydzieœci dziewiêæ.Wysoki, szeroki w ramionach, siwe w³osy i piêknezêby.Mówi¹c miêdzy nami, nie s¹dzê, by by³y naturalne.Ubrany wprostprzera¿aj¹co fantastycznie.To on! — mrukn¹³ Joram, uderzaj¹c gniewnie piêœci¹ w obramowanie kominka.I jest dowódc¹ drogi ch³opcze.Wydaje siê, ¿e pocz¹tkowo major Boris mia³ naten temat inne zdanie i.ha, ha, ha! Zdarzy³ siê wtedy niezwykle zabawnyprzypadek.muszê wam o tym opowiedzieæ! Czarnoksiê¿nik.oj, bo pêknê!.przekszta³ci³ d³oñ majora.zamieniaj¹c j¹ w kurz¹ ³apê.Oooo.nie mogê.mina tego fujary by³a niezapomniana, zapewniam was! No tak.— Simkin wytar³oczy.— Trzeba by³o to widzieæ.O czym to ja.a, w³aœnie.Ten major gotówby³ siê wycofaæ, ale.jak mu tam by³o? Menju? W³aœnie.Wiêc ten Menjuprzekszta³ci³ d³oñ biedaka w pa³eczkê dobosza i wtedy major, choæ siê „wkurzy³"— jeœli darujecie mi to okreœlenie — to zmieni³ zamiar.Simkin wydawa³ siê ca³kowicie usatysfakcjonowany swoim ¿artem.I co dalej? — nalega³ Joram.Co „co dalej"? A, ty o tym.No wiêc zostaj¹.Joramie.— zacz¹³ Ksi¹¿ê surowo.Jakie s¹ ich plany? — pyta³ Joram, uciszaj¹c Ksiêcia gestem d³oni.By³o takie s³Ã³wko, którego u¿yli — mrukn¹³ Simkin,g³adz¹c swe w¹sy z namys³em.— S³owo, które opisa³o ich plany doœæ wyraŸnie.Niech sobie przypomnê.A! Mam! Ludobójstwo!Ludobójstwo? — powtórzy³ zaskoczony Garald.— Co to znaczy?Zabicie ca³ego narodu — odpar³ Joram ponuro.— Oczywiœcie.To jasne.Menjumusi zabiæ nas wszystkich.IV ALMINIE, ZMI£UJ SIÊ!JORAMIE, MÓW CISZEJ! — SYKN¥£ MOSIAH.Za póŸno.Otworzy³y siê drzwi i pojawi³asiê w nich Lady Ro-samunda.Jej twarz zdradza³a silne wzburzenie.Obie z MarienajwyraŸniej us³ysza³y s³owa Jorama.Jedynie Gwen nie okaza³a ¿adnych emocji— siedzia³a w fotelu i rozmawia³a z Hrabi¹ Devon.— Jestem pewna, ¿e skoro wyjaœni³am pañskie obiekcje, przesun¹ kredens z porcelan¹ z powrotem na pó³nocn¹ œcianê —mówi³a.— Czy coœ jeszcze? Powiada pan, myszy na strychu? Zjadaj¹ pañski portret, który tam z³o¿ono? Wspomnê o tym, ale.Oszo³omiona Lady Rosamunda przenosi³a wzrok z twarzy ma³¿onka na twarz córki iz powrotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]